poniedziałek, 30 grudnia 2013

Coś innego...

Cześć, cześć i czołgiem! Wczoraj pod rozdziałem napisałam, że dostałam 'coś' od założycielki bloga i dziś to dodam. A więc dodaję! Zrobiła ona dwa filmiki, które miały być bodajże wplecione w opowiadanie gdyby nadal je pisała. Moim skromnym zdaniem są one niesamowite i z wielką radością się z wami nimi dzielę.





Chciałabym też się zwrócić co do rozdziału. Jest ponad 50 wejść, a zaledwie 6 komentarzy -.- Nie wiem dlaczego prawie nikt nie komentuję. Nie podoba się wam? Nie chcecie abym pisałaś? Jeżeli tak to mi to napiszcie, na prawdę. Z chęcią przyjmuję komentarze, w którym każecie mi coś poprawić bo to pomaga. Nigdy nie stosowałam tego szantażu z komentarzami i rozdziałami ale chyba pogadam o tym z dziewczynami bo nie wiem jak was zmotywować do komentowania. Chciałabym jeszcze podziękować: Carolie Staniszewska, Lissa, Jade Bowtie, Mirrors, Ola Panek, Dominika W. 
Dziękuję za wasze komentarze, na prawdę :* 
Mam nadzieję, że nikogo nie uraziłam tym, że wymieniłam osoby spod ostatniego rozdziału, ponieważ wiem, że są też takie ludziki, które komentują i im też dziękuję z całego serduszka ♥
Kamila♥ 
A i zaczęłam prowadzić innego bloga: Dziękuję za powierzenie go w moje małe grabie 

niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział 23

Harry

Stałem na samym szczycie wieżowca spoglądając na dół. Korciło mnie. Tak cholernie chciałem skoczyć. Skończyć z tym wszystkim, poczuć się przez chwilę wolnym, a potem... Potem po prostu zginąć.
Czy gdy umrę ktoś będzie o mnie pamiętał? Czy ludzie będą dobrze o mnie mówić? Czy po 'fakcie' będę miał wielu przyjaciół?
Wiem, że książki zapamiętają mój dotyk jak i moje łzy.
Ciuchy zapamiętają mój zapach.
A ludzie? Oni w końcu zapomną, że kiedykolwiek istniałem. I wiecie co? Wcale nie miałbym im tego za złe. Też bym zapomniał. 
Ludzie biegną nie oglądając się za sobą. Śpieszymy się nie wiedząc gdzie właściwie podążamy. Mijamy ludzi, którzy na pierwszy rzut oka są szczęśliwi.
A co jeżeli ten pan po drugiej stronie ulicy właśnie umiera?
A co jeżeli twoja najlepsza przyjaciółka lub przyjaciel właśnie zatruwa swój organizm następnym papierosem?
A co jeżeli twoi rodzice właśnie się kłócą?
A co jeżeli jakaś biedna dziewczyna jest właśnie gwałcona w jakiejś ciemnej uliczce?
A co jeżeli właśnie TEN dzień jest twoim ostatnim?
A co jeżeli twój egoizm i brak empatii niszczy ciebie jak i twoich bliskich?
A co jeżeli zostaniesz sam?
Ja już zostałem. I muszę szczerze powiedzieć, że nienawidzę tego. Nie chcę być sam. Chcę mieć przy sobie osobę, którą pokocham całym sercem. Chcę mieć przy sobie drugą Lottie. Czemu drugą? Och to bardzo proste. Ta 'pierwsza' nigdy mi nie wybaczy. Zostaję mi więc tylko marzyć, że chodzi gdzieś tam po świecie dziewczyna podobna do niej, którą kiedyś spotkam i pokocham.
- Harry? Stary co ty odwalasz? - gdzieś za mną, bardzo daleko rozbrzmiewał głos Niall'a. Nie chciałem go słuchać. Nie chciałem słuchać nikogo.
- A na co ci to wygląda? - szepnąłem pod nosem i znów spojrzałem na dół. Tylko jeden krok i koniec. Wolność. 
- Harry, proszę cię zejdź stamtąd! Przerażasz mnie!
- Ja siebie też - wiatr poburzył moje włosy, które teraz zaczęły opadać mi na czoło. Podniosłem nogę i nim zdążyłem pomyśleć zrobiłem ten jeden krok. Krok ku... Właśnie. Ku czemu?

Lottie

Zamknęłam szafkę trochę za mocno przez co poustawiane w równe rządki szklanki zatrzęsły się wydając z siebie cichy dźwięk.
- Wow ktoś tu jest trochę nerwowy - Zayn wszedł do kuchni i gdy tylko zobaczył moje spojrzenie od razu zamilkł i przestał się uśmiechać. - Aż tak bardzo zdenerwował cię ten telefon?
- Słyszałeś? - zapytałam i usiadłam na blacie spuszczając lekko zażenowana głowę.
- Lepiej zapytaj kto tego nie słyszał. Darłaś się jak cholera - Malik rzucił mi jabłko, które sprawnie złapałam i mruknął do mnie.
- Przepraszam ale... Ugh! Tak mnie zdenerwowała, że no nie wytrzymam! - zdenerwowana zeskoczyłam z blatu i zaczęłam krążyć po kuchni. - Co im się tak nagle odwidziało? No dobra może i nie byli szczęśliwi gdy podjęłam decyzję o wyjeździe ale żeby takie coś?! Myślałam, że już się pogodzili z faktem, że zaczęłam samodzielne życie. I jeżeli teraz sobie myślą, że wrócę to się grubo mylą.
- A może oni po prostu chcą...
- Nawet nie waż się ich bronić!
- Lottie uspokój się - Zayn chwycił mnie za ramiona zatrzymując w miejscu. - Nie chcę nikogo bronić po prostu staram się zrozumieć twoich rodziców. Postaw się w ich sytuacji. Ich jedyna córeczka wyjeżdża z dala od domu i dzwoni raz na jakiś czas. Po prostu chcą cię mieć przy sobie choć przez chwilę.
- To się szybko obudzili - westchnęłam i spojrzałam Zayn'owi w oczy. Trochę dziwnie było mi przebywać z nim w jednym pomieszczeniu, jeszcze tak blisko po tym jak spędziliśmy razem noc.
- Lottie nie bądź na nich zła. Proszę - mimo wszystko nie mogłam się opierać. Nie jemu. Coś nie pozwalało mi sprzeciwiać się jego oczom. Wariujesz. 
- Idę dzisiaj do Daniela więc jakby mnie nie było jak wrócisz to nie wariuj - wykręciłam się z jego uścisku czując się lekko niezręcznie.
***
Nie wiem jak wczoraj ale dziś pod salą Daniela nie było tych wrednych policjantów co dwa dni temu. Dziś stali tam jacyś młodsi mężczyźni, przyglądając się paradującym pielęgniarkom z dziwnymi uśmiechami na twarzach.
- Dzień dobry - przywitałam się siląc na jako taki uśmiech. Obydwaj mężczyźni przenieśli swój wzrok na mnie uśmiechając się szczerze.
- Dzień dobry. Zabłądziłaś? - zapytał jeden z nich. Nie brzmiał jakby chciał mnie poniżyć lub zdenerwować. Brzmiał bardziej jakby chciał mi pomóc co było całkiem zbędne.
- Nie. Przyszłam do Daniela - odpowiedziałam i tym razem uśmiechnięcie się nie przyniosło mi żadnego trudu.
- Awww patrz George przyszła odwiedzić swojego chłopaka - wyższy z policjantów oparł głowę o ramię Georga, a ten natomiast od razu się od niego odsunął.
- Ile razy mam ci powtarzać, że nie masz u mnie szans? Mam żonę - jakby na dowód swoich słów podniósł rękę ukazując złotą obrączkę na jednym z palców.
- Pfff to nie. A może pani chciałaby zostać mą randką?- parsknęłam śmiechem i oblizałam spierzchnięte wargi.
- Niestety muszę odrzucić pańską propozycję - uśmiechnęłam się delikatnie. - A teraz przepraszam ale czy mogę wejść do Daniela?
- Och! Tak, tak oczywiście proszę. Tylko nie siedź za długo bo nas opieprzą - policjant, który odrzucił 'zaloty' Georga otworzył dla mnie drzwi i przytrzymał dopóki nie weszłam do środka.
Daniel spał spokojnie z lekkim uśmiechem na ustach. Usiadłam na krzesełku stojącym przy jego łóżku i pogłaskałam go po policzku.
Chciałabym się w nim zakochać. Chciałabym aby on mnie pokochał. Miłością szczerą, czystą i piękną. Chciałabym aby to on o mnie walczył tak jak robił to Harry. Daniel by mnie nie skrzywdził. Nie założyłby się o mnie. Nie przespałby się z moją kuzynką. Dbałby o mnie. Pamiętałby. Jestem tego pewna.
- Co się tak na mnie gapisz Smith, co? - zapytał chłopak nie otwierając oczu. Uśmiechnęłam się szczerze słysząc jego wesoły głos.
- Marzę Parks. Marzę - dotknęłam dłonią jego policzka podczas gdy on podniósł swoje powieki ukazując mi swoje brązowe oczy.
- Ach, jestem taki pociągający, że wszyscy o mnie marzą - chłopak westchnął i poprawił sobie poduszkę, która lekko mu się zsuwała z łóżka.
- Masz za wysoką samoocenę Lucas - odgryzłam się i pokazałam mu język.
- Nieeee. Tylko nie to. Nadal nie rozumiem jak rodzice mogli mnie skrzywdzić takim imieniem - Daniel zakrył sobie twarz poduszką, a ja zaczęłam się śmiać. Tak bardzo chciałabym abyś to był ty. 
***
Otworzyłam drzwi przytrzymując nogą jedną nogą aby mi się nie zamknęły. Postawiłam w korytarzu torby z zakupami po czym zamknęłam drzwi od razu przekręcając klucz w drzwiach.
- Malik! Rusz swoje szanowne dupsko i mi pomóż! - wrzasnęłam ściągając kurtkę i odwieszając ją na wieszak. - Wiem, że jesteś w domu! A po za tym nie uwierzysz co się stało! Przechodziłam obok... - przerwałam swoją opowieść gdy weszłam do salonu i zobaczyłam siedzącego na kanapie Zayn'a, a na przeciwko niego w fotelu siedział Niall.
- Cześć Lottie - odezwał się blondyn lekko mnie tym samym zadziwiając. Jak mieszkałam u chłopaków byłam dla niego niemal jak powietrze. Niewidzialna.
- Hej - odpowiedziałam i spojrzałam na Zayn'a. - Przepraszam nie wiedziałam, że masz gościa. Już znikam.
- Nie! - krzyknął Malik wstając raptownie z kanapy. - Przepraszam. Chodź tu. To również po część dotyczy ciebie. - Dodał spokojniej znów siadając na kanapę.
Z szybko bijącym sercem podeszłam do mebla i usiadłam obok bruneta spuszczając zawstydzona głowę.
- A więc? O co chodzi? - zapytałam i rzuciłam lekko spanikowane spojrzenie na Zayn'a. Chłopak siedział zgarbiony chowając twarz w dłoniach.
- Harry chciał... Próbował... Znaczy wyglądało to jak próbował się zabić - powiedział blondyn, a moje przed chwilą szybko bijące serce teraz niemal nie biło wcale.
Harry próbował się zabić. Próbował. Się. Zabić. O Boże.
Zakryłam dłonią usta powstrzymując się od łez, które niebezpiecznie balansowały w moich oczach.
Łzy wcale nie są takie złe, jak każdy myśli. Przecież one nam pomagają. Gdyby nie płacz dusilibyśmy w sobie wszystkie żale, emocję. To tak jak z radością. Gdy jesteśmy szczęśliwi, radośni- śmiejemy się. A gdy jesteśmy źli, przygnębieni- płaczemy. Czy to oznacza, że powinnam w tej chwili płakać? Nie powinnam się powstrzymywać? Przecież łzy nam pomagają. To dlaczego ja nie chcę ich wypuścić? Dlaczego nie chcę okazać swojej następnej słabości, jaką jest Harry?
- Co z nim? - udało mi się wydusić po chwili ciszy. Musiałam to wszystko poukładać, jakoś ochłonąć, a przede wszystkim dowiedzieć się co z Harrym.
- Nic mu nie jest. Ale gdybym tam nie poszedł... Lottie on jest załamany. Cały czas o tobie mówi. Nic nie je, nie pije. Tak jakby już nie żył. Porozmawiaj z nim, proszę.
- Nie. Nie mogę Niall - zaczęłam kręcić przecząco głową chcąc wyrzucić z głowy obraz nieruchomego ciała Harry'ego.
- Oczywiście, że możesz! Tylko kurwa nie chcesz! Chcesz się na nim zemścić za to co ci zrobił dlatego go niszczysz! - podniosłam odważnie głowę słysząc krzyk, nie przepraszam- wrzask chłopaka.
- Nie masz pojęcia o czym mówisz Niall. Chcę, bardzo chcę z nim porozmawiać ale wiem, że nie mogę. Muszę o nim zapomnieć, a on o mnie. I dla twojej wiadomości, to ON zniszczył mnie jak i siebie - odpowiedziałam spokojnie będąc dumną ze swojego opanowanego tonu oraz doboru słów.
- Lottie, Niall ma rację. Musisz z nim porozmawiać. Powiedzieć, żeby więcej nie robił takich rzeczy - tym razem głos zabrał Zayn.
- I ty myślisz, że on mnie posłucha? Proszę cię! Mogę się założyć, że zastosowałby szantaż. Albo z nim będę, albo on się zabiję i ty doskonale o tym wiesz - wstałam z kanapy i zaczęłam krążyć po pomieszczeniu dopóki nie doszłam do okna, z widokiem na miasto.
- Lottie to nasza wina. Moja wina. Zabrałem cię mu. Byłem na tyle egoistyczny, że zabrałem mu osobę, którą kocha - Zayn zaśmiał się histerycznie i wczepił swoje długie palce we włosy ciągnąc je w geście zdenerwowania i bezradności.
- Chyba cię porąbało! A gdzie w tym wszystkim jestem ja?! Gdzie moje uczucia?! To, że on mnie kocha wcale nie musi oznaczać, że i jak go kocham!
- Doskonale wiesz, że tak! Doskonale kurwa wiesz, że go kochasz! - wściekły chłopak zerwał się z kanapy i chwyciwszy wazon stojący na stoliku rzucił nim przez salon, aż ten nie spotkał się z murowaną ściną, rozbijając się na setki kawałeczków.
- A nawet jeżeli to co?! Mam do niego polecieć bo wy mi tak każecie?! Mam dość bycia jakimś przedmiotem! Wystarczy, że Louis mną pomiatał! Jeżeli Harry jest na tyle głupi, żeby się zabić dlatego, że jakaś dziewczyna go odrzuciła to proszę bardzo! Niech to robi! Nie będę mu w tym przeszkadzała!
- Przestań! Obydwoje wiemy, że tak nie myślisz!
- A właśnie, że myślę! Mam w dupie to co on robi! Mam w dupie to, że czuję się urażony i samotny! Ja się tak czuję od samego przyjazdu do tego pieprzonego miasta! - gardło piekło mnie niemiłosiernie od tego ciągłego krzyku ale za to poczułam się w pewien sposób wolna. Chociaż raz się postawiłam i powiedziałam wszystko co chciała, nawet jeżeli miałoby to być kłamstwo.
Dopiero teraz gdy nastała cisza zorientowałam się, że temu wszystkiemu przyglądał się i przysłuchiwał Niall. Patrzył na mnie zdziwiony i jakby trochę przerażony. Westchnęłam cicho po czym zrezygnowana i ze spuszczoną głową udałam się do swoje pokoju zamykając za sobą drzwi. Niech się dzieje co chce. JA do Harry'ego na pewno NIE pójdę.
Rzuciłam się na swoje łóżko i zmarszczyłam czoło. Niby było wygodne, a niby nie. Noc spędziłam w łóżku Zayn'a, może dlatego czułam się dziwnie.
Usiadłam na brzegu materaca, a mój wzrok pobiegł w stronę zeszytu leżącego na biurku i kubeczka z długopisami. Nie wiele myśląc usiadłam na krześle przy ciemnym, drewniany biurku po czym otwarłam swój zeszyt ale nim cokolwiek napisałam zastanowiłam się chwilę.
Coś nie pozwalało mi w nim pisać. On go dotykał. Nie mogłam pisać tak jak wcześniej bo wiedziałam, że ten zeszyt to już nie tylko moja tajemnica. Wszystko co się w nim znajdowało zostało już przeczytane, a ja potrzebowałam pewnego rodzaju intymności i prywatno.
Wyrwałam kartkę z końca zeszytu i wzięłam do ręki długopis.

1.Krąg otacza ziemię,
Szansa i wybór złamały mu serce.
Jego niewinne ramię przesuwa się by mnie ocalić
Jestem oszczędzona.

Jego piękne ramie jest krwawe i odcięte 
Jego serce wyrwane, aby pokazać, że mnie kocha

Lecz nie potrafiłam mu uwierzyć
Zrobił wszystko co mógł
I nadal nie potrafiłam mu uwierzyć

Zostawiłam jego ramiona puste i związane
Wyciągnięte do mnie aż do jego śmierci
Zostawiłam jego ramiona puste i związane
Wyciągnięte do mnie aż do jego śmierci

Żaden człowiek nie pokazuję większej miłości
Niż wtedy gdy mężczyzna
Poświęca swe życie
Dla ukochanej

Zostawiłam jego ramiona puste i związane
Wyciągnięte do mnie aż do jego śmierci
Zostawiłam jego ramiona puste i związane
Wyciągnięte do mnie aż do śmierci 

Tutaj żyję
I nie mam prawa
On dał mi prawo
Kosztem swego życia
Porannym miłosierdziem 

Wierzę
Co jeśli wierzę ci teraz
Czy to kiedykolwiek zmieni te serce?
Przebacz mi, uwierz mi
Proszę wróć do życia

Wierzę
Co jeżeli wierzę ci teraz
Czy to kiedykolwiek zmieni te serce?
Przebacz mi, uwierz mi
Proszę wróć do życi
Wróć do mojego życia

Wierzę
Co jeśli wierzę ci teraz
Przebacz mi, uwierz mi
Proszę wrócić do życia

Odłożyłam długopis zdziwiona i przeczytałam wszystko to co napisałam. Wszystkie towarzyszące mi w tej chwili uczucia znalazły się na tej białej, wystrzępionej kartce papieru.
- Lottie...- usłyszałam za sobą szept. Odwróciłam się raptownie na krześle. W progu stał skruszony Zayn przypatrując mi się uporczywie.  
- Co chcesz? - zapytałam oschle po czym odwróciłam się i schowałam wyrwaną kartkę do zeszytu zamykając go od razu.
- Chciałem cię przeprosić. Nie powinienem był na ciebie krzyczeć i naciskać. Wszystko co powiedziałaś to prawda. Przepraszam - westchnęłam i wstałam z krzesła podchodząc do Zayn'a. Od razu przytuliłam się do niego pragnąć jego bliskości.
- Ja też przepraszam - wyszeptałam i jeszcze ciaśniej oplotłam jego ciało swoimi rękoma.
Teraz naradziło się pytanie. Do kogo odnosi się ta piosenka? Kogo proszę aby wrócił do mojego życia. Harry'ego czy Zayn'a.
------------------------------------------------
*tekst piosenki zespołu: TUTAJ
----------------------------------------------
Hej! Dziś piszę sama, i właściwie rozdział dokończyłam dzięki mojemu chłopakowi, który wysłał mi tą piosenkę, którą 'rzekomo' Lottie napisała :* Nie wiem co się dzieje z dziewczynami, ale jakoś są nieosiągalne :/ Cóż nie rozpisuję się bo siostra mnie pogania :) Mam nadzieję, że rozdział się wam spodoba, sorry za błędy ale nie mam czasu na poprawki. A! I jeszcze jutro dodam coś co dostałam ostatnio od założycielki bloga! Dobranoc! :*
Kamila♥

niedziela, 22 grudnia 2013

Rozdział 22

Śmiać mi się chciało z argumentów Zayn'a dlaczego akurat na te mieszkanie powinniśmy się zdecydować. Podobno jest on błyskotliwy, a w tej chwili robi z siebie idiotę próbując przekonać mnie do mieszkania, które było niesamowite. 
- No ale popatrz tylko! Masz widok na miasto! Jeżeli nie podoba ci się wystrój zawsze możemy go zmienić! Lottie no! - spojrzał na mnie tym swoim błagalnym wzrokiem i szczerze nawet gdyby chciał kupić jakąś norę i spojrzałby tak na mnie zgodziłabym się. Chwila, co?! 
- Zayn kochaniutki ja już dawno zdecydowałam. Jak tylko weszliśmy od razu wiedziałam, że to właśnie tutaj powinniśmy zacząć nasze nowe życie - odparłam, a on po chwili uśmiechnął się do mnie szeroko i chyba w przypływie impulsu przytulił mnie mocno do siebie.
- Pójdę po tego faceta od nieruchomości - powiedział i wybiegł z mieszkania szczęśliwy. 
Uśmiechnęłam się pod nosem i  podeszłam do dużego okna. Przede mną rozciągał się widok Londynu w samo południe. Ludzie chodzili po chodnikach nie zwracając na siebie uwagi. Samochody trąbiły na siebie na wzajem jakby to coś miało dać. 
Może gdyby Harry nie okazał się skończonym dupkiem stałabym tutaj z nim? Może bylibyśmy szczęśliwą parą? Mogę się założyć, że chciałby zmienić wygląd salonu, a ja pewnie bym mu na to nie pozwoliła przez co byśmy się pokłócili, a potem by mnie przeprosił. Spędzalibyśmy wolny czas na jasnej kanapie. Oglądalibyśmy jego ulubione filmy. Wszystko robiłabym z nim. Co? Lottie przestań. Dlaczego ja w ogóle o nim pomyślałam? Dlaczego on cały czas siedzi w mojej głowie? Jesteś tu z Zayn'em. Tak. Z Zayn'em- moim przyjacielem.
- Lottie? - odwróciłam się gwałtownie słysząc cichy głos za moimi plecami. Przy stole w kuchni stał Zayn wraz z niskim i lekko przy grubawym mężczyzną. Podeszłam po woli do stołu i zobaczyłam, że na umowie o kupno mieszkania brakuję tylko jednego podpisu. Mojego. 
Wzięłam do trzęsącej się dłoni długopis i tylko przez krótką chwilę zawahałam się. Czy aby na pewno tego chcę? Nim zdążyłam rozważyć wszystkie za i przeciw przycisnęłam długopis do kartki i złożyłam swój koślawy podpis. A więc to już.

Zayn

Widziałem, że się zawahała. Nie była pewna co do tego czy chce zamieszkać razem ze mną. Bała się mnie? Wątpię w to. Raczej bała się tego co to wszystko może nam przynieść. Bała się, że poczuję do mnie coś czego nie powinna.
 Nie dziwię się jej.
 Również się bałem. Wiedziałem, nie byłem wręcz pewny tego, że chcę to mieszkanie dzielić z nią ale bałem się tego co może się wydarzyć. 
Obiecałem jej, że będziemy tylko przyjaciółmi, a jak na razie to tylko ona traktuję mnie jako przyjaciela. Ja po prostu nie potrafię tego zrobić. 
To jak moje ciało reaguję na jej dotyk, jak moje serce przyspiesza gdy tylko ją widzę świadczy samo za siebie.
Nigdy nie będę wstanie traktować Charlotte Smith jak przyjaciółkę. 

Lottie

Zdenerwowana stąpałam po schodach pnąc się w górę. Przyjechałam z Zayn'em do domu chłopaków po nasze rzeczy. Jak na razie nie spotkałam nikogo z czego bardzo się cieszyłam. Na prawdę nie miałam najmniejszej ochoty napatoczyć się na któregoś z chłopaków czy Perrie. 
Malik już pewnie dawno pakuję swoje rzeczy, a ja nadal stoję przed drzwiami swojej dawnej sypialni i boję się nacisnąć tą głupią klamkę. Weź się w garść! Im szybciej to zrobisz, tym szybciej stąd wyjdziesz. Położyłam dłoń na chłodnej klamce i po prostu ją nacisnęłam popychając drzwi. To co zobaczyłam w środku nie tyle co mnie zdziwiło, a przeraziło. Wszystkie rzeczy jakie tutaj zostawiłam zostały wyrzucone z szuflad jak i z garderoby. Zdjęcia, które kiedyś poustawiałam na komodzie leżały na podłodze w potoczonym lub pękniętym szkle. A najgorszą częścią z tego wszystkiego był Harry, klęczący w środku tego bałaganu. Płakał co mogłam wywnioskować po jego trzęsących się ramionach. 
- Harry? - zapytałam cicho. Chłopak podniósł głowę do góry ukazując mi swoje czerwone oczy oraz łzy na policzkach.
- Lottie... - wyszeptał i wstał chwiejąc się delikatnie. - Wróciłaś. Tak bardzo się bałem, że już cię nigdy nie zobaczę. Bałem się, że cię straciłem.
- Bo straciłeś - może i zachowywałam się jak bezduszna suka ale nie potrafiłam inaczej. Jakąś godzinę temu marzyłam o tym, aby to Harry kupował ze mną mieszkanie, a teraz mam ochotę skrzywdzić go równie mocno co on mnie.
- Nie mów tak - pokręcił głową jakby chciał pozbyć się moich słów ze swoich myśli. - Nie mogę cię stracić. Przecież on... Przecież on powiedział, że wszystko będzie dobrze.
- Jesteś pijany? - zapytałam widząc dziwne zachowanie Harry'ego. Na prawdę liczyłam na przeczącą odpowiedź, no bo serio kto miałby ochotę użerać się z pijanym Harrym? 
- Tak. Nie. Nie wiem. Może. Boże Lottie tak bardzo chciałem cię zobaczyć.
- No i zobaczyłeś. A teraz wyjdź. Muszę się spakować - ominęłam go i zaczęłam zbierać wszystkie rzeczy po czym bez składania wpychałam je do torby, którą przyniosłam wraz ze sobą.
- Co ty robisz?
- Jak to co? Nie widać? Pakuję się - chciałam się do niego nie odzywać. Chciałam go zignorować leczy nie umiałam tego zrobić. Na prawdę. Coś kazało mi mu odpowiadać nawet jeżeli moje wypowiedzi miały brzmieć wrednie.
- Ale po co? Myślałem, że... Myślałem, że wrócisz tutaj. Do nas. Do mnie - wyprostowałam się i spojrzałam na niego. 
- Do was? Do ciebie? Kpisz sobie ze mnie Harry? Sądzisz, że po tym wszystkim co mi zrobiłeś chciałabym tutaj zamieszkać? Patrzeć na ciebie i przypominać sobie o tym co mi zrobiłeś? Jesteś żałosny - w jego oczach na nowo zamigotały łzy, a mnie ścisnęło serce. Daj spokój. Ty też przez niego płakałaś. 
- Wiem Lottie. Wiem jestem żałosny i jestem idiotą ale proszę cię. Nie wręcz błagam nie wyprowadzaj się. Zostań tutaj - to jak do mnie mówił zrobiły na mnie wrażenie. Na prawdę. 
W mojej głowie zrodziła się myśl aby rzucić to wszystko w cholerę i zostać tutaj z nim. Może wtedy udałoby mi się uporać z tymi wszystkimi uczuciami? Może udałoby mi się nawet wybaczyć mu te wszystkie kłamstwa? 

 - Harry? Wszystko w porządku? - zapytałam i położyłam dłoń na jego ramieniu chcąc go jakoś uspokoić.
- Nie zasługuję na to abyś mnie dotykała - powiedział i ściągnął delikatnie moją dłoń.-  Jestem chujem, Lottie.
- Przestań - przerwałam mu momentalnie. - Przestań tak o sobie mówić - dodałam spokojniej i chwyciłam jego smutną twarz w moje dłonie - Jesteś cudownym chłopakiem Harry.
- No właśnie nie. Jestem kretynem, Lottie. I tak bardzo cię przepraszam. Gdybym wiedział... Boże gdybym był choć trochę mądrzejszy.
 - Harry proszę cię powiedz wreszcie o co chodzi bo zaczynam się bać. Serio - moje serce przyspieszyło na tyle, że słyszałam jak krew krąży w moich żyłach z coraz większym ciśnieniem.  
- Gdy do nas przyjechałaś... Louis do mnie zadzwonił i złożył pewną propozycję. Ja na początku nie chciałem się zgodzić dopóki cię nie zobaczyłem. Potem... Jakoś tak samo wyszło, że się zgodziłem.
  - Na co się zgodziłeś? Jaką propozycję złożył ci Louis?
- Zgodziłem się na... On chciał się założyć. Chciał się założyć o ciebie. Wygra ten, który pierwszy się z tobą prześpi - wyszeptał i spuścił głowę na dół. 
Moje ręce zsunęły się z jego twarzy i zawisły bezwładnie wzdłuż mojego ciała.

- Nie mogę. Nie potrafię, a może nie chcę. To wszystko... To za dużo jak dla mnie Harry - spuściłam głowę i znów poczułam się jak wtedy gdy brunet wyznał mi to, że się o mnie założył. Wszystko powróciło ze zdwojoną siłą.
Odwróciłam się do niego tyłem i znów zaczęłam pakować swoje rzeczy. Siłą powstrzymywałam łzy cisnące mi się do oczu. Nie mogłam płakać. Nie przy nim i nie w tym domu. 
- Lottie - szepnął bardzo blisko mnie. Wyprostowałam się i zostałam odwrócona w jego stronę. Harry przez chwilę wpatrywał się w moje oczy, potem spojrzał na moje usta i po prostu mnie pocałował. Z całym żalem jaki w sobie krył, ze smutkiem, miłością i złością. 
To było coś czego potrzebowałam od wielu dni. Jego idealne usta napierające na moje. Jego dłonie na mojej talii utrzymujące mnie przy nim. To wszystko było idealne. Było nasze. Ja byłam jego. I przez tą krótką chwilę nic się nie liczyło. Nie było żadnych kłamstw, kłótni czy łez. Byliśmy tylko my i to było niesamowite.
- Chcę abyś była szczęśliwa - wyszeptał z ustami tuż przy moich. Jego ciepły oddech otulał moją twarz. Jego duże dłonie pewnie trzymały moje ciało.
- Skoro tak to zostaw mnie w spokoju - nie kontrolowałam swoich słów. Nawet nie pomyślałam nad tym co chcę mu powiedzieć. Po prostu to zrobiłam i od razu zaczęłam żałować.
Harry odsunął się ode mnie, zsunął dłonie z mojego ciała i pokiwała lekko głową.
- Dobrze - odpowiedział i powstrzymując łzy skierował się w stronę drzwi. - Przepraszam - szepnął i odszedł zostawiając mnie samą. 
Chciałam krzyczeć. Nie wrzeszczeć aby wrócił. Aby znów mnie pocałował. Byłam pewna, że gdybym to zrobiła wróciłby. To dlaczego tego nie robię? Dlaczego nie krzyczę? Bo nie mogę...
Dopiero teraz uświadomiłam sobie dwie rzeczy. Kocham go mocniej niż myślałam.
I to, że on wcale nie był pijany. On po prostu wariował. Wariował z miłości i tęsknoty do mnie.
***
- Wiedziałaś jak to się może skończyć Lottie - powiedział Zayn ze skruchą w głosie. Siedziałam tu od dziesięciu minut opowiadając mu to co dziś się stało. Pociągnęłam nosem i zamknęłam oczy. Jakby to miało w czymś pomóc.  Próbowałam zapomnieć o wszystkich problemach.
- Będąc tutaj miałam poczuć się lepiej, a wiesz co? Jest jeszcze gorzej - powiedziałam. Nie kłamałam. Byłam załamana emocjonalnie. Chciałam tu zamieszkać i uciec od Harrego, ale jakaś część mnie chce być blisko niego. Ciągle przed oczyma mam jego smutny wyraz twarzy.
- Oh... - westchnął smutny. Możliwe, że mogłam usłyszeć troszkę rozczarowania w jego głosie. Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego. Po chwili doszło do mnie co powiedziałam, a jak on mógł to zrozumieć.
- Zayn, ja nie to... - chciałam wyjaśnić, lecz chłopak mnie uprzedził.  
- Nie tłumacz się. - warknął wkraczając na schody i znikając za ścianą. Jaka ja jestem głupia. 
Świetnie i jak ja teraz go przeproszę? Cały czas biłam się z myślami podążając krokami Zayna.
 Ruszyłam w stronę pokoju, do którego pewnie wszedł. Po cichu zapukałam. Odpowiedziała mi cisza. Ponownie zapukałam. Usłyszałam bardzo ciche "proszę". Weszłam do pokoju. Zayn leżał rozłożony na łóżku patrząc się w sufit. Delikatnie opadłam koło niego również patrząc na ten jakże ciekawy punkt.
- Co jest takiego ciekawego w tym suficie? - zapytałam sarkastycznie próbując jakoś rozluźnić atmosferę. Nie odpowiedział. - Zayn.. - szepnęłam. - Zaynii.. - spróbowałam jeszcze raz przybierając słodki głosik. - Zayn.. - jęknęłam.
- Co, Lottie? - zapytał. Przynajmniej mi odpowiedział. Sukces. Czujecie ten sarkazm?
- Nie chodziło mi o to, o czym pomyślałeś. Źle mnie zrozumiałeś - próbowałam znów się tłumaczyć.
-  Żałujesz? - zapytał  chłopak patrząc mi w oczy. Nie za bardzo zrozumiałam o co mu chodzi.
- Czego? - spytałam.
- Tego, że ze mną zamieszkałaś? - dosłownie parę sekund zajęło mi myślenie nad odpowiedzią. Czy żałowałam? Nie.
- Nie żałuję, a ty? - zapytałam drżącym głosem. Dlaczego ja tak reaguje? Dlaczego się denerwuję?
- Nie - po tej odpowiedzi uśmiechnęłam się pod nosem.
- Dziękuję Zayn.
- Za co? - jego mimika twarzy zmieniła się na zdziwioną.
- Za wszystko - odpowiedziałam szeptem.
- Idziemy na dół? - zaproponował. 
- Szczerze? To tak.  Mam wielką ochotę na jakąś pizze i dobry film - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
 Malik nic nie odpowiedział tylko złapał mnie za rękę i ściągając z łóżka pociągnął w stronę drzwi. Złapał po drodze telefon i puścił moją rękę.
- Chodź - powiedział chowając aparat do kieszeni. Ramię w ramię zeszliśmy na dół, obydwoje w lepszych humorach niż przed chwilą. Podszedł do jakieś torby i rozsunął ją. Wyjął z niej parę opakowań. Jak później sama się przekonałam były to filmy.
- Wybierz coś a ja zamówię pizze, jaką chcesz? - zapytał, a ja przez chwilę analizowałam jego słowa.
- Hawajską - uśmiechnął się do mnie i odszedł parę kroków wykręcając jakiś numer. Przeglądałam różne płyty. Piraci z Karaibów? Lubię ten film. Kucnęłam na kolanach przy sprzęcie. Kliknęłam parę przycisków i włączyłam film. W tej samej chwili do salonu wparował Zayn.
- Co leci? - zapytał.
- Piraci z Karaibów - wyszczerzyłam się do niego. Wykrzywił usta, lecz po chwili odwzajemnił uśmiech.
***
 Siedziałam na łóżku i po prostu patrzyłam na pustą ścianę. Nie mogłam zasnąć. Czułam się winna. Byłam w jednym mieszkaniu z byłym NARZECZONYM mojej kuzynki. Jak to wszystko musi wyglądać z boku?! Czuję jakbym ją wykorzystała. Nie mam pojęcia dlaczego. Przecież to nie moja wina, że Zayn się we mnie zakochał. Ja tego nie chciałam. Dlaczego przez jego błąd muszę cierpieć? Nie jestem na niego zła. Bardziej chodzi mi o to, że straciłam jedyną rodzinę jaką tutaj miałam. Czuję do niego lekki żal.
Ciekawe co robi Harry. 
Przestań! Muszę przestać o nim myśleć. Muszę wyrzucić go ze swojej głowy, ze swojego serca, ze swojego życia. Muszę iść na przód, nie mogę się cofać. Muszę zapomnieć. 
Nim zdążyłam się zastanowić nad tym co chcę zrobić wstałam z łóżka i na bosaka podeszłam do drzwi otwierając je po cichu. Przeszłam przez ciemny korytarz i nacisnęłam klamkę od brązowych drzwi, które ustąpiły mi miejsca z cichym skrzypnięciem. Podeszłam do łóżka i szturchnęłam śpiącego chłopaka.
- Zayn - szepnęłam szturchając go jeszcze mocniej. - Zayn - powiedziałam głośno, a on zdezorientowany podniósł do góry głowę spoglądając na mnie zaspanymi oczami. 
- Lottie? Co ty tu robisz? - przetarł dłonią oczy i wyczekiwał mojej odpowiedzi.
- Nie mogę zasnąć - czułam jak rumieniec wkrada się po mojej szyi aby po chwili zakwitnąć na policzkach. Dobrze, że jest ciemno. 
- Chcesz spać ze mną? - zapytał lekko zdenerwowany. Na mojej twarzy momentalnie wystąpił uśmiech.
- Myślałam, że nigdy nie zapytasz - odpowiedział, a on zaśmiał się szczerze po czym przesunął na drugą stronę łóżka robiąc mi miejsce. 
Położyłam się obok niego i przykryłam ciepłą kołdrą. Po chili poczułam jak Zayn przytula mnie do siebie.
- Dobranoc Lottie - wyszeptał w moje włosy.
- Dobranoc Zayn - odpowiedziałam i wiedziałam, że teraz już zasnę. 

Harry


Co ja robię ze swoim życiem? Lottie teraz siedzi z nim i bóg wie co robi, a ja? Użalam się nad sobą. Teraz ona ma wszystko - prawdziwego przyjaciela, dom. A ja? Nie mam nic. Spieprzyłem. Spieprzyłem wszystko. Najgorsze jednak w tym wszystkim jest to, że nie tylko swoje życie zepsułem, ale także Perrie, Zayna i co najważniejsze Lottie. 


-------------------------------------------------------------------
 Hej! Co tam, co tam? Rozdział jak zwykle opóźniony -.- Dzisiaj znów niestety bez Pauliny ale jej komputer nadal jest reanimowany- módlmy się za niego. Dziękujemy za wszystkie nominacje ale my się w to nie bawimy jednakże milutko nam :D 
Od razu składam wam najszczersze życzenia, abyście nadal były takie świetne, abyście spełniły swoje marzenia aby te święta były dla was jak i waszych rodzin niezapomniane! 
P.S- Ziallka do Sylwestra jeszcze daleko ale pewnie nie będzie mnie w domu :o 
Kamila♥

Cześć! Przepraszamy ZNOWU za późne dodanie rozdziału XD Musicie nam wybaczyć, miałam wczoraj imprezę urodzinową. Dużo się dzieje co nie? Ja osobiście się cieszę, że ze sobą zamieszkali *-* Paczajcie tu!
 Wesołych Świąt i szalonego sylwestra Kotki ♥
Irish Cat ♥

niedziela, 15 grudnia 2013

Rozdział 21

Spokojnie rozglądałam się za kimś kogo znam dopóki nie uświadomiłam sobie jednej rzeczy. Ja tutaj prawie nikogo nie znam. Jedyna osoba, która przyszłaby tutaj i ze mną posiedziała leży w tej chwili w szpitalu z dziurą po postrzale. Milutko, prawda?
Musiałam pogodzić się z rzeczywistością. Nie mam nikogo. Wszyscy na których mi zależało okłamali mnie lub skrzywdzili w nieodwracalny sposób. Zostałam sama i powinnam stąd zniknąć. Powinnam wrócić do swojego prostego życia z dala od tych wszystkich ludzi, problemów.
W ogóle nie powinnam tutaj przyjeżdżać. Co ja sobie wyobrażałam? Że, co będę wiodła szczęśliwe życie? Będę chodzić na imprezy? Będę dla kogoś ważna? Naiwna jesteś. 
Po usłyszeniu cichego pikania zorientowałam się, że to mój telefon. Wyciągnęłam urządzenie z kieszeni po czym przejechałam palcem po ekranie odblokowując go.
Od: Daniel
Przyjdź do mnie, nudzę się. x
Uśmiechnęłam się lekko i wstałam z ławki wkładając ręce do kieszeni. Lekki wiatr drażnił moją skórę na twarzy chcąc chyba pokazać mi jak bardzo żałosna, krucha i nietrwała jestem.   
Droga do szpitala zajęła mi trzydzieści minut. Gdybym wzięła taksówkę pewnie już dawno siedziałabym w ciepłym pokoju wraz z Danielem ale po co iść na łatwiznę?
 Lepiej pokomplikować sobie życie, prawda?
Przechodząc przez korytarz posłałam lekki uśmiech pielęgniarce, dla której ostatnio nie byłam zbyt miła. Przed drzwiami do sali Daniela siedziało dwóch policjantów. Gdy podeszłam do drzwi obydwoje zasłonili swoimi ciałami drzwi uniemożliwiając mi wejście do środka.
- Nie ma wstępu.- Odezwał się jeden z nich patrząc na mnie z obrzydzeniem. Cofnęłam się o krok do tyłu i zmierzyłam obydwóch policjantów wzrokiem.
- Dlaczego nie mogę do niego wejść? To mój przyjaciel - odpowiedziałam i nie spuszczałam wzroku z twarzy policjanta, który odezwał się jako pierwszy.
- Nie mamy pewność, że go znasz, a jest nam potrzebny - jego wzrok był pełen pogardy. Miałam ogromną ochotę uderzyć go w twarz.
- To lepiej nabierzcie tą pewność bo chcę się z nim zobaczyć - obaj mężczyźni chyba zorientowali się, że nie odpuszczę. Policjant, który nie odezwał się ani słowem odwrócił się, wszedł do sali i zamknął za sobą drzwi.
- Gdybyś była moją córką nie pozwoliłbym ci zadawać się z kimś takim jak ten chłopak - barczysty mężczyzna założył ręce na piersi nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Na szczęście nim pan nie jest - odpyskowałam.
Drzwi za policjantem otwarły się, i wyszedł z nich drugi mężczyzna.
- Możesz wejść. Tylko nie za długo - powiedział po czym odsunął się abym miała przejście do środka.
Zamknęłam za sobą drzwi i spojrzałam zdziwiona na Daniela.
- Wow ale masz obstawę - powiedziałam i podeszłam do łóżka po czym usiadłam na brzegu odsuwając kołdrę.
- Taki brylant jak ja trzeba chronić - brunet podciągnął się lekko na rękach po czym położył wyżej aby patrzeć na mnie bez problemu.
- Lepszego żartu chyba w życiu nie słyszałam - Daniel zmrużył oczy i pokręcił głową powstrzymując uśmiech cisnący mu się na twarz. 
- Wredna się zrobiłaś moja mała Lottie - prychnęłam pod nosem słysząc jego wypowiedź. - No co chyba nie powiesz, że się mylę.
- Dlaczego pod drzwiami stoi policja? - zmieniłam temat nie chcąc znów rozmawiać o mnie i moim życiu prywatnym.
- Pilnują abym nie uciekł - odpowiedział mi i starał się wzruszyć ramionami co zakończyło się jego stęknięciem.
- Nie rób tak bo pozrywasz szwy. I co? Jak to cię pilnują? Przecież ty się nawet sam wysikać nie możesz!
- Ej! Obrażasz mnie. Pilnują abym nie uciekł i aby nikt mi w tym nie pomógł - wyjaśnił mi brunet i zamknął oczy.
- Hola, hola kolego! Spać będziesz później. Teraz mi to wszystko wytłumaczysz - szturchnęłam go lekko w nogę, a on otworzył oczy i westchnął.
- Oskarżyli mnie o posiadanie i handlowanie narkotykami. Gdy tylko mój stan zdrowia się poprawi przewiozą mnie do szpitala w areszcie gdzie będę czekał na wyznaczenie daty do rozprawy - jego głos nie był już taki zabawny jak wcześniej. Również nie patrzył się na moją twarz jak miał w zwyczaju robić gdy ze mną rozmawiał.
- Żartujesz prawda? - zapytałam z niedowierzaniem. Jak to oskarżyli? Przecież... Tylko nie to proszę. Nie mogę go stracić. 
- Spokojnie Lottie. Niczego mi nie udowodnią. W domu nie mam narkotyków, a sam dawno już nie brałem. Ich słowo przeciwko mojemu.
- Właśnie! Słowo przeciwko słowu. Myślisz, że oni nie znajdą sposobu aby wpakować cię za kratki? - na prawdę miałam już dość tego dnia. Nie dość, że od samego rana siedziałam sama w parku, rozmyślałam nad tym jak bardzo żałosna jestem to jeszcze teraz ten idiota mówi, że może iść do więzienia.
- Dam sobie radę - powiedział spokojnie i chwycił mnie za rękę chcąc jakoś uspokoić. Westchnęłam i spuściłam głowę zamykając na chwilę oczy.
- Wiem. Bardziej martwię się o to czy ja dam - uścisk na mojej dłoni lekko się powiększył przez co spojrzałam niepewnie na jego twarz.
- Skarbie coś się stało? - chciałam mu o wszystkim opowiedzieć. Chciałam położyć się obok niego i wypłakać się. Chciałam aby mi pomógł.
- Tak ale nie mogę znów obarczać cię moimi problemami gdy masz swoje - uśmiechnęłam się lekko i również uścisnęłam jego dłoń.
- Nie będę na ciebie naciskał ale jak coś to nigdzie się stąd nie ruszam. No przynajmniej na razie - pokiwałam lekko głową rozumiejąc o co mu chodzi. Zdawałam sobie sprawę, że Daniel starał się w jakiś swój dziwny sposób mnie pocieszyć ale niestety mu to nie wyszło. Bałam się, że mi go zabiorą. Bałam się, że wtedy już na prawdę zostanę sama.
***
- Dobrze, że pani wyszła musimy z nim porozmawiać. - powitał mnie marudnym głosem miły policjant. Prychnęłam i wyminęłam ich. Przechodziłam przez korytarz, gdy dobiegł mnie zdyszany krzyk.
- Lottie! Zaczekaj! - usłyszałam głos. Zayn? Co on tu robi? Odwróciłam się i ujrzałam chłopaka podpierającego się rękoma o kolana. Popatrzyłam na niego zszokowana.
- Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia. - powiedział śląc mi słodki uśmiech. Wszyscy nagle coś dla mnie mają. A to Louis wiadomości, a teraz Zayn propozycję. Ciekawie, nie ma co.

Zayn

- Co ty tu robisz? - zapytała Lottie. Już od dawna nad tym myślałem. Kochałem ją i nie chce jej stracić. Perrie była jednak tylko zauroczeniem. Z resztą nie mogłem z nią być wiedząc co zrobiła. To bardzo skomplikowane. Niby kochałem, ale jednak nie. To był dziwny i chory związek.
- Halo! Zayn? - z zamyśleń wybudziło mnie pstryknięcie palcami i głos Lottie. - Umm.. co to za propozycja? - zapytała cicho. Parsknąłem śmiechem. Troszkę się zdenerwowałem. To nie jest takie łatwe do powiedzenia. Złapałem ją za rękę. Próbowała ją wyrwać lecz trzymałem ją mocno lecz na tyle lekko, że nie robiłem jej krzywdy. Po nieudanych próbach odpuściła i westchnęła.
- Lottie kocham Cię, chcę byś ze mną zamieszkała. - powiedziałem patrząc w jej piękne oczy. Przez chwilę zamykała i otwierała buzię. Pewnie zszokowała ją moja propozycja. Cóż co zrobić?
- Ja-a.. n-nie wiem co-o powiedzieć Zayn.. - spuściła głowę. Mój uśmiech obrócił się do góry nogami. Ale czego ja się spodziewałem, że rzuci mi się na szyje i zamieszkamy razem by żyć długo i szczęśliwie?
- Po prostu się zgódź. - zaproponowałem.
- To nie takie proste Zayn... - szepnęła. Widziałem jak po jej policzku poleciała łza. Nie lubiłem patrzeć jak moja Lottie płacze. Wiem, że nie była moja, ale nie mogłem chodź trochę poudawać?
- Proszę zgódź się... - musnąłem ją ustami po policzku. - Zgódź się... - kolejne musnięcie. - Lottie proszę. - nie kończyłem ją błagać.
- Do-obrze. - powiedziała po chwili. Na moją twarz wkradł się uśmiech, a ona posłała mi najbardziej uroczy uśmiech jaki widziałem. - Ale mam jeden warunek.- dodała całkowicie zbijając mnie z tropu.
- Jaki? - zapytałem szybko. Wiedziałam, że żadne jej warunki nie będą aż takie trudne do zniesienia. Zrobię wszystko byleby być blisko niej.
- Zamieszkam z tobą jeżeli obiecasz mi że... - przerwała i z odwagą spojrzała w moje oczy. - Że będziemy tylko przyjaciółmi. Ja... Kocham cię ale nie tak jak ty mnie i nie mogę... Po prostu nie mogę.
- Dobrze - odpowiedziałam kiwając również głową. - Zamieszkamy razem jak dwoje przyjaciół.
- Zayn? A dlaczego właściwie proponujesz mi to całe mieszkanie razem?
- Chcę być bliżej ciebie. Chcę ci pomóc. Chce zapomnieć o tym co zrobili Perrie i Harry - odpowiedziałem jej zgodnie z prawdą. W jej oczach mignęło zdziwienie.
- Ty wiesz? - zapytała całkiem zadziwiona. Wiedziałem, że będzie zaraz płakać, a tego oczywiście chciałem uniknąć. Idiota.
- Taa wiem. Się porobiło, co? - starałem się zażartować albo choć trochę rozluźnić panującą między nami napiętą atmosferę.
- Moje życie to jedna wielka klapa - powiedziała i przytuliła się do mnie niespodziewanie. Mimo zdziwienia oplotłem jej ciało rękoma.
- Moje też Lottie. Moje też.

Harry.

Rzuciłem następny kamień patrząc jak ginie w krzakach przy ogrodzeniu. Deszcz spadający z nieba moczył nie tyle co moje ubranie ale i moją duszę. Straciłem wszystko i właśnie to do mnie dociera. Dociera do mnie to jakim wielkim idiotą byłem. Czasu nie cofniesz. Niestety. Chciałbym cofnąć się o te kilka miesięcy i zacząć to wszystko od nowa.
Nawet nie wiem kiedy zacząłem płakać. Łzy mieszały się z kroplami deszczu na mojej twarzy tworząc jedność. Jestem żałosny. 
- Jesteś przemoknięty - obok mnie usiadła dziewczyna, która tak bardzo przypominała mi o Lottie i o uczuciach, jakimi ją darzyłem.
- Teraz ty też - mruknąłem w odpowiedzi rzucając następny kamień z większą siłą i wściekłością niż poprzednio.
- Nowy sposób na radzenie sobie ze wściekłością? - zapytała, a ja przez chwilę milczałem rzucając jeszcze jeden kamień.
- Gdybym mógł to bym się pobił ale nie mogę - odparłem i spuściłem głowę patrząc jak moje loki opadają, a woda skapuję z nich na już i tak mokre spodnie.
- Wiem co czujesz - Perrie chwyciła kamień leżący obk naszych nóg i podrzuciła go w ręce po czym rzuciła nim najdalej jak potrafiła.
- Spierdoliliśmy na całej linii wiesz o tym, prawda? - zadałem oczywiste pytanie ale chciałem usłyszeć to od niej. Chciałem usłyszeć, że nie tylko ja mam wyrzuty sumienia.
- Wiem. I wiesz co jest najgorsze? Że my teraz siedzimy w deszczu płacząc, a oni siedzą w ciepłym domu oglądając mieszkania do wynajęcia.
- Skąd o tym wiesz?
- Jade dzwoniła. Zayn jest u Lottie i oglądają razem mieszkania. Chcą zamieszkać ze sobą.
- Wiesz, że sobie na to zasłużyliśmy, prawda? - chwyciłem następny kamień ale odłożyłem go po chwili nie czując już potrzeby wyładowania energii i złości. Byłem już spokojny.
- Taaa. Niestety wiem - Perrie oparła głowę o moje ramie i westchnęła cicho. Zayn jest u Lottie i oglądają razem mieszkania. Chcą zamieszkać ze sobą. Straciłem ją na dobre.
--------------------------------------------------
Hej! Rozdział z opóźnieniem ale zostanie nam odpuszczone prawda? Niestety Paulina znów z nami nie pisała ponieważ jej komputer jest reanimowany: módlmy się za niego! Co tu pisać? Liczę na wasze komentarze i powodzenia w ostatnim tygodniu szkoły w tym roku! 
Kamila ♥

Teraz tak: Za większość tego FANTASTYCZNEGO rozdziału musicie podziękować naszej kochanej Kamilii <3 To ona napisała większość tego rozdziału i to jej powinny należeć się brawa *bije brawo* *składa pokłony Kamilii*. Rozdział jak rozdział. Przepraszamy za to, że rozdziały pojawiają się później, ale mam nadzieję, że się nie gniewacie? Mam też małe pytanko do was: Czy chcielibyście, żebym zmieniła stylistykę pisania? Macie pomysły co bym mogła zmienić w swojej pisowni by było lepiej?. Bardzo proszę o SZCZERĄ odpowiedź C: Kocham was kociaki :D ♥
Irish Cat ♥

niedziela, 8 grudnia 2013

Rozdział 20

Harry

Delikatnym ruchem odgarnąłem kosmyk zabłąkanych włosów z jej delikatnej twarzy. Wpatrywałem się w śpiącą Lottie od kilkunastu jeśli nie od kilkudziesięciu minut. Nie mogłem, nie chciałem, nie potrafiłem oderwać wzorku od jej spokojnej twarzy. Co jakiś czas uśmiechała się leciutko przez sen mrucząc coś pod nosem. Śniła o czymś dobrym. Cieszyłem się z tego powodu niczym małe dziecko z nowej zabawki. Skoro śniła o czymś lepszym niż to całe gówno znaczyło to iż jest w lepszym świecie. Znaczyło to, że jest daleko od tej chorej i przerażającej rzeczywistości, która otaczała zarówno mnie jak i ją.
Powinienem czuć się winny, prawda? W końcu to przeze mnie jej życie stało się piekłem i jedynym wielkim kłamstwem. Pomogłem Louisowi zniszczyć tą piękną i niewinną osobę. Pomogłem zrobić z niej wrak człowieka. Pomogłem, choć tego nie chciałem. Pomogłem choć walczyłem. Bez sensu, prawda? Tak bardzo chcę cofnąć czas. Tak bardzo chcę cofnąć swoje słowa. Nigdy nie chciałem jej okłamywać, a wychodzi na to, że prawie każde moje słowa są kłamstwem. Ja jestem kłamstwem. Nie powinno mnie tutaj być. Nie powinienem leżeć obok niej. Nie powinienem jej kochać. Nie powinienem. Chciałbym przestać ale nie potrafię.
Kocham ją dziś, jutro i na zawsze.
Zobaczyłem jak jej rzęsy lekko drgnęły. Wiedziałem, że to znak by wyjść, lecz nie mogłem. Nie mogłem się ruszyć. Patrzyłem jak jej powieki uchylają. W jej oczach mignęło zdziwienie kiedy mnie zobaczyła. Zajęło jej chwilę by domyślić się jak się tu znalazłem. Nadal się nie poruszyłem. Wpatrywaliśmy się w siebie sekundy, sekundy, które dla mnie były jak minuty. Ile bym dał by było jak wcześniej, wtedy kiedy przyjechała. Mogłem nie dać omotać się przyjacielowi. Od kiedy jestem tak łatwowierny? Dlaczego nie zatrzymałem tego w odpowiednim czasie? Dlaczego nie powiedziałem 'nie'?
Nigdy nie zrozumiem czemu jest więcej pytań niż odpowiedzi.
- Możesz stąd wyjść?- Zapytała nie pewnym lecz stanowczym głosem.
- Chciałem jeszcze z tobą porozmawiać.- Powiedziałem, było to prawdą. Jeszcze raz chciałem spróbować. Jeszcze raz zawalczyć.
- Wczoraj sobie wszystko wyjaśniliśmy Harry, ja Cię nienawidzę. Zrujnowałeś mi życie. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego.- Jej spokojny głos zarwał się na końcu. Po jej policzku spłynęła łza. Natychmiast starłem ją swoją dłonią. Przez chwilę trzymałem dłoń na jej ciepłym policzku. Powoli przysuwałem się czekając na reakcję. Nie ruszyła się, nawet nie drgnęła. Nasze twarze dzieliły milimetry. Poczułem coś dziwnego w brzuchu. Satysfakcja wzrosła gdy dotknąłem jej ust. Pocałowałem ją najczulej jak mogłem. Skoro nie mogłem jej powiedzieć jak się z tym czuję to mogę jej to pokazać. Po krótkim pocałunku odsunąłem się od niej. Lottie spuściła głowę. Byłem ciekawy czy to coś zmieni.
- Nadal sądzisz, że nic do mnie nie czujesz? Nadal nie chcesz mieć ze mną niczego wspólnego?- Zapytałem delikatnym głosem.
- Wyjdź.- Szepnęła. Jej załamany głos powodował, że miałem ochotę się popłakać.
- Co?
- Powiedziałam wyjdź! Nie chcę Cię widzieć!- Krzyknęła. Dopiero teraz zauważyłem jej zalane łzami policzki. Wysunąłem dłoń by znowu je zetrzeć, ale ona tylko ją odtrąciła.
- Powiedziałam wyjdź stąd.- Syknęła surowo. Wstałem i udałem się w kierunku drzwi. Znowu wszystko spieprzyłem.

Lottie

Z lekkim strachem przyglądałam się wykwalifikowanej pielęgniarce, która zmieniała kroplówkę Danielowi. Nie wiem jak on to zrobił ale nie skrzywił się ani razu podczas wyciągania starej igły i wkładania nowej. On tylko cały czas wpatrywał się we mnie z tym swoim durnowatym uśmieszkiem na twarzy.
- Dobra teraz mamy spokój na jakiś czas.- Powiedział Daniel gdy pielęgniarka wyszła z sali zostawiając nas całkiem samych. I właśnie tego się obawiałam. od mojego przyjścia tutaj co chwilę ktoś tutaj przychodził za co byłam wdzięczna, ale teraz zostaliśmy sami i doskonale zdawałam sobie sprawę, że przyszedł czas na poważną rozmowę.
- Taaa. Też się cieszę.- Odpowiedziałam i usiadłam na brzegu łóżka, na którym leżał chłopak. Starałam się uśmiechnąć byleby pokazać, że jest ze mną wszystko w porządku.
- Jezu jaki entuzjazm. Nic tylko skakać z radości.- Daniel przewrócił oczami i podniósł się z lekkim trudem na rękach.- A teraz jak na spowiedzi. Co się wczoraj stało Lottie?
- Nic.- Zaprzeczyłam szybko co było moim błędem. Zmarszczyłam nos i zaczęłam się bawić prześcieradłem starając się zapomnieć o tym, że chłopak cały czas wpatruję się we mnie.
- Tak na pewno ci uwierzyłem.- Uśmiechnęłam się lekko pod nosem słysząc jego sarkastyczny ton.- Lottie, proszę cię powiedz mi. Jestem twoim przyjacielem, pamiętasz?
- Ja nie mam przyjaciół.- Odparłam cicho. Nie czuję jakbym miała u swego boku osobę, którą mogłabym nazwać przyjacielem. Fakt są osoby, które zawsze mi pomogą, które mi ufają, które są dla mnie dobre. Ale czy jesteśmy przyjaciółmi? Czy ja im ufam? Tego nie wiem.
- Co za bzdura! Oczywiście, że masz. A jeden z nich leży przed tobą do połowy nagi z dziurą w brzuchu.
- Nie żartuj sobie dobrze?
- Lottie całe życie to jeden wielki żart.- Daniel chwycił mnie za rękę.- Powiedz mi kochanie co się wczoraj stało. Pomogę ci.
- Wszystkie jest takie skomplikowane. Harry jak i Zayn powiedzieli, że mnie kochają. Perrie dowiedziała się, że Louis mnie nienawidzi za to ten idiota przeszedł na jakiś nowy etap krzywdzenia mnie. I jeszcze wiesz co? Niedawno powiedział mi, że to nie on mnie skrzywdził tylko 'oni'. I jeszcze rozwalił związek Perrie i Zayn'a dlatego, że jak stwierdził chciał go chronić. Ja na prawdę nie rozumiem tego chłopaka. Co on ma jakieś zachwiania emocjonalne?
- Wow powoli. Kiedy Zayn i Harry powiedzieli ci, że cię kochają?- Westchnęłam i wstałam z łóżka podchodząc do okna.
- Zayn wtedy gdy przywieźli cię do szpitala, a Harry gdy przesłuchiwała cię policja. Najlepsze jest to, że oni się o mnie pobili co trochę mnie cieszy bo wiesz: pobili się o MNIE, ale z drugiej strony martwię się tym, że rozwalam ich przyjaźń, a co najgorsze zespół.- Dopiero teraz gdy to powiedziałam doszły do mnie wszystkie wydarzenia jakie miały miejsce w najbliższym czasie. Wszystkie kłótnie, spory, słowa. To wszystko było prawdziwe.
- Przepraszam ale nie mam pojęcia co mam ci odpowiedzieć.- Spojrzałam na Daniela i uśmiechnęłam się lekko.
- Nie dziwię ci się. Skoro ja nawet nie wiem co mam myśleć to co dopiero ty... Ale wiesz mam do ciebie jedną malutką prośbę.- Znów usiadłam obok niego na łóżku.- Nie dokładaj mi problemów, dobra?
- Dobrze, postaram się być grzeczny.- Zaśmialiśmy się oboje, a ja poczułam lekką ulgę. Miałam wrażenie, że właśnie teraz zaczyna się wszystko układać i może być dobrze.

Smutna odchodziłam od szpitala. Nie chciałam iść, ale musiałam. Czy to normalne, że wygania się osoby odwiedzające z powodu długiego przebywania w szpitalu? I znowu muszę wracać do domu. Postanowiłam, że się przejdę. Szłam ulicą, która wydawała mi się bez końca. W tej chwili pożałowałam, że nie pojechałam taksówką. Zaczęło się powoli ściemniać.
 Przyspieszyłam, nie mam ochoty mieć więcej kłopotów. W oddali zobaczyłam mój cel. Jeszcze szybciej przebierałam nogami, by jak najwcześniej być w domu. Chce wreszcie wejść, zjeść coś i poleniuchować na kanapie. Pod domem zobaczyłam tylko dwie fanki. Dziwnee... Otworzyłam furtkę i czym prędzej dotarłam do drzwi. Szybko je otworzyłam i  zamknęłam. Odetchnęłam z ulgą, Wreszcie w domu. Nagle dobiegły mnie dzikie wrzaski, czyżby przyszło więcej fanek? Uchyliłam drzwi i zobaczyłam...Louisa? Co on tu robi? Po chwili szarpnęłam za klamkę usiłując zamknąć drzwi. Lecz uniemożliwiła mi to czyjaś stopa.
- Nie zamyka się gościom drzwi przed nosem.- Zauważył słusznie Louis.
- Ty nigdy nie będziesz moim gościem.- Syknęłam z największym jadem w głosie jaki udało mi się wydobyć.
- Huh... co tak ostro Lottie? Ja w sprawach pokojowych.- Powiedział łagodnie uśmiechając się zadziornie. Dupek.
- Taa? Od kiedy? Do Wigilii jeszcze trochę czasu, nie ma szans na cuda.- Odpwoiedziałam złowrogo. On nigdy się nie zmieni, już się raz o tym przekonałam.
- Po prostu mnie do cholery wpuść.- Warknął zaciskając pięści. Co on taki nerwowy? Dziwi mi się, że tak go potraktowałam?
- No ty chyba sobie żartujesz! Po tym co mi zrobiłeś mam cię zaprosić i porozmawiamy przy herbatce i ciasteczkach?- Zapytałam sarkastycznie. On chyba nie mówi poważnie.
- Nikt nie mówił o ciasteczkach i herbacie Lottie, mam coś co cię zainteresuje.- Prychnęłam na jego odpowiedź.
- Niby co?- Zapytałam. Byłam ciekawa co mi powie.
- Najpierw mnie wpuść.- Z niechęcią otworzyłam szerzej drzwi wpuszczając go do środka. Zamknęłam za nim drzwi kiedy on podążył do salonu.
- To gdzie herbata i ciastka?- Zapytał zadziornie. Czy on jest taki głupi czy udaje?
- Konkrety.- Powiedziałam i usiadłam na kanapie. Zaczęłam bawić się rąbkiem koszulki. Widziałam jak przewrócił oczami. 
- A może byś tak poprosiła, co? Ja jestem miły, więc dlaczego ty nie możesz być?- Uniosłam głowę i zaczęłam się śmiać.
- Ja mam być miła? Dla ciebie? Proszę cię Louis bo mnie brzuch ze śmiechu rozboli. Po tym wszystkim co mi zrobiłeś nie powinnam się nawet do ciebie odzywać. I na prawdę lepiej już sobie idź.- Nie bałam się go. Na prawdę. Po rozmowie z Danielem czułam się silniejsza niż kiedykolwiek i wiedziałam, nie byłam pewna, że w tej chwili nie grozi mi nic ze strony Louisa.
- Na prawdę chcesz abym sobie poszedł?- Zapytał, a ja przewróciłam oczami mając już dość obecności bruneta.
- W sumie? To tak.- Odpowiedziałam i chciałam ominąć chłopaka, ale ten chwycił mnie za rękę i posadził na kanapie siadając obok.
- Posłuchaj mnie ty głupia, uparta kretynko...- Wyszarpnęłam rękę z uścisku Louisa ale nie wstałam.- Ostatnio leżałem sobie i myślałem czy aby ci czegoś nie powiedzieć. No i w końcu doszedłem do wniosku, że muszę być dobrym przyjacielem więc ci powiem.
- Louis! Kurwa konkrety!
- Nie krzycz na mnie bo się stresuję!- Brunet przeczesał włosy palcami.- Harry i Perrie mają sekret. Taki trochę intymny sekret.- Spojrzał na mnie krzywiąc się lekko.- W styczniu gdy Zayn pojechał do rodziców my zrobiliśmy sobie taką maciupeńką imprezę no i każdy się upił. Nie wiem jak i kiedy ale Perrie i Harry zaczęli się całować a potem poszli do góry i... I no wiesz co się tam działo.- Mój wzrok był utkwiony w chłopaku. Po woli docierały do mnie jego słowa. Perrie i Harry razem? Przecież...   
Zrobiłem to dlatego, że chcę chronić Zayn'a.
- O Boże...- Wyszeptałam i zakryłam sobie usta dłonią. Wszystkie te słodkie słówka, wszystkie uściski, wszystkie uśmiechy... Ostrożność Perrie w stosunku do Harry'ego. Zauważyłam, że stara się ona nie przebywać w jednym pomieszczeniu ze Styles'em ale sądziłam, że po prostu go nie lubi, a tak na prawdę unikała go bo...
- Sorry ale musiałem ci powiedzieć. Nie dlatego, że chciałem ci dopiec za tą sprawę z Perrie, a dlatego, że powinnaś wiedzieć o tym nim pozwolisz aby Harry namieszał ci w życiu.
- On już to zrobił.- Odpowiedziałam mu i spojrzałam w jego oczy. Był dla mnie miły ponieważ chciał być dobrym przyjacielem. My się nie przyjaźnimy.- Wiesz, że Harry nigdy ci nie wybaczy tego, że mi wszystko powiedziałeś, prawda?
- Wiem ale mimo wszystko nadal sądzę, że dobrze zrobiłem. No a teraz już sobie pójdę bo robi się za bardzo rozczulająco.- Louis wstał i poklepał mnie niezdarnie po ramieniu.- Poradzisz sobie Lottie. Cześć.- Pokiwałam głową nie patrząc na niego. Za dużo, kurwa za dużo. 
 Jestem żałosna, wyszedł a ja płaczę. Znowu płaczę. Nie lubię tego uczucia kiedy nie mogę zmienić swojego życia. Usłyszałam piski na zewnątrz i otwierane drzwi. Kroki uświadomiły mnie, że to nie złodziej lecz Perrie. Uśmiechnięta weszła do salonu. Spojrzałam na nią opuchniętymi i czerwonymi oczami. Jej mina zmieniła się diametralnie.
- Co się stało Lottie?- Spytała przejęta kierując się do mnie.
- Czemu mi nie powiedziałaś Perrie?- Zadałam jej pytanie załamanym głosem. Czy moje życie to jedno wielkie kłamstwo?
--------------------------------------------------------------------------

 Sieeemka :D Niestety rozdział trochę później :( To przez pewnego samolubnego pana zwanego "Ksawery". Was też przeleciał? XD Duuużo się dzieje, co nie? Domyślilibyście się, że nasza kochana Perrie zrobiła TO z Harrym? Ja też nie xd Mam nadzieję, że się podoba i przez moje okropne pisanie nie ubyło czytelników :c

Irish Cat♥

Hi! Co tam, co tam? Ile kilogramów przybyło po 6 grudnia, co? Rozdział z jednodniowym opóźnieniem ale to wina Ksawerego i filmiku, który oglądałyśmy: buhahaha a więc ten, proszę o komentarze bo to na prawdę pomaga :d Mam nadzieję, że wam również spodoba się rozdział i przyznaję się bez bicia: to ja tak namieszałam z Harrym i Perrie: SORRY :D
A i dziś bez Pauli :(
Kamila♥

niedziela, 1 grudnia 2013

Rozdział 19

Włożyłam telefon do kieszeni i usiadłam na krześle naprzeciwko sali Daniela. Czemu życie musi być takie trudne? Czy to wszystko musi być, aż tak ciężkie? Położyłam głowę na nogach i znowu łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Nagle poczułam czyjąś dłoń na swoich włosach. Podniosłam głowę. Była to pielęgniarka, która przed kilkoma chwilami uciszała mnie, a ja byłam w stosunku do niej niemiła. Pielęgniarka popatrzyła na mnie z troską w oczach i przytuliła mocno.
- Jak potrzebowałabyś pomocy, to wiedz, że mogę Ci pomóc.- Powiedziała i weszła do sali Daniela.
Popatrzyłam na zamknięte już drzwi i przetarłam łzy. Nie mogę się poddać. Nie teraz! Zaszłam już tak daleko, ze nie warto się cofać. I tak to ,,życie" jest lepsze od tego, jakie miałam przed przyjazdem do Londynu. Tutaj czuję się kochana. Prawie. Znalazłam przyjaciół, ale są i moi wrogowie, którzy nie pogodzą się z tym, że tu jestem...  Wstałam z krzesła i otworzyłam drzwi do sali Daniela. Weszłam tam szybko i usiadłam na krześle obok niego.
- Coś się stało?- Zapytał Daniel patrząc z troską i zarazem smutkiem w oczach. On się o mnie martwi, a przecież to nie ja leżę w szpitalu bo ktoś mnie postrzelił.
- Nie.- Odpowiedziałam i uśmiechnęłam się.
- Lottie, przecież widzę. Wiesz co? Jedź do domu, odpocznij, wyśpij się, przemyśl wszystko. Jestem całkiem świadom tego, że dzisiaj nic mi nie powiesz, a ja nie jestem w stanie Ci pomóc, jeżeli nie znam przyczyny tego wszystkiego...- Powiedział łapiąc mnie za rękę i uśmiechając się.
- No, ale jak to.. Mam Cię tu samego zostawić?- Zapytałam.
- Tak Lottie. Dam sobie radę. Jedź do domu.- Powiedział uśmiechając się.
Popatrzyłam na niego i po chwili wstałam z krzesła i skierowałam się do drzwi. Odwróciłam się jeszcze do Daniela, pomachałam mu i wyszłam z sali.
Zaczęłam przechodzić przez ten długi korytarz. W końcu doszłam do windy i weszłam do środka. Zjechałam nią na sam dół i wyszłam na zewnątrz. Pod szpitalem stała już jakaś taksówka. Skierowałam się w jej stronę i weszłam do środka. Podałam kierowcy adres domu One Direction. Samochód po chwili ruszył. Jechaliśmy przez Londyn. Wszystko widziałam jakby przez mgłę.
Gdy dojechaliśmy pod dom, zapłaciłam taksówkarzowi i wyszłam. Przed domem nie było żadnych fanów, co mnie ucieszyło, a zarazem zdziwiło. Weszłam po cichu do domu, mając nadzieję, że nikt mnie nie usłyszy i skierowałam się w stronę swojego pokoju. Weszłam do swojej sypialni i zamknęłam szybko drzwi, po czym rzuciłam się na łóżko.
- I znowu się widzimy.- Usłyszałam za sobą głos. Bardzo dobrze wiedziałam do kogo on należy. Tylko nie teraz. - Czego ty od mnie chcesz?- Zapytałam cicho, siadając i patrząc na jego beztroskie, niebieskie oczy. - Żebyś wyjechała.- Powiedział wkładając ręce do kieszeni spodni.- Najlepiej jeszcze dziś.  
- Nie mam najmniejszego zamiaru tego zrobić.- Warknęłam. Od razu tego pożałowałam. Louis w bardzo szybkim tempie złapał mnie za ramiona i przycisnął do łóżka. Wymusiłam obojętną minę by pokazać mu, że się nie boję.  
- Chyba naprawdę zapomniałaś z kim rozmawiasz Lottie.- Burknął. Jego wzrok ciskał we mnie niewidzialnymi pociskami.  
- Zostaw mnie Louis, zostaw mnie w spokoju! Jesteś zwykłym dupkiem!- Wykrzyczałam mu prosto w twarz to co myślę. Czy czuję się dobrze? Absolutnie tak. Czy źle zrobiłam? Oczywiście. On jest nie przewidywalny. 
Jego ręce coraz mocniej przyciskały mnie do miękkiej kołdry, która minimalnie łagodziła ból. Jego oczy zrobiły się ciemniejsze, nie czarne lecz granatowe. Wkurzył się. Nie, poprawka. To ja go wkurzyłam.  
- Nie waż się tak do mnie mówić!- Coraz bardziej bałam się jego zachowania i tego co może zrobić. Wygląda jakby miał mnie zaraz uderzyć. Czułam jak na mojej skórze formują się siniaki. Znowu.  
- Nie moja wina, że ty po prostu boisz się prawdy!- I znowu błąd. Ty to chyba chcesz umrzeć kretynko. Jego twarz zrobiła się bardziej czerwona niż była. Teraz wygląda jakby chciał mnie zabić. Pisnęłam z bólu gdy jego ręce automatycznie jeszcze z większą siłą wbiły się w moje nadgarstki.  
- No dalej! Na co czekasz?! Dalej mnie obrażaj a skończysz jak Daniel! Sama tego dopilnuję!- Moje myśli przybrały inny tor. To przez niego Daniel został postrzelony. To przez niego leży teraz w szpitalu. 
W ciągu sekundy zaczęłam miotać się na strony starając odepchnąć go od mnie. Wbijałam paznokcie w jego ręce, na co syknął z bólu. Oderwał się od mnie a ja wykorzystałam to i wstałam z łóżka. Moja ręka zaczęła świerzbieć. Miałam wielką ochotę mu przywalić. Wiem, że to złe. Lecz my ludzie mamy coś co potrafi opanować niewiele osób. Najpierw robimy, potem myślimy. Ja też jestem człowiekiem.
 Zamachnęłam się i z całej siły jaką miałam w moim małym ciele uderzyłam w jego twarz. Przez ułamek sekundy żałowałam, że to zrobiłam, ale... należało mu się. Moje ręce zostały w chwile przygwożdżone do ściany obok.A moje plecy zrobiły się zimne. Jego głowa pochyliła się w moją stronę, a usta dotknęły ucha. Zadrżałam. - Masz szczęście. Gdybym nie był gentlemanem to teraz dostałabyś w twarz.- Syknął i ulotnił się z mojego pokoju.
 Usłyszałam trzask drzwi. Wyszedł. Moje ciało zjechało po zimnej ścianie. Łzy nieopanowanie moczyły moje policzki i bluzkę. Kolejny trzask drzwi. On wrócił. Wystarczył moment, a ja już jęczałam i ryczałam robiąc z siebie jakąś żałosną imitację człowieka. Tym razem płakałam z bólu, strachu i bezsilności. Be Strong*.
Położyłam się na łóżko i zaczęłam wypłakiwać się w poduszkę. Usłyszałam drzwi, które ktoś zaczął otwierać. Poczułam mocny dreszcz, który zawładnął moim ciałem, ale nie odwróciłam głowy. Cały czas leżałam twarzą w poduszce.  
- Nie mamy już o czym rozmawiać Louis. Wyjadę... Dopiąłeś swego.- Powiedziałam już zrezygnowana.  
- Co? Lottie, co Ty mówisz?- Usłyszałam zdziwiony głos Perrie.  
- Perrie?- Zapytałam zdziwiona.- Co Ty tu robisz?- Dodałam po chwili ciszy. 
 Fakt chciałam aby ona była tutaj ze mną. Chciałam aby mnie pocieszyła, chciałam aby powiedziała, że mnie nie opuści ale doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że ona mnie nienawidzi.  
- Z tego co pamiętam, to nadal tu mieszkam, chociaż.. Już niedługo..- Zaczęła, ale szybko jej przerwałam.
- Co? Dlaczego? To przeze mnie?- Zaczęłam zadawać szybko pytania.  
- Nie skarbie, nie..- Powiedziała i mocno mnie przytuliła.- Ale Ty musisz tu zostać. Musisz zaopiekować się Zaynem, Harrym, całym One Direction.. Ty nie możesz się wyprowadzić!- Powiedziała, nadal mnie przytulając.
Perrie popatrzyła mi w oczy i uśmiechnęła się. Po chwili spojrzała na moje ręce.  
- Lottie! Czy to.. to..- Zaczęła się jąkać. 
Popatrzyłam na swoje ręce. Były na nich czerwone ślady, po silnych dłoniach Louisa. Szybko zaciągnęłam na całe dłonie rękawy od sweterka, który miałam na sobie. 
- ...Czy to Louis?- Dokończyła, podwijając moje rękawy i patrząc na czerwone ślady, które nie chciały zniknąć.
Spuściłam tylko głowę.  
- Dupek. - powiedziała Perrie i wybiegła z pokoju trzaskając drzwiami.

PERRIE

Widok jej czerwonych śladów na rękach przyprawia mnie o dreszcze. Nie mogę uwierzyć, że tak łatwo dałam się owinąć wokół palca Louisa. Wydawał mi się spokojnym chłopakiem, który jest dla wszystkich miły. Cały czas nie świadomie pozwalałam robić Lottie krzywdę. A może wcześniej kończyło się na czymś innym niż zaczerwienionych rękach? Może on ją bił? Teraz wszystko wydaje mi się możliwe. To co zobaczyłam. To było okropne. Tak strasznie żal było mi mojej kuzynki. Groził, a nawet może bił. Wiem jedno, nie zostawię tego tak.
 Szybko złapałam taksówkę i podałam miłemu panu adres studia nagraniowego, do którego pojechał Louis. Skąd to wiem? Wychodząc z domu powiedział mi to. Nawet nie zauważyłam jak szybko pojawiłam się pod studiem. Prawie zapomniałam zapłacić taksówkarzowi. Pchnęłam szklane drzwi rozglądając się za odpowiednimi drzwiami. Nagle zobaczyłam Louisa siedzącego na jednym z krzeseł. Ruszyłam w jego stronę.
- Ty gnoju!- Krzyknęłam, a jego głowa podniosła się. Spojrzał na mnie zdziwiony i jakby lekko zdenerwowany.- Nie wierzę, że byłam taka głupia i wierzyłam ci w każde słowo!
- Perrie?- Z pomieszczenia na przeciwko wyszedł zdziwiony Zayn. Zignorowałam go i znów skupiłam całą swoją uwagę na stojącym już przede mną Louisem. Na jego policzku widniał czerwony ślad. Uderzyła go. Poczułam dumę oraz wstyd. Byłam dumna, że nie pozostawała dłużna na jego zagrania i potrafiła się obronić ale było mi wstyd za to, że JA jej nie broniłam. 
- Lubisz się wyżywać na niewinnych dziewczynach, co?!- Nie zamierzałam się uspokoić. Nie chciałam zniżyć tonacji głosu. Nie widziałam w tym sensu. 
- Hej nie wiem o co ci chodzi więc mi może wytłumacz zamiast mnie obrażać, dobra?- Tomlinson włożył ręce w kieszenie swoich spodni. Miałam ogromną ochotę uderzyć go w twarz równie mocno jak Lottie. 
- Nie wiesz?! Och nie wiesz o co chodzi?!- Zaczęłam się śmiać kpiąco.- To ja ci zaraz powiem o co chodzi! Już wiem wszystko! Widziałam jej ręce!- Po moich krzyku nastała głucha cisza. Wszyscy pracownicy stali i patrzeli się na nas zdziwieni. Chłopcy nie wiedzieli co zrobić. A Louis? Louis stał przede mną z obojętną miną. Jebnę mu. 
- Serio Perrie? Wierzysz jej? Pewnie poszła gdzieś z tym ćpunem Danielem i zabawiała się z kimś. Ja jej nawet dzisiaj nie widziałem.- Odparł spokojnie, a we mnie się aż zagotowało.
Nie myślałam wiele. Po prostu podniosłam rękę i zamachnęłam się nią na twarz Louisa. Podczas zderzenia mojej dłoni z jego policzkiem poczułam lekkie pieczenie ale jeszcze większą satysfakcję.  
- Dobra dość tego.- Stojący za mną Zayn oplótł swoją rękę na mojej talii i podniósł do góry bez większych problemów. Wciągnął mnie do pomieszczenia, z którego wyszedł i zamknął drzwi abym nie mogła wyjść i znów przyłożyć Tomilsonowi.
- Wypuść mnie.- Powiedziałam starając się brzmieć na opanowaną i spokojną. Malik oparł się o drzwi i założył ręce na piersi bacznie mnie obserwując.
- Nie dopóki nie powiesz mi o co chodzi.- Odparł spokojnie. Ruszyłam w jego stronę i starałam się otworzyć drzwi ale Zayn chwycił delikatnie moje nadgarstki i pociągnął moje ręce w dół umiejscawiając je wzdłuż mojego ciała.
- Puść mnie.- Powiedziałam cicho i spojrzałam w jego oczy.- Nie masz już prawa mnie dotykać.
- Nigdy go nie miałem Perrie.- Pochylił trochę swoją twarz ku mojej.- Powiedz mi dlaczego uderzyłaś Louisa.
- Bo on... Nie mogę ci powiedzieć.- Pokręciłam lekko głową i szarpnęłam rękoma ale jego uścisk tylko się zacieśnił.- Na prawdę nie mogę. Sam musisz ją o to zapytać.- Poczułam jak jego palce delikatnie rozluźniają uścisk i zjeżdżają po mojej dłoni tylko po to by zostawić po sobie dziwną pustkę i dyskomfort. 
- Dobra. Tylko proszę nie bij już Louisa.- Odsunął się od drzwi i dał wybór. Mogę wyjść, albo mogę zostać i spróbować z nim porozmawiać. 'Zakochałem się Perrie'. Nacisnęłam klamkę i wyszłam rzucając jeszcze ostatnie spojrzenie zdenerwowanemu Louis'owi.    

Harry.

Trzymałem dłoń na klamce i jeszcze raz kalkulowałem wszystko. Teraz gdy miałem tam wejść, zobaczyć ją, miałem pewne wątpliwości. 
Mimo wszystko nacisnąłem klamkę i delikatnie popchnąłem drzwi. Lottie odwróciła się w moją stronę i pierwsze co zobaczyłem to szok na jej pięknej twarzy. Zrobiłem kilka kroków po czym zamknąłem za sobą drzwi odgradzając nas od wszystkich ludzi. Byłem z nią sam.
- Co ty tutaj robisz?- Zapytała cicho i znów odwróciła się w stronę okna. Bacznie obserwowała moje odbicie w szybie. Podobało mi się to.
- Przyszedłem sprawdzić jak się czujesz.- Odparłem i podszedłem do niej siadając na podłodze obok niej. Walczyłem sam ze sobą aby jej nie przytulić i powiedzieć wszystkie co leżało mi na sercu. 
- Nienawidzę cię.- Powiedziała nie odwracając wzroku od okna. Również tam spojrzałem i bez skrupułów mogłem obserwować jej twarz. 
- Wiem Lottie. Też siebie nienawidzę.- Odpowiedziałem jej i mimo towarzyszącego mi strachu chwyciłem delikatnie jej zimne palce splatając je z moimi.
- Wiesz, że nigdy ci nie wybaczę.- Nie pytała. Ona to stwierdziła. I wiecie co w tym wszystkim jest najgorsze? To, że zdawałem sobie z tego sprawę aż za mocno.
- Wiem.- Przekręciłem głowę i spojrzałem na nią.- Ale wiem też, że bardzo cię kocham i nie odpuszczę mimo wszystko.- Znów spojrzałem na nasze odbicie w szybie. Po jej policzku płynęła łza, która upodobniła się do kropli deszczu spływającego po szybie.
 -----------------------------------------------------------------
*Be Strong - Bądź silna
Hej! Rozdział z jednodniowym opóźnieniem ale to moja wina. Moja mama miała wczoraj imieniny i goście przyjechali więc było picieeeeeeeee... porzeczkowej herbatki :D Mam nadzieję, że rozdział się wam spodoba tak jak mi :P Chciałabym odnieść się do komentarza ANONIMA- który lekko po nas pojechał. DZIĘKUJĘ CI!  Wolę szczerą prawdę niż słodkie kłamstwo i mam nadzieję, że poprawiłyśmy się i ci się spodoba. 
Kamila♥ 
Cześć znowu :D Dziś rozdział trochę później i mam nadzieje, że lepszy niż wcześniejszy :P Liczymy na to, że się zadowolicie :P
Irish Cat ♥ 
No siemaneeejro! Co tam u Was? Rozdział pisałyśmy znowu wszystkie razem, kurcze jakie my dobre jesteśmy, piszemy razem rozdziały! I powiem Wam, że podoba mi się to nasze ,,cudowne" pisanie! Hhahaha! Ostatnio w ogóle mam jakieś dobre dni, chociaż mało śpię i jestem często zmęczona, ale to nic, hahaha! Dobra, KONIEC moich opowieści! Chciałabym BAAAAARDZO podziękować anonimowi, który napisał swoją szczerą opinie i pokazał mi, trochę więcej, niż widziałam i dzięki niemu, wróciłam do pierwszych rozdziałów, których nie pisałam, i dzięki którym zakochałam się w tym opowiadaniu i w ogóle, jakoś tak lepiej się poczułam po przeczytaniu tego opowiadania jeszcze raz, hahaha! DZIĘKUJĘ! ♥♥
Paulina ♥