poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Rozdział 38

Dziwnie się czułam siedząc między Harrym, a Zayn'em, ale to było takie prawie dobre, dziwne uczucie. Gdy zamykałam oczy na dłuższą chwilę miałam wrażenie, że wcale nie wyjechałam. Miałam wrażenie, że przez cały ten czas byłam w Londynie i wiodłam spokojne życie u boku Zayn'a. Ale potem otwierałam oczy. Otwierałam je i powracałam do tej żmudnej rzeczywistości, która zgniatała mnie co sekundę tworząc jakąś żałosną imitację człowieka. Czy tak miało być już do końca? Czy do końca swojego życia będę miała ochotę zniknąć? A co z moim dzieckiem? Czy będzie ono szczęśliwe? Czy gdy dorośnie będzie chciało ode mnie uciec? Ja bym chciała. Wiem, że pewnie brzmię jak psychopatka, ale tak jest. Gdybym miała wychowywać się tylko i wyłącznie z matką taką, jaką będę ja wolałabym uciec. Niestety.
Nie musisz go wychowywać. 
Nie muszę. Mogę oddać je do domu dziecka, ale czy tam spotka je lepszy los? Czy ktoś zaadoptuje moje słoneczko i da szczęśliwszy dom niż ja? Na świecie jest tysiące par, które chciałaby mieć dziecko. Ja nie chce. Nie ma tutaj sprawiedliwości. 
- Harry? - zapytałam cicho i oparłam głowę o ścianę głęboko oddychając. Czułam jak robi mi się gorąco i ciepło na przemian.
- Co? - spojrzał na mnie, a w jego głosie jak i oczach czaiła się nutka nienawiści. Nie chciał mnie znać i wcale go za to nie winiłam. Nie miałam prawa.
- Czy mógłbyś... Mógłbyś przynieść mi wody, proszę? - zamknęłam oczy i przełknęłam dziwną gulę formującą się w moim gardle.
- Sama sobie idź - pokiwałam lekko głową i zaczerpnęłam głęboko powietrza. Wstałam przytrzymując się ręką oparcia i gdy byłam pewna, że stoję prosto po woli zaczęłam kierować się w stronę automatu z wodą.
Byłam prawie w połowie drogi gdy świat wokół zaczął wirować, a ja oparłam się ręką o chłodną ścianę i spuściłam głowę na dół zaciskając mocno powieki.
- Lottie? Co ci jest? - gdzieś w oddali rozbrzmiewał głos Zayn'a, ale nie zbyt mogłam się na nim skoncentrować. Cały czas starałam się odłączyć mój umysł od ciała. Nie chciałam myśleć o tym co się ze mną teraz dzieje. I sądzę, że mi się to udawało.
Do czasu.
Do czasu aż ugięły się pode mną nogi, a ciało stało się wiotkie. Wiem, nie jestem pewna, że wpatrywałam się w lampę świecącą nade mną dopóki jej widoku nie zasłonił mi jakiś anioł. Tak. On musiał byś aniołem. Wokół niego unosiła się delikatna poświata, która dawała poczucie bezpieczeństwa i szczęścia. Jego oczy były takie piękne, usta idealne, a twarz niczym najpiękniejszy obraz świata. Tak to musiał być anioł. Nie ma innego wytłumaczenia. Chyba coś do mnie mówił, ale nie mogę przypomnieć sobie jak brzmią te słowa. Czułam, że zasypiam. Czułam, że odpływam gdzieś, daleko, daleko stąd. Miałam nadzieję, że odpływam w jakąś bezpieczną przystań, gdzie będę mogła oglądać zachód słońca.

Harry

Lottie powoli zamykała swoje oczy i zapadała się w moich ramionach. Wydawała się taka krucha.
- Lottie? Proszę cię nie zasypiaj - szeptałem głaszcząc jej policzek. - Zawołaj lekarza, a nie się gapisz.
Warknąłem w stronę Zayn'a, który najwidoczniej nie był zadowolony widokiem przed sobą. Może i byłem zły na Lottie, ale teraz za wszelką cenę chciałem ją uratować. Nie wiem czemu zasłabła, nie wiem co mnie napadło, nic nie wiem. Powoli sam się gubię i nie panuję nad swoimi słowami i czynami. Czuję, że powoli staczam się na dno. To Lottie sprawia, że chcę walczyć. Chcę walczyć dla niej. Konciki moich oczu powoli piekły. Zacząłem energicznie mrugać by odgonić łzy i nie ukazać słabości. Blondynka miała już zamknięte oczy. To bardzo dziwne trzymać w ramionach cały swój świat. 
- Proszę się odsunąć i dać nam pracować - warknęła nie miło pielęgniarka zbliżająca się do mnie. Ze wszystkich pielęgniarek ten idiota musiał wybrać akurat ją. A może nie miał wyboru? To nie istotne. Szatynka lekko poklepała Lottie po policzku próbując ją ocucić. Czemu ja na to nie wpadłem? Może, dlatego, że jesteś kretynem? Podniosła Lottie, a po chwili pojawił się lekarz. Pomógł ją zaprowadzić do sali. Chciałem wejść, ale ta wredna pielęgniarka zamknęła mi drzwi przed nosem. Zrezygnowany usiadłem niedaleko Zayn'a, który wydawał się nie obecny. Wpatrywałem się w swoje buty, by po chwili zerknąć na bruneta. Miał szarą koszulkę, czarną skórę i czarne spodnie. Tenisówki zdobiły jego nogi, miał lekki zarost dodający mu męskości, albo zapomniał się ogolić. 
- Nowa koszulka? - zagadałem, by rozluźnić atmosferę.
- Nie, wyprana w perwolu - mruknął cicho pod nosem po czym odchrząknął. - Taa..
Wybrał bardzo słabą porę do żartów. Prychnąłem i odwróciłem głowę w inną stronę. Nadal nie wiedziałem co z Lottie i co z Perrie.
- Myślisz, że... Że to dziecko jest twoje? - zapytałem po kilku minutach ciszy. Poczułem na sobie jego wzrok dlatego również na niego spojrzałem.
- Nie wiem. Powiedziała mi, że oprócz naszej dwójki był ktoś jeszcze - westchnąłem i schowałem twarz w dłoniach. Dobra. Powoli. Mogę być ojcem, ale to jeszcze nie jest nic pewnego ponieważ Perrie puściła się z jeszcze jakimś kolesiem. A więc jest teraz trzech potencjalnych tatusiów. Miodzio. 
- Wiem, że zabrzmię jak ostatni chuj, ale nie chce aby to dziecko było moje - wyszeptałem i spojrzałem na swojego, mam nadzieję, przyjaciela.
- No to jest nas dwóch. Nie chcę mieć z Perrie nic wspólnego - nie spodziewałem się takiego wyznania z jego strony. Oczekiwałem raczej wybuchu złości.  
- Ale przecież... Wy... No wiesz nie wróciliście do siebie?
- Oczywiście, że nie! Musieliśmy udawać żeby nie wzbudzać żadnych podejrzeń. W końcu Lottie była tylko moją kochanką - doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że ostatnie słowa były dla niego bardzo trudne. Nie dziwię się. Powiedzenie, że dziewczyna, którą się kocha była TYLKO kochanką nie jest łatwe. Ale przecież w świecie sławy nic nie jest łatwe.
- Który z panów jest chłopakiem tej dziewczyny, która zemdlała? - lekarz, który zabrał Lottie wyszedł z sali i patrzył się na nas wyczekując odpowiedzi.
- On - powiedziałem natychmiast i wskazałem głową na Zayn'a.
To nie tak, że nie korciło mnie aby powiedzieć, że to ja jestem jej chłopakiem. Po prostu... Ona i Zayn byli ze sobą i to on ma prawo dowiedzieć się pierwszy co u Lottie.
- Dobrze. Emm czy mógłby pan dostarczyć mi dokumenty odnośnie ciąży? Nie wiem jakie leki mogę podać pani Smith aby nie zrobić krzywdy dziecku
- Co?! - krzyknęliśmy oboje i spojrzeliśmy na siebie przerażeni. Lottie jest w ciąży. Moja Lottie jest w ciąży. 

Lottie

Leżałam pod ciepłą kołdrą i starałam się nie denerwować, ale z powodu ciszy panującej w pokoju słyszałam jak kroplówka skapuje do małego pojemniczka, a potem sączy się rurką wprost do mojej ręki.
Chciałam zasnąć i podejmowałam próby co chwilę, ale jednak sen był daleki od mojej osoby. Denerwowałam się co raz bardziej. To nienormalne.
Gdy drzwi od sali otwarły się doskonale wiedziałam, że to będzie bardzo ciężka rozmowa. Jego poważny wygląd twarzy i zaciśnięte dłonie na poręczy łóżka tylko utwierdzały mnie w tym przekonaniu.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - to było jego pierwsze pytanie, które od razu zmroziło mi krew w żyłach.
- Co z Perrie?
- Lottie nie zmieniaj tematu - nie zmieniam, po prostu omijam. - Dlaczego mi do kurwy nędzy nie powiedziałaś?
- Bo... Bo ciebie to i tak nie obchodzi - wyszeptałam cicho i z wielką uwagą obserwowałam jak jego twarz zmienia się pod napływem moich słów.
- Co ty pierdolisz? Lottie jesteś w ciąży! Rozumiesz?! Nosisz w sobie moje dziecko, i śmiesz mi mówić, że mnie to nie obchodzi?!
- Skąd wiesz, że twoje?! - nie chciałam krzyczeć, ale odkąd Zayn mnie zostawił nigdy nie podnosiłam swojego tonu głosu za bardzo. Starałam się zduszać wszystkie emocje głęboko w sobie. Teraz najwyraźniej przyszedł czas na uwolnienie się od nich.
- Co? - jego głos był o wiele cichszy niż przed chwilą. Przez kilka sekund nie mogłam zrozumieć o co mu chodzi, ale wreszcie doszło do mnie to co powiedziałam.
- Skąd wiesz, że to twoje dziecko? - zamknęłam oczy nie chcąc oglądać go w takim stanie. Ból widoczny na jego twarzy łamał moje serce na jeszcze mniejsze kawałeczki niż dotychczas.
- Żartujesz prawda? Chcesz mnie skrzywdzić dlatego tak mówisz - jego głos drżał tak samo jak moje serce. Boże proszę nie... 
- Nie jestem z tobą w ciąży. Nie znam ojca dziecka - słowa, które wypadły przez moje usta raniły mnie bardziej niż jego. Przepraszam. 
- Nie wierzę ci - poczułam jak siada obok mnie. - Spójrz mi w oczy i powiedz, że to nie moje dziecko. Inaczej ci nie uwierzę.
Otwarłam oczy i zacisnęłam dłonie w pięści chcąc powstrzymać łzy.
- To nie twoje dziecko - powiedziałam cały czas wpatrując się w jego brązowe oczy.
To co w nich zobaczyłam... Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę zdolna do tak wielkiego kłamstwa. Nie dość, że okłamywałam go w sprawie związanej z Harrym to jeszcze teraz...
- W takim razem możesz wracać do domu - odparł i przypadkiem dotknął mojej zaciśniętej w pięść dłoni. Proszę wybacz mi skarbie. 

Zayn

- Jeszcze jednego - powiedziałem do barmanki i popchnąłem w jej stronę swój kieliszek. Po trzynastym straciłem rachubę, ale muszę przyznać, że było mi bardzo wesoło. Nie zamierzałem zaprzestać picia dopóki Adam tutaj nie przyjedzie i nie wyciągnie stąd mojej dupy.
- Nie sądzisz, że już dość kochasiu? Tamte laski cały czas robią ci zdjęcia - głupia laska o wyjebanym dekolcie aż do ziemi wskazała głową w stronę grupki dziewczyn, które trzymały w rękach telefony.
- Płace ci to lej - wiem, że nie byłem zbyt grzeczny, ale miałem w dupie moje zachowanie.
Cały czas miałem w głowie jej słowa. To nie twoje dziecko. A gówno prawda. Wiem, że kłamała. Jej głos drżał gdy to mówiła, oczy były przepełnione strachem i żalem, a malutkie dłonie mocno zaciśnięte w pięści. Jestem pewny, że walczyła sama ze sobą aby nie odwrócić wzroku od moich oczu. Wygrała, ale to nie oznacza, że odpuszczę. Lottie jest nieodpowiedzialna. Nie mogę pozwolić aby MOJE dziecko miało taką matkę. Muszę zrobić wszystko aby od razu po urodzeniu moja mała kruszynka była za mną. Tylko i wyłącznie ze mną. 
----------------------------------------------------------------------------
Cześć! Jeden dzień opóźnienia, ale to dlatego, że brałyśmy pod uwagę ZAWIESZENIE bloga. Nie żartuję. Miałyśmy chwilową blokadę i nie mogłyśmy nic wymyślić, ale gdy już chciałyśmy dodać notkę z informacją coś we mnie jebnęło i mówię nie. Pieprzyć to. Trzeba coś napisać. A więc takim sposobem powstał rozdział na szybko. Mam nadzieję, że wam się spodoba i nie gwarantuję, że rozdziały będę pojawiać się REGULARNIE.
Ej i czo tak mało komentarzy :( Ja dla was dobrze matmę na testach napisałam.
Kamila♥

Część kociaki, nawet nie wyobrażacie sobie co głupiego chciałyśmy zrobić. Jednak na szczęście nie zrobiłyśmy. Dziękujemy za wszystkie komentarze. Kochamy was :) <3
Irish Cat♥ 

niedziela, 20 kwietnia 2014

Eeeee... Sorka?

To niestety nie jest rozdział!
Na początku chciałybyśmy was przeprosić z całego serca, ale następny rozdział pojawi się dopiero za tydzień w niedzielę. Wiem, że pewnie zaraz pełno osób będzie miało wąty dlaczego tak długo muszą czekać, ale zaraz wszystko wytłumaczę.
Jak pewnie wiecie od środy mam testy (ja pierdolę) i po prostu już w tej chwili się denerwuję i powtarzam wszystko co mogę. Na dodatek są teraz święta więc albo ja jadę do gości albo oni do mnie. A na domiar wszystkiego mój chłopak się rozchorował i musiałam się nim opiekować. Mam nadzieję, że zrozumiecie.
A Julka była niestety w szpitalu. Ma coś z nerkami jeżeli dobrze zrozumiałam i też nie może napisać rozdziału.
Mamy nadzieję, że nas zrozumiecie bo to jednak jest trochę pogmatwane.
No i spóźnionych WESOŁYCH ŚWIĄT! NO I MOOOOOKREGO DYNGUSA.
Kochamy was :*

niedziela, 13 kwietnia 2014

Rozdział 37

Babcia z ciekawością dopytywała się o różne aspekty mojego życia w Londynie, a ja na każde jej pytanie odpowiadałam szybko wymyślonym kłamstwem. Wiem, że to nie było w porządku, ale przecież nie mogłam powiedzieć jej prawdy. 'Tak babciu rozwaliłam związek Perrie, przeze mnie chciał się zabić niewinny chłopak, a na dodatek jestem w ciąży. A co u ciebie?'
Doskonale wiedziałam, że mama domyśla się iż moje wyimaginowane odpowiedzi są najlepszymi kłamstwami jakie kiedykolwiek mogłam wymyślić. Byłam pewna, że gdy tylko dziadkowie pojadą mama zasypie mnie tysiącem pytań, ale teraz nie miałam czasu się tym przejmować. Musiałam udawać, że jestem szczęśliwa i wcale nie chce się zamknąć w pokoju i przepłakać całego dnia.
Gdy babcia zajęła się rozmową z mamą moja ręka automatycznie znalazła się na naszyjniku, który delikatnie ochładzał moją skórę. 
Może nie powinnam go zakładać. Może w ogóle powinnam go odesłać z powrotem, ale nie mogłam tego zrobić. Miałam jakieś głupie złudzenie, że ten prezent to niema obietnica.
W nocy wiele o tym myślałam. Prawdopodobnie Zayn kupił go już wcześniej ponieważ myślał, że te święta spędzimy razem. Nie miał co z nim zrobić więc mi go wysłał.
Albo chciał pokazać mi, że nadal o mnie pamięta i chce abym ja pamiętała o nim choć to mało prawdopodobne. Skrzywdziłam go jak nikt inny i mogę się założyć, że to pozostanie w jego pamięci na zawsze. Nigdy już nie odzyskam Zayn'a i tylko dziecko, które noszę pod sercem będzie moim szarym wspomnieniem tego wszystkiego przez co przeszłam.
- Lottie? - zdezorientowana rozejrzałam się po wszystkich zgromadzonych przy stole i starałam się jakoś przywrócić jasność myślenia, ale niestety moje starania szły na marne.
- Przepraszam zamyśliłam się - powiedziałam i miałam nadzieję, że osoba, która coś ode mnie chciała powtórzy swoje pytanie.
- Dziadek pytał się czy pójdziesz z nim na spacer - mama poratowała mnie przed całkowitą kompromitacją i z uśmiechem wpatrywała się we mnie. Wiem, że za tym malutkim uśmiechem kryła się troska i strach.
-Um tak, tak tylko pójdę na górę po telefon - wstałam niezgrabnie od stołu i podreptałam po schodach. Wiedziałam, że czeka mnie teraz dość poważna rozmowa ponieważ mój dziadek nie należał do osób, które szybko odpuszczają.
Kiedyś wydawało mi się, że jestem do niego bardzo podobna. Dążyłam do postawionego sobie celu, starałam się przeskoczyć wszystkie przeszkody i spełniać marzenia. Tak się właśnie działo gdy chciałam wyjechać do Londynu. Robiłam wszystko aby tylko wydostać się stąd i zacząć inne życie. Udało mi się aczkolwiek skutek jest jak widać na załączonym obrazku opłakany.
Chwyciłam telefon z łóżka i znów zeszłam na dół napotykając w korytarzu na gotowego do wyjścia dziadka. Jak najszybciej potrafiłam ubrałam swoje ciepłe kozaki, płaszcz z wysokim kołnierzem oraz czapkę, którą od razu naciągnęłam na uszy.
Na początku naszej podróży dziadek tak samo jak ja wpatrywał się w swoje buty i nic odzywał się wcale, ale potem gdy doszliśmy do małego parku, w którym kilka rodzin spacerowało ze swoimi dziećmi coś się zmieniło w jego postawie. Już nie szedł zgarbiony, tylko wyprostowany.
- Wiesz jesteśmy do siebie bardzo podobni - dziadek westchnął gdy tuż obok nas przeleciała kulka ze śniegu.
- Taaa obydwoje lubimy suszone morele - odpowiedziałam siląc się na lekki  ton głosu. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że dziadek kieruję naszą rozmowę na całkiem inny tor.
- Wiesz, że nie o to mi chodzi Żabko. Nie uwierzyłem w żadne twoje dzisiejsze słowo. No może oprócz tego, że za nami tęskniłaś. To akurat jest prawdą - uśmiechnęłam się lekko na jego słowa. Nie wiem jakim cudem, ale dziadek zawsze wiedział kiedy kłamię, a kiedy nie. Nawet mama nieraz nie potrafiła odróżnić co jest kłamstwem, a co nie, ale dziadek miał dar.
- Wiem po prostu... Nie chcę o tym rozmawiać. To wszystko jest dla mnie za trudne - odparłam i spuściłam głowę.
- Lottie dla kogoś takiego jak ty nic nie jest za trudne.
- Dziadku ty nie wiesz co zrobiłam. Nie masz nawet pojęcia jak bardzo namieszałam w życiu niewinny ludzi - nie chciałam naskoczyć na dziadka, ale nie potrafiłam też inaczej pokazać, że nie chcę rozmawiać na temat swojego pobytu w Londynie.
- Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. Prędzej czy później prawda wyjdzie na jaw Lottie, a ty już nic nie będziesz mogła zrobić. Nie będziesz mogła naprawić to co zniszczyłaś.

Harry

Brzuch po woli zaczynał mnie boleć z powodu śmiechu, ale mimo wszystko nie zamierzałem się opamiętać. Pierwszy raz od bardzo dawna byłem szczęśliwy i chciałem czerpać z tego czasu jak najwięcej przyjemności. Nawet jeżeli miałoby to potem zostać tylko w mojej głowie.
- Prze... Przestań... Wreszcie - Gemma z ledwością mogła powiedzieć cokolwiek, a gdy wreszcie wydusiła z siebie kilka słów każdy zaczął się jeszcze bardziej śmiać.
- Dość! - krzyknąłem, ale mimo wszystko nadal śmiałem się prawdopodobnie najgłośniej z wszystkich zebranych.
Zerknąłem na moją mamę i zauważyłem jak ociera z policzków łzy. Nie byłem tylko pewien czy są one spowodowane śmiechem czy może tym, że wreszcie wróciłem do dawnego mnie.
- O Boże... Mój brzuch - wysapałem po czym oparłem się o kanapę i chwyciłem ręką za wcześniej wymieniony mięsień. Nadal chichotałem pod nosem, ale teraz zdecydowanie byliśmy opanowani.
- Nigdy więcej cię nie zaprosimy - Gemma oparła się o mnie i bez problemu słyszałem jej szybki i głęboki oddech.
- Sam się zaproszę - Ashton wzruszył ramionami i napił się soku.
Nim zdążyłem się obejrzeć mama wyszła z salonu ciągnąc za sobą Ashton'a, a ja zostałem sam na sam z Gemmą. Zdawałem sobie sprawę z tego, że moja siostra tylko na to czekała. Wczoraj gdy przyjechałem do domu od razu mama zaciągnęła mnie do pomocy w kuchni, a potem ubierałem choinkę więc Gem nie miała czasu do przesłuchania mnie, ale teraz miała do tego idealną okazję i po jej cichym westchnieniu sądzę, że właśnie się do tego zabierała.
- Pytaj o co chcesz - powiedziałem i zamknąłem oczy opierając głowę o miękką poduszkę. Czułem się jakbym znów miał te głupie szesnaście lat.
- Myślisz o niej? - wypuściłem po woli powietrze i uśmiechnąłem lekko.
- Czy myślę? Nie można wyrzucić z głowy osoby, którą się kocha Gemma.

Lottie

Siedziałam sama w salonie tuż obok okna i wpatrywałam się w płatki śniegu spadające z nieba. Chciałabym być jednym z nich. Chciałabym być lekka, ważna i przede wszystkim jedyna w swoim rodzaju. Chciałabym nie musieć przejmować się tym co zrobię w swoim życiu. Chciałabym spać i pozostać niewidzialna na tle tysiąca innych płatków.
Taka nie jestem. I nigdy nie będę. Nikt nie będzie.
Nawet gdy rodzice i dziadkowie dołączyli do mnie w salonie nie oderwałam wzroku od okna. Czułam się wolna wpatrując w śnieg nawet jeżeli to dziwnie brzmi.
Pewnie gdyby nie telefon wibrujący tuż obok mnie nadal byłabym zatopiona w swoim świecie marzeń.
Nie sprawdzając kto dzwoni po prostu odblokowałam urządzenie i czekałam aż osoba dzwoniąca powie o co chodzi.
- Lottie! Boże jak ciężko się do ciebie dodzwonić - gdy usłyszałam głos po drugiej stronie od razu wstałam z parapetu i zerknęłam na rodziców.
- Niall? Po co dzwonisz? - nie widziałam sensu aby chłopak miał po coś do mnie dzwonić. Spójrzmy prawdzie w oczy. Nie miałam powodu do utrzymywania kontaktu z żadnym z chłopaków.
- Nie wiem czy ktoś już ci powiedział czy nie, ale Perrie jest w szpitalu. Przed chwilą dzwonił do mnie Zayn.
- W szpitalu? Dlaczego? Coś z dzieckiem? - po wypowiedzeniu słów od razu poczułam wzrok rodziców jak i dziadków na swojej osobie.
- Nie wiem. Zayn prosił mnie tylko abym przyleciał do Londynu. Mimo tego, że nie masz teraz najlepszych relacji z Perrie pomyślałem, że chciałabyś wiedzieć - jego głos nie był już pewny na końcu zdania.
- Tak, tak masz rację. Dziękuję. Postaram się przylecieć najszybciej jak się da. W końcu... W końcu to moja kuzynka.
----------------------------------------------------
Hahahahah ten rozdział jest tak badziewny, że aż śmieszny. Nie mogłam w ogóle się skupić i napisać czegokolwiek. Udało mi się wszystko zdać, ale przez to mam jeszcze większe nerwy i stres mnie po woli zżera. Mamo ja chce do przedszkola :(  Lol fajnie by było. Aaaaaaaaaaaaaaaa. Dowiedziałam się dzisiaj od mojej siostry, że prawdopodobnie pojadę w październiku na wymianę do Londynu. Kurwa, kurwa, kurwa! Ale się cieszę :D To tyle, nie zanudzam.
Przepraszam za to dziadostwo :)
Branoc!
Kamila ♥
Irish Cat ♥

niedziela, 6 kwietnia 2014

Rozdział 36

Miesiąc później. 

Święta. Cóż jeszcze kilkanaście tygodni temu myślałam, że spędzę je w wielkim mieście, z moją kuzynką, nowymi przyjaciółmi. A tym czasem znów mieszkam z rodzicami i moje życie nie mogłoby być bardziej beznadziejne.
Wszystko się zmieniło. Ja się zmieniłam. Nie wiem czy na gorsze czy na lepsze.
Od mojego ostatniego spotkania z Zayn'em minęły dokładnie trzy tygodnie i dwa dni. To właśnie wtedy spędziłam z nim ostatnią noc, która na zawsze pozostanie w mojej pamięci. To jak mnie dotykał, kochał...
Byłam na prawdę zdziwiona gdy kilka dni po moim wyjeździe zadzwonił do mnie Zayn i powiedział, że mam wykupiony bilet do Londynu i muszę wracać ponieważ musimy coś załatwić. Miałam wtedy na prawdę głupią nadzieję, że dojdziemy do porozumienia i wszystko między nami będzie dobrze, ale niestety nadzieja matką głupich prawda? Gdy weszłam do mieszkania wszystko stało się jasne. Zayn chciał abym podpisała, że samowolnie zrzekam się z mieszkania. W pierwszej sekundzie miałam ochotę się rozpłakać.
Przy nim. Przy Adamie. Przy notariuszu.
Nie zrobiłam tego, tylko ze stoickim spokojem podpisałam wszystkie papiery i gdy miałam wychodzić stało się coś nieoczekiwanego. Zayn kazał mi zostać. To był błąd, którego żałuję, ale czasu nie cofnę. Muszę teraz żyć z naszymi błędami.
Nie czuję tej magii świąt jak co roku. Mój tata nie rozmawia ze mną od kąt powiedziałam im coś, co zmieniło wszystko. Mama stara się wszystko ratować, ale niestety wcale jej to nie wychodzi.
- Lottie - mama cicho zapukała w drzwi i nacisnęła klamkę wchodząc do pomieszczenia. Zobaczyła to samo co każdego innego ranka od mojego powrotu. - Kochanie chodź pomożesz ubrać nam choinkę - mama usiadła na łóżku obok mnie i pogłaskała mnie po ramieniu.
- Nie mam ochoty - odpowiedziałam jej i przytuliłam do siebie poduszkę. Chciałam spędzić następny dzień w łóżku z dala od wszystkich cholernie szczęśliwych ludzi.
- Nie możesz siedzieć tutaj cały czas Charlotte. Musisz wyjść.
- Nie mów do mnie Charlotte - zawsze byłam drażliwa na swoje pełne imię, ale teraz stało się to jeszcze bardziej... Aktywne.
- Przepraszam skarbie. Chodź do nas - wiedziałam, że dzisiaj tak łatwo mi nie odpuści dlatego z westchnieniem zrzuciłam z siebie kołdrę i wstałam z łóżka.
Wyciągnęłam z szafy bluzę i narzuciłam ją na siebie od razu podwijając rękawy. Jeszcze rok temu już dawno siedziałam w salonie i wybierałam co powiesimy na choinkę. W tym roku nie miałam ochoty na żadne święta.
Wyjście z pokoju nie było takie złe. Gorzej było gdy weszłam do salonu i napotkałam pełen złości spojrzenie ojca. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że mój własny tata ma mnie za nic nieznaczącą dziwkę.
Bez słowa wzięłam do reki małe pudełeczko z porcelanowymi zawieszkami i zaczęłam rozwieszać ozdoby na różnych gałązkach pachnącego drzewka. 
Poczułam dziwny uścisk w sercu gdy tata zaczepił wielką, lśniącą gwiazdę na samym czubku choinki. To ja zawsze to robiłam. Nie ważne ile miałam lat, tata zawsze mnie podnosił abym mogła zaczepić gwiazdę.
Odeszłam kilka kroków w tył podczas gdy mama zaświeciła wszystkie lampki. Drzewko rozbłysło masą kolorowych promyków przez co uśmiechnęłam się lekko.
- Za rok będziemy musieli kupić sztuczną choinkę - mama stanęła obok mnie i z uśmiechem na twarzy podziwiała nasze wspólne dzieło.
- Dlaczego? - zapytałam i włożyłam dłonie w kieszenie spodni. Było mi jakoś dziwnie zimno i nagle jeszcze bardziej zapragnęłam aby znaleźć się w swoim ciepłym łóżku.
- Bo twój bachor poobrywa wszystkie gałązki - tata spiorunował mnie wzrokiem i wyszedł z salonu zostawiając mnie zszokowaną. Moje usta otwarły się mimowolnie, ale nie wyleciało z nich żadne słowo. Nie byłam wstanie się odezwać.
- Lottie on wcale tak nie...
- Przestań mamo. Wiem, że tata jest na mnie wściekły i nie mam zamiaru się z nim o to kłócić. Czasu nie cofnę, a ciąży nie usunę - odparłam i wyszłam z salonu zostawiając mamę samą sobie.
Mogłam zacząć krzyczeć pójść za ojcem i coś mu powiedzieć, ale co by to dało? I tak wiem, że mama jest załamana z powodu atmosfery panującej w domu. Nie chcę pogarszać sytuacji.
Znów zamknęłam się w pokoju, ale tym razem zabrałam swojego laptopa i usiadłam na skraju łóżka uruchamiając sprzęt. Od razu po włączeniu Skype'a wyświetliła mi się ikonka, że ktoś stara się nawiązać ze mną połączenie. Z lekkim uśmiechem na twarzy odebrałam i ujrzałam Daniela szczerzącego się do kamerki.
Tylko on mi pozostał z czasu gdy mieszkałam w Londynie. Jako jedyny się ode mnie nie odwrócił i starał się robić wszystko abym tylko była szczęśliwa.
- Cześć. Jak tam się robaczki dziś czujecie? - on jako pierwszy dowiedział się o ciąży i chyba jako jedyny jest szczęśliwy z tego powodu. Stara się mnie jakoś przekonać, że dziecko to nie koniec świata, a właściwie wręcz odwrotnie, ale to nie on będzie sam wychowywał dziecko, którego nie powinno nawet być na świecie. Tak to była wpadka, i tylko ja będę za nią słono płacić.
- Tak jak każdego innego dnia - odparłam i przetarłam ręką oczy. Uwielbiałam rozmawiać z Danielem, ale zawsze gdy tylko widziałam jego twarz wszystkie wspomnienia powracały.
- Och Lottie dzisiaj Boże Narodzenie! Powinnaś się cieszyć, że zjesz te wszystkie rzeczy, których nie jesz w ciągu roki - dziwiłam się jak dobrze Daniel mógł wyszukać się w każdej sytuacji tej dobrej strony.
- Tutaj masz rację - zaśmiałam się cicho i westchnęłam. Daniel zaczął się za czymś rozglądać aż wreszcie naciągnął na głowę czerwoną czapkę i uśmiechnął się szeroko w moją stronę.
- Wiem, że życzenia powinienem złożyć ci wieczorem, ale nie wiem czy będę miał czas dlatego na wszelki wypadek już teraz życzę ci wesołych świąt kwiatuszku - nie mogłam zwalczyć uśmiechu cisnącego się na moje usta. Daniel obrał zwyczaj nazywania mnie kwiatuszkiem i to było na prawdę słodkie.
- Również życzę ci Danielku wesołych świąt.

Zayn

Is it dark, where you are?
Can you count the stars where you are?
Do you feel like you are a thousand miles from home?

Are you lost, where you are?
Can you find your way when you're so far?
Do you fear, like you are?
A thousand nights alone

So here we are set into motion
We'll steal a car and crash in the ocean
You and I, caught in a fading light
On the longest night

It's enough, just to find love
It's the only thing to be sure of
So hard, to let go of
A thousand times or more
I was close to a fault line
Heaven knows, you showed up in time
Was it real?
Now I feel, like I'm never coming down

So here we are, set into motion
Steal a car, crash in the ocean
You and I, caught in a fading light
On the longest night

I recall when we were together
Even now it seems like forever
So alive caught in a fading light
On the longest night

Can we go too far to find, what is waiting here?
A little fall from grace
On the longest night

Did we go too far to find, what is waiting here?
We'll take a little time, to open again

Is it dark where you are?
Can you count the stars where you are? 

Odłożyłem długopis i przeczytałem tekst jeszcze raz w sumie nie bardzo rozumiejąc co oznaczają słowa. Nie mogłem pojąć dlaczego wszystko układało się w jedną całość. W moje myśli, które rozrywały moją głowę codziennie od nowa.
Zadawałem sobie pytania, które były tak bardzo irytujące same w sobie, że nie mogły mnie opuścić. Cały czas zastanawiałem się co ona teraz czuję. Jak wygląda jej życie. Czy jest szczęśliwa. Czy mnie pamięta. Czy wspomina nasze wspólne dnie. Czy śni o mnie. Czy odtwarza w myślach to jak do niej mówiłem.
Starałem się zapomnieć. Bóg mi świadkiem, że się starałem, ale nie mogłem tego zrobić. To tak jakbym oglądał cały czas ten sam film, nawet jeżeli nie chcę go więcej oglądać. Nie mogłem wyrzucić z głowy z jej doskonałości, jej idealizmu. Po prostu tkwiłem w tym samym miejscu zadając sobie ból i w sumie chyba tylko to powstrzymywało mnie przed rzuceniem tego wszystko w cholerę.
Nagle gdy jej zabrakło u mojego boku wszystko stało się takie szare. Nic nie miało sensu, a wstanie z łóżka było największym wyzwaniem w ciągu całego pieprzonego dnia. Czułem rozrywająca pustkę gdy otwierałem rano oczy i napotykałem puste miejsce w łóżku. Na szafce nie stało żadne zdjęcie Lottie. W pokoju nie było żadnego śladu jej obecności. Tak jakby nigdy nie istniała.
- Zayn kurier czeka w salonie - mama uśmiechnęła się do mnie lekko i przymknęła za sobą drzwi. Nie wiem dlaczego, ale przepisałem kilka linijek na czystą kartkę i włożyłem do pudełka zamykając je szczelnie.
Wiedziałem, że źle robię cały czas myśląc o tym jak ona będzie wyglądać dzisiejszego wieczoru, ale to było silniejsze. Ona była silniejsza.

Lottie.

Krojąc orzechy cały czas odtwarzałam w głowie moją dzisiejszą rozmowę z Danielem. Dowiedziałam się, że od razu po Nowym Roku chłopak ma rozprawę w sądzie i prawdopodobnie będę musiała się na niej stawić jako naoczny świadek. Najpierw odbędzie się rozprawa w sprawie postrzału, a potem w sprawie narkotyków, które Daniel sprzedawał. Doskonale wiedziałam, że jest coś jeszcze na rzeczy, ale brunet uparcie zaprzeczał, a ja w końcu przestałam pytać.
Dowiedziałam się również, że Harry dziś wychodzi z ośrodka. Nie wiem kto go zmusił do pójścia na terapię, ale podobno zadziałała i teraz Styles będzie spotykał się z psychologiem raz w tygodniu. Oczywiście każdy dowiedział się z jakiego powodu Harry wylądował w szpitalu, ale nikt tak na prawdę oprócz mnie nie wiedział, że w sumie to moja wina. To przeze mnie Harry chciał się zabić.
Podobno każdy z chłopaków jest już w swoim rodzinnym domu. Daniel nie chciał mi powiedzieć co u Perrie, a sama bałam się sprawdzić jakieś strony internetowe, dlatego nadal tkwiłam w słodkiej niewiedzy.
- Jutro przyjadą dziadkowie - tata otwarł szafkę i wyciągnął z niej miskę, do której przesypał cukierki i postawił je przede mną na stole. - Przepraszam za to co powiedziałem rano - dodał i usiadł na krześle na przeciwko mnie.
- Nie masz za co mnie przepraszać - odparłam i odłożyłam nóż na deskę. Nie byłam pewna czy mam coś jeszcze powiedzieć czy siedzieć cicho.
- Powiesz mu o tym? - spojrzałam na tatę i miałam ochotę się rozpłakać. Znów. Nie rozmawiałam jeszcze z nikim na temat swojej ciąży i gdy teraz naszedł czas na pierwszą rozmowę chciałam uciec jak najdalej.
- Chyba nie. On ma swoje idealne życie nie chcę tego psuć - potarłam dłońmi swoje uda i wymusiłam lekki uśmiech.
- Powinnaś mu powiedzieć. Nie ważne jak to zniszczy mu życie Lottie. To był wasz wspólny błąd i musicie obydwoje ponieść konsekwencje.
- To go zniszczy tato. Perrie jest w ciąży i każdy myśli, że to dziecko Zayn'a. Gdy świat dowie się, że ja też jestem w ciąży... Oni nie dadzą mu spokoju - czytałam kilka artykułów o tym, że ja i Zayn mieliśmy mały romans, a teraz on znów jest z Perrie, która wybaczyła mu zdradę. To jedno wielkie kłamstwo, w które każdy wieży.
- On zniszczył ciebie ty zniszcz jego - miał rację. Zayn mnie zniszczył i miałam prawo na zemstę, ale doskonale wiedziałam, że to nic mi nie da.
- Nie chcę wojny. Jeżeli mam wychowywać to dziecko sama to tak zrobię.
- Dobra nie mówmy o tym - tata przysunął w moją stronę cukierki. - Mama gdy była w ciąży cały czas jadła cukierki - nie wiedziałam co spowodowało taką nagłą zmianę nastawienia ojca, ale nie chciałam się dopytywać. Wolałam korzystać z tej chwili normalności.
***
Nie mogłam oderwać wzorku od uśmiechniętych rodziców, którzy oglądali album, który podarowałam im w prezencie. Nie widziałam w nim nic szczególnego, ale oni najwyraźniej potrafili dostrzec coś co dla mnie było niewidzialne.
- Och Lottie zapomniałabym - mama wstała z kanapy i podeszła do szafki po czym wyciągnęła z niej granatowe pudełko, które było przewiązane czerwoną kokardą. - Kurier przyniósł dla ciebie paczkę - kobieta podała mi pudełko i znów usiadła obok taty. Oboje patrzyli na mnie zaciekawieni.
Z westchnieniem odwiązałam wstążkę i odłożyłam ją na bok. Ściągnęłam wieczko z pudełka i od razu uświadomiłam sobie od kogo jest ten prezent.
Wzięłam do ręki kawałek kartki i mimo wszystko w moich oczach pojawiły się łzy.

It's enough, just to find love
It's the only thing to be sure of
So hard, to let go of
A thousand times or more
I was close to a fault line
Heaven knows, you showed up in time
Was it real?
Now I feel, like I'm never coming down

Odłożyłam kartkę obok siebie i wyciągnęłam naszyjnik, który oglądałam kiedyś z Zayn'em. Na zawieszce w kształcie serca były tak bardzo ważne słowa, które nie ważne jak bardzo starałeś się odepchnąć uczucia wzbudzały w tobie zachwyt i nadzieję. 'I find love.'
Nie, nie, nie. Coś ty narobił? 
---------------------------------------------------
PAMIĘTAJCIE, ŻE KAŻDY TEKST JAKIŚ PIOSENEK JEST SKOPIOWANY NA POTRZEBY OPOWIADANIA: O TO PIOSENKA, KTÓRA ''NAPISAŁ'' ZAYN PIOSENKA
------------------------------------------------------
Cześć :) Och ale się porobiło. Od razu powiem jedno: TO JULIA WYMYŚLIŁA TĄ CIĄŻĘ, NIE JA, JEJ GRÓŹCIE!
Cóż nasz Irish Cat zwichnęła sobie nadgarstek i ma problemy z pisaniem i na prawdę jej współczuję bo wiem jaki to ból :( Eeee coś chciałam... A tak! Ogłoszenie parafialne (ważne)
JAK WIECIE (ALBO I NIE) JESTEM W 3 GIMNAZJUM I ZBLIŻAJĄ MI SIĘ EGZAMINY PRZEZ CO NAUCZYCIELE CHCĄC NAM POMÓC DAJĄ NAM KARTKI Z NAJWAŻNIEJSZYMI WIADOMOŚCIAMI Z 3 LAT NIBY FAJNIE ALE ONI NAS Z TEGO PYTAJĄ O.o A WIĘC CHODZI O TO, ŻE JEST 50% ŻE W NASTĘPNYM TYGODNIU NIE POJAWI SIĘ ROZDZIAŁ CHYBA, ŻE JULKA DA SOBIE RADĘ SAMA, ALBO JA PO PROSTU WSZYSTKO DAM RADE OGARNĄĆ.
No to chyba tyle. Nie przedłużam :)
Jeszcze postanowiłam troszkę dopisać. Tu Julka (Irish Cat) za rozdział podziękujcie KAMILI, bo ona SAMA go napisała :) A co do nadgarstka to mam nosić temblak 2 tygodnie, więc nie wiem jak to będzie, ale postaram się dać z siebie 100%. Najwidoczniej nie wszystkie koty spadają na cztery łapy, lecz na dwa nadgarstki XD No cóż, miejmy nadzieję, że do następnego :)
Kamila♥
Irish Cat♥
15 KOMENTARZY= NOWY ROZDZIAŁ