niedziela, 18 maja 2014

Rozdział 40

On sobie żartuje prawda? To taki cholernie głupi żart? On nie może mi odebrać dziecka, prawda? Te pytania od paru minut krzątają mi się po głowie. Moja głowa zawirowała. Nie może mi tego zrobić, nie może zrobić to temu dziecku.
Przygryzłam wargę czując uporczywe szczypanie w kącikach oczu. Załkałam żałośnie, przecież ma dziecko z Perrie, po co mu moje? Dlaczego on aż tak bardzo chce mnie skrzywdzić...
Wydawało mi się, że dobrze znam chłopaka, którego kochałam. Wydawało mi się, że potrafiłam przewidzieć jego działania w każdej, sprawie, ale tym razem nie miałam pojęcia co nim kieruję i czy naprawdę Zayn odważy się odebrać mi moje dziecko. Nasze dziecko.
Nie wiem co mną kierowało, ale zaczęłam szybko wspinać się po schodach aby jak najszybciej dostać się do mojego pokoju. Gdy tam dotarłam szybko zrzuciłam z siebie swoją piżamę i ubrałam czarne spodnie oraz szarą bluzę. Do kieszeni spodni schowałam telefon i klucze. Zwariowałam. 
Złapanie taksówki o tej porze dziedziczyło niemal z cudem, ale na szczęście udało mi się złapać jedną gdy odjeżdżała z pod domu kawałek dalej. Bez zastanowienia podałam adres i zaczęłam przygryzać wnętrze policzka. Dopiero teraz, gdy byłam już w drodze zaczęło do mnie dochodzić to co chcę zrobić.
Mimowolnie moja ręka powędrowała do brzucha i wiem, że zabrzmi to szalenie, ale chyba zaczęłam wtedy pojmować co to znaczy być matką. Ta troska o swoje dziecko, nawet jeżeli jeszcze nie jest ze mną na świecie była rozpraszająca. Budowała we mnie swoje gniazdo i byłam pewna, że nie mogę pozwolić aby ktokolwiek skrzywdził moje dziecko. Mogłam być suką dla chłopaków. Mogłam ich bardzo skrzywdzić, ale przecież noszę pod sercem cud. Nie mogę pozwolić aby moje idiotyczne zachowanie kilkanaście tygodni temu zniszczyło całe życie tej malutkiej istotce.
- Dojechaliśmy - zamrugałam kilka razy aż odgoniłam wszystkie niepotrzebne łzy. Spojrzałam na kierowcę i podałam mu pieniądze gdy ten uprzednio powiedział mi ile mam zapłacić za przejazd.
Zimny wiatr targał moimi rozpuszczonymi włosami, a mróz szczypał mnie w policzki i noc. Marzłam chociaż od środka byłam rozgrzana przez gniew.
Gdy spojrzałam w górę zauważyłam, jak w mieszkaniu, w którym kiedyś mieszkałam ktoś chodzi w kółko, a potem zasłania ogromne okno z widokiem na miasto. Nie zastanawiając się więcej skierowałam się szybkim krokiem w stronę wejścia i po wystukaniu odpowiedniego kodu otwarłam drzwi wślizgując się do ciepłej klatki schodowej.
Zważywszy na to, że nie miałam już kluczy do mieszkania zapukałam dwa razy do drzwi i grzecznie poczekałam aż ktoś mi otworzy. Wcale się nie zdziwiłam jak drzwi otworzył mi Adam.
- Lottie? - zapytał jakby nie dowierzał, że to naprawdę ja. Przepchnęłam się obok niego i weszłam do jasno oświetlonego korytarza. Do moich uszu dobiegł śmiech Perrie i szczekanie psa. Nie kłamał. Ona naprawdę z nim jest. 
Wkroczyłam dość dumnie do salonu i od razu zwróciłam na siebie wzrok blondynki. Zauważyłam, że w kuchni świeci się światło więc nim Perrie zdążyła cokolwiek powiedzieć przeszłam do pomieszczenia gdzie go znalazłam.
- Lottie? Co ty tutaj robisz o tej porze? - Zayn odstawił kubek na blat i zaczął się mi przypatrywać. Czułam jak moja twarz robi się czerwona i nie do końca byłam pewna czy to z powodu gorąca jakiego panowało w mieszkaniu, czy z powodu złości.
- Co ma oznaczać ten twój głupi SMS? - zapytałam od razu przechodząc do sedna sprawy. Nie miałam ochoty, ani czasu grać w jakieś głupie gierki.
- Jak to co? Odbiorę ci nasze dziecko Lottie. Nie pozwolę aby wychowywało się z kimś takim jak ty - prawdopodobnie gdyby uderzył mnie w twarz zabolałoby mnie to mniej.
- To nie jest twoje dziecko. Już ci to tłumaczyłam - odparłam i zaczesałam palcami włosy do tyłu aby nie spadały mi na twarz.
- Nie wierzę ci. Wiem, że kłamiesz - wysyczał i zacisnął dłonie w pięści chcąc mi tym samym pokazać, że jest zły. No to świetnie. Jest nas dwoje. 
- Och to już nie mój problem Zayn. To dziecko nie jest twoje - powiedziałam i bez żadnego strachu spojrzałam mu prosto w oczy.
- Odbiorę ci je - powiedział gdy chciałam stamtąd wyjść.
- Nie masz kurwa prawa tego zrobić! - krzyknęłam i podeszłam do niego popychając go na blat. Naprawdę miałam ochotę go zabić. Chociażby gołymi rękoma. - To dziecko NIE jest twoje Zayn - wyszeptałam i odsunęłam się od niego wychodząc z kuchni. Minęłam zdziwionego Adama i niezadowoloną Perrie. Wybiegłam przez drzwi. Byłam dumna z siebie, że się przy nim nie rozpłakałam. Lecz po wyjściu już tak. Niestety tym razem nie miałam takiego farta i nie błąkała się tu żadna taksówka. Czyli wracam na pieszo, cudownie. Zawsze marzyłam o tym by wracać późnym wieczorem do domu. Otarłam ręką łzy.
Mijałam domy, a samochody mnie mijały. Skręciłam w prawo i skierowałam się na drugą stronę jezdni. Z boku wydobyło się trąbienie i pisk opon.
- Uważaj jak chodzisz! - usłyszałam krzyk z samochodu. Chłopak przyjrzał mi się. - Lottie?
To był Niall. Blondyn wysiadł z samochodu.
- Co się stało? Płaczesz? - zapytał lecz nie z sarkazmem tylko z niespotykaną u niego czułością.
- Nic mi się nie stało, ale mam prośbę. Mógłbyś mnie odwieść? Proszę.
- A co za to dostanę?
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Wzruszyłam ramionami a chłopak westchnął.
- Wchodź - mruknął siadając za kierownicą. Stałam chwilę i się patrzyłam przed siebie. - No wchodź!
Na jego głos szybko ruszyłam w stronę samochodu i usiadłam obok niego.Ledwo zamknęłam drzwiczki i się zapięłam a on już odjechał. Nie odzywałam się cala drogę. Podziękowałam tylko jak już wysiadałam. Weszłam do domu i usłyszałam czyjeś kroki.
- Lottie! Gdzie ty byłaś? Wiesz jak się martwiłem? Nie odbierałaś telefonu. Jak można być tak nieodpowiedzialnym! - Harry od razu na mnie okrzyczał.
- Bardzo łatwo Harry. Wystarczy zrobić coś bardzo głupiego i już jesteś nieodpowiedzialny - powiedziałam i otarłam łzy z policzków. 
- Co się stało? Dlaczego płaczesz? - chłopak od razu zmienił ton swojego głosu na spokojniejszy i troskliwy. Wzruszyłam ramionami i zaczęłam się śmiać. 
- Co się stało? Och cóż pokochałam dwóch facetów jednocześnie, zniszczyłam sobie życie, jestem w ciąży i na dodatek nie wiem czy kiedykolwiek będę miała jakiekolwiek prawo do mojego dziecka. To tak w skrócie - spuściłam głowę na dół i potarłam czoło dłonią. Byłam strasznie zmęczona, ale to nie było zmęczenie fizyczne. Psychiczne. Miałam już dość. Chciałam umrzeć i pogrzebać ze sobą wszystko co kiedykolwiek uczyniłam. 
- Jesteś w ciąży? - na schodach stał Liam, który przyglądał się mi i Harry'emu z dziwnym wyrazem twarzy.    - Najświeższe wiadomości Liam - odparłam z ironią w głosie i westchnęłam zamykając oczy. Nagle zaczęło mi się robić strasznie duszno, a głowa zaczęła boleć jakby miała zaraz mi się rozpaść. 
- Lottie dobrze się czujesz? - Harry złapał mnie za rękę, a ja otwarłam oczy i pokręciłam lekko głową doskonale wiedząc, że nie będę wstanie powiedzieć czegokolwiek. 

Harry

Głaskałem Lottie po głowie cały czas cicho śpiewając piosenki, które znałem najlepiej. Wiedziałem, że dziewczyna zasnęła już dawno temu, ale bałem się, że jeżeli przestanę to ona się obudzi i znów zacznie płakać. Nie chciałem aby płakała. Nie zasłużyła sobie, na nic przez co teraz musi przechodzić. Szkoda, że ona tego nie rozumie.
Gdybym mógł zabrał bym to wszystko od niej. Nie pozwoliłbym aby cierpiała. Ja bym sobie poradził, o wiele lepiej niż ona. Poszedłbym do Louisa powiedziałbym mu o wszystkim co mnie dręczy, a on by mi doradził i wszystko było by dobrze. Lottie nie ma do kogo pójść. Jest tutaj całkiem sama, a mi nie chce nic powiedzieć. Nie wiem dlaczego. Może się wstydzi, a może nie ufa mi wystarczająco. Chciałabym to zmienić. Chciałbym aby zaufała mi i pokochała mnie tak bardzo jak ja pokochałem ją. Gdyby to jedno moje życzenie się spełniło byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Miałbym wszystko czego człowiek może zapragnąć. Mógłbym być wtedy naprawdę szczęśliwy. 
Lottie jęknęła cicho i przewróciła się na bok kładąc swoją głowę na moją klatkę piersiową. Wydawała się niespokojna dopóki nie chwyciłem jej dłoni i nie potarłem kostek palców. 
- Śpij spokojnie moja piękna. Wszystko jest dobrze - wyszeptałem i pocałowałem ją w czubek głowy. Boże gdyby tak mogłoby być już na zawsze. Gdyby ona była moja na zawsze...

Lottie

Obudziłam się leżąc na czyimś bezpiecznym i ciepłym ciele. Dopóki nie poczułam przyjemnego zapachu dobrze znanych mi perfum czułam się lekko wystraszona, ale strach szybko odszedł w zapomnienie u stępiając miejsce poczucia bezpieczeństwa. 
Jego duża dłoń trzymała moją, a druga ręka spoczywała na moich plechach. Czułam się szczęśliwa choć wiedziałam, że to tyko złudzenie. Za chwilę pewnie się obudzi i zostawi mnie samą, a ja znów poczuję nagły przypływ tych wszystkich problemów.
- Tak bardzo cię kocham - usłyszałam jego cichy szept. Zamknęłam momentalnie oczy gdy poczułam jak Harry delikatnie odsuwa mnie od siebie. Od razu zrobiło mi się zimno, a smutek zalał całe moje ciało. A więc to już. 
Harry nakrył mnie kołdrą, pocałował w czoło i wyszedł po cichu z pokoju starając się narobić jak najmniej hałasu. Westchnęłam i otwarłam oczy. Chciało mi się płakać, choć prawie całą noc ryczałam przytulona do Harry'ego. Pamiętam, że po jakimś czasie zaczął mi śpiewać, a ja zaczęłam się uspokajać. Wtedy wszystko stawało się takie idealne. My byliśmy idealni, a kłopotów nie było. Nie istniał żaden Zayn z manią zemsty, nie było moich błędów czy kłamstw. Było po prostu idealnie, do czasu. 
Do moich myśli znów przywędrował SMS od Zayn. Czy on naprawdę jest wstanie zrobić mi coś takiego? Gdy go zobaczyłam nie rozpoznawałam w nim tego samego chłopaka, którego pokochałam. Ja już go nie znałam.  
 Mocne walenie w drzwi wyrwalo mnie z zamyśleń. Mozolnie wstałam odciągając kołdrę od ciała. Przetarłam oczy i powoli kroczyłam ku drzwiom. Walenie zamiast ustać, nasiliło się.
- Już idę - mruknęłam. Otworzyłam drzwi, a moim oczom ukazał się Zayn. Wściekły Zayn.
- Chce testów na ojcostwo.
-------------------------------------------------------------------------
Tadam! Mam nadzieję, że was nie zawiodłyśmy i wybaczycie te tygodniowe opóźnienie, ale po prostu nie mogłam nic napisać z powodu mojego paluszka. Jeszcze tydzień muszę chodzić z opatrunkiem. Rozumiecie?! Cały tydzień to jakaś męczarnia. Mam nadzieję, że nigdy sobie nie wybijecie palca bo nie dość, że cholerstwo boli to jeszcze wsadzą wam w bandaż jakiś kijek, który będzie was uciskał, ale oczywiście nic nie można z tym zrobić. Ech... Łorewer.
Dziękujemy za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem. Kochamy was!
Kamila♥

Czeeeeść. Tęskniliście? Ja tak, przepraszamy za opóźnienie :c Komentujcie :)
Irish Cat♥

niedziela, 11 maja 2014

Przepraszamy

Niestety rozdział będzie dopiero w następnym tygodniu. Ja (Kamila) wybiłam sobie palec w piątek na w-f i nie dam rady nic napisać, a nie chcę wszystkiego zrzucać na Julkę dlatego będziemy mieć tydzień poślizgu. W rekompensatę wstawiamy krótką zapowiedź.

'Naprawdę miałam ochotę go zabić. Chociażby gołymi rękoma.' 

'- Nie masz kurwa prawa tego zrobić!' 

'Chciałam umrzeć i pogrzebać ze sobą wszystko co kiedykolwiek uczyniłam.' 

'Czy naprawdę byłam aż taka zła? Czy naprawdę zaczęłam niszczyć ludzi?'

niedziela, 4 maja 2014

Rozdział 39

Bałam się wykonać jakikolwiek ruch dlatego po prostu siedziałam na łóżku i wpatrywałam się w ścianę na przeciwko mnie. Nie chciałam znów mieszkać w tym domu, ale nie miałam innego wyjścia.
Wypuszczono mnie dziś rano ze szpitala i byłam gotowa  znaleźć jakiś tani hotel, w którym mogłabym się zatrzymać, ale Harry zdążył mnie zatrzymać i namówić do powrotu. Powrotu do ich domu. Oczywiście nie na stałe. Muszę pozostać w Londynie przez tydzień i zgłosić się po wyniki, a potem mogę wracać do domu. Ale jakby nie patrzeć przez siedem dni będę skazana na Harry'ego i jego dziwne zachowanie, jak i na Louisa i jego nienawiść do mnie. Uroczo prawda?
Znów poczułam jak wszystko co udało mi się zjeść dzisiejszego poranka podchodzi mi do gardła. Wiedziałam, że nie będę wymiotować, ale wiedziałam również, że nie obejdzie się bez świeżego powietrza dlatego wstałam z łóżka i po cichu podeszłam do drzwi otwierając je i rozglądając się po korytarzu. Nie miałam ochoty na rozmowę z kimkolwiek, a tym bardziej nie miałam ochoty na odpowiadanie na całkiem bezsensowne pytania.
- W sumie nie wierzyłem, że jednak znów z nami mieszkasz - zamknęłam oczy gdy usłyszałam za sobą ten denerwujący głos.
- Błogosławieni ci co nie widzieli, a uwierzyli - odparłam i odwróciłam się stając twarzą w twarz z osobą, którą nienawidzę całym sercem.
- Pyskata się zrobiłaś - powiedział i założył ręce na piersi cały czas uważnie mi się przyglądając. Nie miałam nic mu do powiedzenia dlatego chciałam po prostu odejść. - Nie krzywdź go znowu.
- Co? - chyba pierwszy raz odkąd poznałam Louisa widziałam w nim kogoś poważnego. Kogoś kto martwi się nie tylko o swój tyłek.
- Nie krzywdź Harry'ego, Lottie. On dopiero co... Po prostu go nie krzywdź - chłopak spojrzał mi w oczy i odszedł zostawiając mnie samą na korytarzu. 
O co mu chodzi z nie krzywdzeniem Harry'ego? Co ja mu takiego robię? Wszyscy mnie oskarżają, że wszystkich krzywdzę, ale nie liczą się z moimi uczuciami, z tym jak ja się czuję. Wychodzi na to, że jestem bezlitosną suką, której nie obchodzi los innych. Tak przynajmniej pewnie myślą chłopaki, i nie tylko. A gdzie miejsce na mnie? Ja się już nie liczę? Najwidoczniej nie.
Stałam na tym głupim korytarzu nie wiedząc co ze sobą zrobić. Robiłam głębokie wdechy i pstrykałam palcami dając sobie bolesną ulgę. Niektórzy się tną, niektórzy płaczą, a ja wyginam palce i słucham pykające kostki. Nie stałam tam długo ponieważ Harry wyszedł ze swojego pokoju.
- Coś się stało? - zapytał, a ja pokręciłam głową. - To może obejrzysz z nami film?
Nie miałam ochoty na spędzanie z nimi czasu, ale wydawało się to lepsze niż siedzenie samej w pokoju. Poszłam za nim do ich salonu i usiadłam na końcu kanapy jak najdalej od nich.
- Przecież nie gryziemy - prychnął Louis patrząc na mnie jak na wariatkę. Zaczyna się. Harry objął mnie i przysunął do siebie. Lecz mnie nie puścił, postanowiłam to zignorować i skupić się na filmie. Nawet nie znałam tytułu i nie wiedziałam o co w nim chodzi. Po paru minutach moje oczy same się zamykały. Ułożyłam głowę na ramieniu bruneta i usnęłam.

Harry

- Lottie, film się skończył - szturchnąłem ramię blondynki, ale ona tylko mruknęła coś pod nosem. Westchnąłem i lekko zepchnąłem ją ze mnie. Wstałem i wziąłem ją na ręce. Pokierowałem się w stronę jej pokoju. Położyłem ją na łóżku, zdjąłem jej spodnie by było jej wygodniej. Miała na sobie dużą koszulkę, która mogła służyć jako piżama. Przykryłem ją kołdrą i, gdy już miałem wychodzić usłyszałem jej cichy szept.
- Zostaniesz?
Odwróciłem się w jej stronę i spojrzałem na nią. Pierwsza myśl o niej to 'krucha blondynka, która zgubiła się w życiu'. Nie mogłem jej tak zostawić. Zamknąłem cicho drzwi i zdjąłem swoje dżinsy. Położyłem się pod kołdrę i przytuliłem do siebie Lottie. Popatrzyła na mnie a z jej ust zdołałem wyczytać podziękowanie. Wtuliła głowę w moją klatkę piersiową i zamknęła oczy. Patrzyłem na nią chwilę, ale moje oczy również się zamknęły. Może tak nie wyglądałem, ale w środku cieszyłem się jak dziecko wiedząc, że miałem w swoich ramionach Lottie. Miałem w ramionach cały mój świat. Wiem, że pewnie za kilka godzin ona się obudzi i powie, że mam sobie pójść, ale w tej chwili liczyła się tylko ta chwila. Liczył się ten moment uniesienia i cholernego szczęścia.
Czy to źle, że chciałem ją tylko dla siebie? Czy to źle, że chciałem być z nią do końca? Z jednej strony tak, z drugiej nie. Ona jest w ciąży. Z Zayn'em. Straciłem swoją szansę już bardzo dawno temu, a dziecko, które Lottie nosi pod sercem to jedynie dowód na to, że ja nigdy nie będę wystarczająco dobry. To bolało chociaż doskonale zdawałem sobie sprawę, z tego, że to moja wina. Zasłużyłem na każde cierpienie jakie spotyka mnie po drodze i wcale nie mam zamiaru się z tego powodu spierać z kimkolwiek.
- Żałuję tego co zrobiłam - zaskoczony otwarłem oczy i spojrzałem na Lottie. Dziewczyna podniosła się z westchnieniem i przetarła oczy dłonią.
- A co takiego zrobiłaś? - zapytałem i również usiadłem wpatrując się w jej zmęczoną twarz. Teraz nie udawała. Teraz pokazała jak zraniona jest naprawdę.
- Zniszczyłam twoją przyjaźń z Zayn'em, zniszczyłam jego związek, zniszczyłam wam życie - odparła i dopiero po wypowiedzeniu tych wszystkich słów spojrzała na mnie przerażona.
- Niczego nie zniszczyłaś Lottie. To ja cię pocałowałem chociaż doskonale wiedziałem, że jesteś z Zayn'em, to ja wyznałem ci miłość. Nie ty Lottie. Ja. Nie zniszczyłaś jego związku. Sama wiesz, że Zayn nie kochał Perrie od dłuższego czasu. Na dodatek ona go zdradziła. Ze mną! Jeżeli ktoś miałby się tutaj obwiniać to ja, nie ty - nie myślałem nad tym co powiem. Mówiłem po prostu z serca. Te wszystkie myśli, które ukrywałem w głowie wreszcie ujrzały światło dzienne.
- Przeze mnie ze sobą nie rozmawiacie - powiedziała i zaczęła miętosić w swoich małych dłoniach kawałek kołdry.
- Rozmawiamy. Gdy wyjechałaś daliśmy sobie po razie i wszystko jest w porządku - zapewniłem ją i uśmiechnąłem się w jej stronę.
- Chciałeś mnie pocieszyć prawda? - mruknęła cicho, ale mimo wszystko na jej pięknej twarzy pojawił się mały uśmiech.
- Chciałem ci powiedzieć prawdę - szturchnąłem ją lekko w ramie, a ona powiększyła swój cudny uśmiech.

Lottie

Już od bardzo dawna nie czułam się taka wolna i szczęśliwa zarazem. Czułam się jak małe dziecko gdy razem z Harrym i Danielem biegaliśmy po parku i cieszyliśmy się ze spadającego śniegu. Nie było go w prawdzie wiele, ale to i tak niesamowite. Nie obchodziło nas to, że mamy czerwone nosy i policzki z zimna. Przecież zawsze możemy wejść do jakiejś kawiarni i się ogrzać. Na pewno wzbudzaliśmy ciekawość innych ludzi ponieważ Harry do swojej grubej zimowej czapki założył okulary przeciwsłoneczne, a szalik miał naciągnięty aż na nos. Wyglądał jak nieudolny przestępca, ale tylko w ten sposób mogliśmy cieszyć się chwilą bez żadnych fanek czy fotoreporterów.
- Ej czekajcie! Ja nie mam takich długich nóg jak wy! - krzyknęłam gdy chłopaki byli już spory kawałek przede mną.
- Mówiłem, że mogę cię ponieść - odezwał się Daniel gdy wreszcie udało mi się ich dogonić. - Ale nie czekaj. Ty podobno jesteś ciężka i nikt nie będzie cię nosić - uderzyłam go w ramie gdy starał się sparodiować mój głos.
- Serio? Zobaczymy - spojrzałam zdziwiona na Harry'ego i nim zdążyłam się zorientować co takiego się dzieje chłopak podciął mi kolana i uniósł w górę. - Ty nie jest aż tak źle - oboje z Danielem zaczęli się śmiać, a ja zrobiłam oburzoną minę.
- Ha ha. Mało śmieszne. Postaw mnie na ziemie - powiedziałam i po chwili stanęłam na swoich nogach poprawiając kurtkę, która podwinęła mi się z tyłu.
- Harry nie sądzisz, że kobiety w ciąży są dość drażliwe? - Daniel spojrzał na Styles'a i zrobił minę myśliciela.
- Hmm wiesz drogi kompanie wydaję mi się, że to zależy od kobiety. Co poniektóre są drażliwsze niż zawsze, a inne natomiast...
- Dobra już dobra! Łapię nie musicie się więcej ze mnie nabijać - powiedziałam i pokręciłam głową ze śmiechem. - Ej Harry!
Chłopak odwrócił głowę w moją stronę, a ja pacnęłam go w ramię.
- Gonisz! - krzyknęłam i zaczęłam uciekać. Co nie było łatwe, kiedy podłoże jest tak śliskie jak teraz. Chłopak stał parę chwil oszołomiony, aż w końcu zaczął mnie gonić. Śmiałam się i miałam wielką radochę z tego, że mam przewagę. Po jakimś czasie kiedy nie mógł mnie dogonić zmienił kurs i zaczął biec w stronę Daniela. Zatrzymałam się na chwilę by odetchnąć. Dosłownie chwila, a tuż przede mną pojawił się brunet. Lekko mnie dotknął i zaczął uciekać. Zaśmiałam się i zaczęłam go gonić, ale moje siły powoli opadały. Podparłam dłonie na kolanach i głęboko oddychałam.
- Wszystko okey Lottie? - zapytał się Daniel, który nie wiadomo skąd wyrósł przede mną, Pokiwałam głową. Usłyszałam radosne szczekanie i odwróciłam głowę w prawo. W moją stronę biegł mały piesek. Wydawał mi się bardzo znajomy. Pies podbiegł bliżej i wtedy go rozpoznałam. To był Lucky, pies mój i Zayn'a. Czyli, że on też jest  niedaleko. Zaczęłam miziać jego puchatą sierść.
- Cześć maluchu - powiedziałam i podniosłam psa z ziemi przytulając go do siebie. Lucky zaskomlał i polizał mnie po zmarzniętej twarzy.
- Lucky! Lucky gdzie jesteś?! - krzyk Zayn przywołał do nas Harry'ego, a po chwili i Malik zjawił się przy naszej trójce. Wyglądał na zmęczonego i wystraszonego zarazem.
- Nie powinieneś spuszczać go ze smyczy - powiedziałam i postawiłam psa na ziemi ostatni raz głaszcząc jego łepek.
- Nie sądziłem, że ucieknie - odarł Zayn i od razu przypiął smycz do obroży. - Nie jest trochę za zimno na spacer?
- Dla zdrowia wszystko - Harry uśmiechnął się w stronę Malika, a ten tylko skinął głową w odpowiedzi.
- Emm co z Perrie? - zapytałam po chwili ciszy. Może nie powinnam go o to pytać, ale moja kuzynka sama mi nic nie powie.
- Wszystko w porządku. Wypisali ją rano i przepisali jakieś witaminy - Zayn wzruszył ramionami i podrapał się po głowie. - Sądzę, że powinienem już iść. Powiedziałem jej, że wrócę za chwilę.
- Czyli mieszkacie teraz razem? - zapytałam zdziwiona.
- Tak. W końcu znów jesteśmy ze sobą.
***
Siedziałam sama w salonie przy zaświeconej lampce, a w dłoniach trzymałam ciepły kubek z gorącą herbatą w środku. Nie mogłam zasnąć dlatego postanowiłam zejść na dół i posiedzieć sobie w miejscu gdzie kiedyś żartowałam sobie z Perrie. To dość niewiarygodne jak szybko rzeczy się zmieniają. Jak historia zmienia swój bieg. Na początku mojego przyjazdu do Londynu byłam pełna nadziei na nowe życie, a podczas opuszczania tego miasta czułam smutek i żal. Przeciwne uczucia, które towarzyszą mi teraz cały czas.
Telefon, który przyniosłam wraz ze sobą zawibrował na stoliku, a ja z westchnieniem wyciągnęłam po niego rękę i odblokowałam urządzenie od razu otwierając wiadomość.
Od: Zayn
Odbiorę ci to dziecko. 
------------------------------------------------------------------------
hej! ładny szablon prawda? Nasza kochana Irish Cat go zrobiła :D Jeszcze jutro będę wprowadzone w nim poprawki i będzie jeszcze piękniejszy! Sorry za tak krótki rozdział, ale mam nadzieję, że mimo wszystko się wam spodoba.  
Kamila♥

Część kochane, dużo się dzieje nie? Zayn sobie u mnie grzeszy, palant jeden. Lottie zamieszkuje u chlopakow, Zayn z Perrie. Biedna Lottie :c Do następnego, komentujcie <3
Irish Cat♥