niedziela, 31 sierpnia 2014

Rozdział 48

Na dworze zaczynało świtać, poświata słońca bardzo po woli i stopniowo rozjaśniała niebo, a ja nadal siedziałam nie wykonując żadnego ruchu. Obudziłam się coś około trzeciej nad ranem  i od tego czasu nie robię nic innego jak siedzenie przez łóżeczkiem Jena i wpatrywanie się w jego klatkę piersiową. Byłam cholernie przerażona gdy po otwarciu oczu zobaczyłam, że Harry śpi spokojnie tuż obok mnie i nikt nie pilnuje tego czy Jensen oddycha. Skoro on sam nie był wstanie go przypilnować mógł mnie obudzić.
Przetarłam oczy ręką i wstałam z krzesła podchodząc do szafy. Wyciągnęłam z niej czarne rurki, szarą koszulkę z rękawem trzy czwarte oraz czarny sweterek. Nie mogłam siedzieć bezczynnie dlatego postanowiłam wyjść z małym na spacer doskonale zdając sobie sprawę, z tego, że w późniejszych godzinach nie będzie to możliwe przez wszystkie fanki chłopaków jak i paparazzi, którzy zaczęli na nas polować.
Ściągnęłam z siebie piżamę i od razu zaczęłam ubierać na siebie przygotowane ciuchy. Starając się nie obudzić Jena założyłam mu na główkę czapeczkę i chwyciłam kocyk z łóżeczka. Jedną ręką trzymałam chłopca, a drugą otwarłam ostrożnie drzwi i zostawiłam je lekko uchylone po czym zeszłam ze schodów. Tuż przy drzwiach stał wózek, do którego wsadziłam Jensena i od razu przykryłam go kocykiem nie chcąc aby maluch zmarzł.
Bez żadnych problemów szłam chodnikiem w stronę parku raz na jakiś czas spoglądając do wózka. Nie chciałam aby Jensen już się obudził ponieważ doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że tak małe dziecko jak on potrzebuje dużo snu, którego niestety ostatnio nie miał za dużo.
Skręciłam za rogiem widząc w oddali mnóstwo krzaków, dróg i drzew. Gdzie nie gdzie znajdywały się kolorowe kwiaty, które sprawiały, że ładniej to wyglądało. Weszłam bramą do parku i z uśmiechem wyobrażałam sobie jak za parę lat Jen już będzie umiał chodzić.
Będzie biegał i wesoło krzyczał.
Będzie trzymał mnie za rękę i się uśmiechał.
Będzie szczęśliwy, a ja razem z nim.
O ile dalej będziemy mieszkać w Londynie. Planuję się przeprowadzić, ale to w dalekiej przyszłości. Na razie chcę zostać tutaj, w Londynie z Harrym. Z nim jestem szczęśliwa i mam nadzieję, że to się nie zmieni. Świetnie zajmuje się Jensenem i traktuje go jak syna. Boję się, że w przyszłości będę musiała wyjawić prawdę Jenowi o tym, że Zayn jest jego biologicznym ojcem.
 Nie martwiłabym się tym tak bardzo, gdyby nie fakt, że Zayn mógłby chcieć mi go odebrać. Harry miał rację, za bardzo obawiam się przyszłości i za dużo o niej myślę. Niestety nie mogę na to nic poradzić. Przyszłość wcale nie jest tak daleko jak nam się wydaje. Patrzyłam się jak klatka piersiowa Jena miarowo się podnosi i opuszcza. Poruszył się i odkrył nóżkę więc to poprawiłam i go okryłam. Bałam się, że jest mu zimno. Sama poprawiłam swój sweter ponieważ zerwał się wiatr i przeszedł mnie dreszcz. Moje włosy poleciały w różne strony i ograniczył mi widoczność zasłaniając oczy. Poprawiłam je i popatrzyłam przed siebie. Nie daleko był Zayn, który miał na sobie czapkę jak i okulary, dzięki którym miał nadzieję, że nikt go nie rozpozna. Tuż przed sobą pchał wózek, machając do mnie ręką. Uśmiechnęłam się niezręcznie i odmachałam mu. On był ostatnią osobą, której się tutaj spodziewałam, ale i tak był lepszy niż moja kuzynka. Gdy pojawił się obok mnie przywitał się i zaproponował byśmy razem spacerowali. Zgodziłam się i tak oto od paru minut szliśmy obok siebie w niezręcznej ciszy.
- Więc... - zaczął brunet. - Jak u ciebie?
Odchrząknęłam i włożyłam włosy za ucho.
- Dobrze - odpowiedziałam prosto nie wiedząc co powiedzieć. Gdybym mu powiedziała o moich obawach związku z chorobą Jena mogłoby to się źle dla mnie skończyć. - A u ciebie, Perrie i Misty?
- Millie - poprawił mnie Zayn. Kiwnęłam głową czekając na dalszą jego wypowiedź. - Też dobrze, Millie jest urocza.
Znów pokiwałam głową i zagryzłam wargę, no bo kurczę. Naprawdę nie mam ochoty z nim rozmawiać.
- Trochę chłodno nie uważasz? - zapytał.
- Taa, chyba będziemy się zbierać - powiedziałam cicho i spojrzałam na małego, który zaczął mrugać oczkami i po chwili zaczął płakać. Westchnęłam i wzięłam go na ręce. Pobujałam go chwilę tuląc do siebie i nuciłam kołysankę.
- Poczekaj - spojrzałam na Zayn'a i odłożyłam Jena do wózka przykrywając go kocykiem. Wyciągnęłam z torby przyczepionej do wózka misia i położyłam tuż obok jego małej główki.
- Zayn muszę już iść. Mały pewnie jest głodny więc muszę...
- Powiesz mu kiedyś? - przerwał mi i spojrzał na swojego syna. Tak to dziecko Zayn'a i nieważne jakie bajki bym wymyślała to każdy i tak zna prawdę.
- O czym? - zapytałam udając, że nie mam pojęcia o co chodzi. Niestety doskonale zdawałam sobie sprawę o co chodzi, tylko że ta myśl mnie przerażała.
- Nie udawaj głupiej Lottie. Dobrze wiesz o co mi chodzi - Zayn tracił cierpliwość i zaczynał się robić zły.
- Nie wiem Zayn. Harry... On chce uznać Jena jako swojego syna i... Tak będzie chyba lepiej - nie myślałam o tym co mówię. Harry nigdy nie powiedział, że uzna Jensena, ale w tej chwili nie widziałam innego wyjścia z sytuacji.
- Nie Lottie. Nie zgodzę się na to. Harry może być przyszywanym ojcem Jena, ale to ja będę wpisany jako jego biologiczny ojciec. I albo załatwimy to między sobą, albo pójdę z tym do sądu - otwarłam buzię zdziwiona jego słowami, ale nie wypowiedziałam ani jednego słowa. Do sądu? Co do cholery... 
- Żartujesz tak? - zapytałam w końcu i nie mogłam powstrzymać nerwowego uśmiechu, który cisnął się na moje usta. Nie potrafiłam uwierzyć, w to że Zayn byłby zdolny do czegoś takiego.
- Nie, mówię całkiem poważnie - odparł i zajrzał do Millie gdy ta zaczęła cicho popłakiwać. - Muszę już iść. Pamiętaj o tym co mówiłem. Daj znać jak już się zastanowicie - bez żadnego pożegnania odszedł mówiąc coś po cichu do swojej córki.
***
Spoglądałam na te wszystkie fanki zgromadzone pod domem nie mogąc uwierzyć, że zamiast być w szkole stały tutaj i krzyczały jako bardzo kochają chłopaków. To było cudowne, że tak się im oddawały, ale moim zdaniem to było również trochę... Chore. Powinny zadbać o swoją przyszłość, powinny być w szkole, a nie sterczeć pod domem i denerwować wszystkich sąsiadów naokoło.
- Co jest skarbie? - ciepłe i silne ręce Harry'ego oplotły mnie w talii, tym samy przytulając mnie do stabilnego ciała chłopaka.
- Nic. Tak sobie patrzę - odpowiedziałam i oparłam głowę o ramię Harry'ego. Ten natomiast pocałował mnie w czoło i jeszcze ciaśniej oplótł rękoma.
- Nie długo będzie spokojniej. Dziewczyny zawsze omijają pierwsze dni szkoły, ale potem już chodzą tam regularnie - pokiwałam głową rozumiejąc słowa chłopaka.
- Byłam rano z Jensenem w parku - powiedziałam po chwili ciszy. Zamknęłam oczy czując się całkiem zrelaksowana w obecności Harry'ego.
- Spotkałaś jakieś fanki? Powiedziały ci coś? - Harry odwrócił mnie twarzą do siebie i wpatrywał się w moje oczy z oczekiwaniem na odpowiedź.
- Nie. Zamiast nich spotkałam Zayn'a - odpowiedziałam i dotknęłam dłonią policzka Harry'ego uśmiechając się lekko.
Wspięłam się na palce i delikatnie musnęłam usta bruneta swoimi. Ten w odpowiedzi na mój ruch nachylił się lekko i pogłębił pocałunek sprawiając, że moje serce zabiło kilka razy szybciej, a w brzuchu poczułam jakby latające motylki, które właśnie teraz obudziły się do życia. Po chwili przerwał pocałunek i uśmiechnął się do mnie.
- Mówił coś? - jego głos był opanowany, ale jego mięśnie lekko się napięły.
- Nic konkretnego - wymamrotałam. Nie odezwałam się więcej ukazując mu, że temat zakończony. 
- Mam nadzieję. Jeśli będzie czegoś próbował to nie ręczę za siebie - dodał i pocałował mnie w czubek głowy
Westchnęłam i oderwałam się od niego idąc w stronę kuchni. Sięgnęłam po szklankę i nalałam do niej wody, po czym się jej napiłam. Opierałam się o blat obserwując w totalnej ciszy wszystkie meble kuchenne. Nie było w nich nic ciekawego, ale podobały mi się. Zawsze lubiłam proste rzeczy, nie bardzo ozdobne. Gdy już wypiłam całą wodę, szklankę wstawiłam do zlewu. Oblizałam usta i wyszłam z kuchni do salonu. Rozejrzałam się nie miając bladego pojęcia co ze sobą zrobić. Harry'ego nie było więc, pewnie był z Jenem lub śpi. Mam nadzieję, że to pierwsze. Ruszyłam w stronę pokoju, gdzie prawdopodobnie znajduje się brunet, ale w ostatniej chwili się rozmyśliłam, ponieważ poczułam, że robi mi się niedobrze. Podbiegłam do łazienki i pochyliłam się nad toaletą zwracając do niej. Wytarłam buzię papierem i wrzuciłam go do toalety spuszczając wodę. Wstałam i umyłam zęby, by nie czuć już tego okropnego smaku. Odwróciłam się i zauważyłam Harry'ego stojącego w drzwiach.
- Dlaczego to zrobiłaś? - zapytał zszokowany. Pewnie widział co się tu stało.
- Źle się poczułam, nie zrobiłam tego specjalnie - posłałam mu wymuszony uśmiech. Widać było, że mu ulżyło. Wyminęłam go nie gasząc za sobą światła, bo nawet go nie zapalałam. - Jak z Jenem?
- Emm dobrze. Niall się z nim bawi - odpowiedział i objął mnie ramieniem, całując w głowę. Uśmiechnęłam się pod nosem na ten czuły gest.
- Nie uważasz, że chłopcy zbyt często pilnują Jena? - zapytałam gdy usiedliśmy razem w salonie. Przyciągnęłam nogi do klatki piersiowej i oparłam się o Harry'ego pozwalając, aby jego ręka znów oplotła mnie w talii.
- Czy ja wiem? Skoro chcą się z nim bawić to niech to robią - odparł i wyciągnął przed siebie nogi kładąc je na stoliku. 
- Zdemoralizują nam go - stwierdziłam i zaśmiałam się cicho wraz z Harrym. 
- Louis powiedział, że dzisiaj mamy wieczór i noc dla siebie - spojrzałam zdziwiona na Harry'ego, czekając na dalszy ciąg. - Wyganiają nas na randkę, a sami zajmą się Jenem. Znaczy przyjdzie jeszcze Eleanor z Danielle tak na wszelki wypadek - dodał i uśmiechnął się do mnie.
- Randka? - zapytałam nie dowierzając. 
Nie byłam jeszcze na ani jednej randce z Harrym, dlatego z jednej strony ten pomysł bardzo mi się podobał, ale z drugiej byłam przerażona co może z tego wyniknąć.
Ciąg dalszy nastąpi...
---------------------------------------------------------------
Hej. Nie wiem co tu dużo mówić. Rozdział nie zadowala ani długością, ani treścią, aczkolwiek w następnym będzie wieeeeeeele niespodzianek i mamy nadzieję, że będziecie równie mocno zachwycone co my :)
Ach i życzymy wam  miłego rozpoczęcia roku szkolnego :( :)

 Kamila♥
Irish Cat♥
 
Dajemy wam jeszcze zwiastun naszego nowego bloga. Wpadnijcie, skomentujcie, zaobserwujcie :*


poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Nowy blog!

A więc dziś wreszcie założyłyśmy nowego bloga! Jeeeeej :D W sumie jest tam tylko zwiastun oraz bohaterowie (po prawej stronie w kolumnie), ale nie długo dodamy fabułę oraz prolog. Mamy nadzieję, że będziecie czytać nasze nowe opowiadanie :)
Jeżeli ktoś jeszcze nie przeczytał rozdziału to dosyłamy o post niżej :D

NOWY BLOG

niedziela, 17 sierpnia 2014

Rozdział 47

Chodziłam zdenerwowana w te i z powrotem czekając aż wreszcie lekarz, którzy zajmował się moim synkiem przyjdzie powiadomić mnie o wynikach badań, które Jensen ma robione już od dobrej godziny. Gdy Harry powiedział mi, że z Jenem jest coś nie tak od razu podeszłam do łóżeczka małego i nie mogłam uwierzyć w to co widzę. 
Mały zaczął robić się siny, a jego klata piersiowa nie poruszała się wcale. Przestał oddychać, a ja razem z nim. Na szczęście Harry był na tyle trzeźwy, że od razu udzielił małemu pierwszej pomocy, a mi nakazał zadzwonić po karetkę. Oczywiście wzbudziliśmy wielkie zainteresowanie, przecież nie codziennie do domu One Direction przyjeżdża pogotowie, ale w tej chwili plotki wcale mnie nie obchodziły. 
- Ugh ledwo co można tam przejść - powiedział Harry i podał mi kubek z wodą. W szpitalu pojawiło się mnóstwo paparazzi, którzy nie szczędzili sobie krzyków, a niektórzy z nich byli na tyle bezczelni aby wkradać się do budynku i nachodzić pacjentów wypytując ich o nas. 
Dlatego prawie cała ochrona szpitala została poproszona o pomoc w powstrzymaniu natrętnych ludzi, a ochroniarze chłopaków są już w drodze do szpitala wraz z Zayn'em. Prawdopodobnie nie zawiadamiałabym Zayn'a o stanie Jena, ale lekarz prosił aby ojciec dziecka zjawił się w szpitalu wraz ze swoją książeczką zdrowia. Byłam przerażona ponieważ nie miałam pojęcia co się dzieje z moim dzieckiem. 
- Dlaczego to tak długo trwa? - zapytałam, ale nikt nie udzielił mi odpowiedzi. Byłam zdziwiona gdy chłopcy przyjechali do szpitala chwilę po nas. Naprawdę nie sądziłam, że zrobią coś takiego, i jeszcze teraz siedzą tutaj ze mną i Harry'm i widać, że martwią się równie mocno co ja i on. 
- Spokojnie Lottie. Na pewno wszystko będzie dobrze - brunet przyciągnął mnie do siebie w mocnym uścisku i zaczął pocierać moje plecy podczas gdy ja oparłam się czołem  o jego klatkę piersiową i zamknęłam oczy.
- On nie oddychał Harry. Gdyby nie ty... - zamilkłam i pokręciłam głową nie mogąc sobie wyobrazić jak wielką stratę poniosłabym jeżeli Jensen by umarł. Nie poradziłabym sobie z tym uczuciem pustki i rozdarcia. Umarłabym wtedy wraz z nim.
- Przestań. Nawet tak nie mów. Jensen'owi nic nie będzie, zobaczysz. W końcu ma najsilniejszą mamę na świecie - Harry odsunął mnie od siebie na długość rąk i spojrzał mi w oczy będąc pewnym swoich słów.
- Tak bardzo się boję - wyszeptałam i poczułam jak łzy zbierają się w moich oczach i po chwili niebezpiecznie balansują na moich rzęsach, aby po chwili spłynąć po moich bladych i zmarzniętych policzkach. 
- Wiem kochanie. Wiem - powiedział i znów mnie przytulił. Gdzieś za sobą słyszałam jak ktoś biegnie w naszą stronę, a potem głos Zayn'a witającego się z chłopakami. Nadal stałam wtulona w Harry'ego chcąc choć przez chwilę zapomnieć gdzie tak naprawdę się znajduję. 
- Co mu się stało? Co jest mojemu synowi? - wiem, ze Zayn pytał o to mnie, ale mimo wszystko nie potrafiłam puścić Harry'ego i wyjaśnić wszystko Zayn'owi.
- Jen przestał na chwilę oddychać - wyjaśnił brunet i mocniej objął mnie rękoma, zapewne czując jak przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz wywołany jego słowami. 
- Ale... Jak to oddychać? - w głosie Zayn słyszałam takie samo niedowierzanie jak w głosach wszystkich osób, jakie musieliśmy poinformować dlaczego mój synek się tutaj znajduje. 
- A skąd my to możemy wiedzieć? Chciałem go... 
- Pani Smith? - Harry'emu przerwał lekarz, który od razu swoim jednym pytaniem zmusił mnie do odsunięcia się od bruneta i stanięcia tuż przed niego z nadzieją, iż powie mi, że z moim dzieckiem jest wszystko w porządku. 
- Co z moim synkiem? - zapytałam i westchnęłam gdy starszy mężczyzna z okularami na nosie zaczął przeglądać jakieś kartki, aby potem znów spojrzeć na mnie i Harry'ego trzymającego mocno moją dłoń. 
- Pani syn miał tak zwany bezdech senny. Objawia się on chwilowym zanikiem oddychania przez spadek ciśnienia w górnych drogach oddechowych, mięśnie gardła stają się wiotkie przez co zapada się podniebienie - po wyjaśnieniu lekarza moje serce zaczęło bić kilka razy szybciej, a nowe łzy zgromadziły się w kącikach oczu.
- O mój Boże - wyszeptałam i znów przytuliłam się do Harry'ego nie mogąc znieść myśli, że mój malutki synek może cierpieć na coś tak poważnego. Przecież on jest jeszcze na to za mały. 
- A jak to się leczy? No bo da się to wyleczyć prawda? - znów zdrowy rozsądek poprowadził Harry'ego do zadania mądrego pytania, które krążyło gdzieś po moich myślach, ale nie byłam wstanie go zadać. 
- Oczywiście, że da. W niektórych przypadkach, bezdechów można pozbyć się obniżając masę ciała, zaprzestając palenia papierosów i pica alkoholu, oraz odstawiając niektóre leki, co w tym przypadku jest niemożliwe ponieważ dziecko ma zaledwie miesiąc. Możemy poddać pani synka zabiegom laryngologicznym, aczkolwiek najpierw proponowałbym leczenie protezą powietrza. Nie sądzę aby chciała pani tak bardzo stresować dziecko wizytami w szpitalu i mnóstwem zastrzyków, które niestety musiałby przyjąć - odsunęłam się od Harry'ego i otarłam policzki spoglądając na lekarza. 
- Na czym ma polegać to leczenie tą protezą powietrza? Czy to ma być jakaś operacja? - zapytałam i poczułam jak Harry głaszcze moje plecy w pocieszającym geście. 
- Nie, nie. Proteza powietrza to taka maska, która zakłada się na twarz i przez rurkę zamieszczoną w maszynie przepływa powietrze pod właściwym ciśnieniem przez co ciśnienie w drogach oddechowych nie spada - pokiwałam mechanicznie głową niezawile z tego rozumiejąc.
- Jak długo on będzie musiał mieć tą protezę? - tym razem to Zayn zadał pytanie i stanął z mojej prawej strony łapiąc mnie za rękę. On był najwyraźniej tak samo zdenerwowany jak ja. 
- Na razie założymy mu ją na dzisiejszą noc i będziemy go obserwować. Sądzę, że jutro zostanie wypisany do domu i oczywiście damy państwu jeden z aparatu i gdybym w razie następnego bezdechu założą mu ją państwo co od razu przywróci normalny oddech. Aczkolwiek istnieje również taka możliwość iż atak był jednorazowy i więcej już taka sytuacja nie będzie miała miejsca dlatego nie radziłbym od razu zakładać maski. Już nie raz miałem takie przypadki, że dziecko przechodziło przez jeden atak, a potem już nigdy taka sytuacja nie miała miejsca - lekarz uśmiechnął się do nas pocieszająco. - Proszę się nie martwić, z małym wszystko będzie w porządku, to silny chłopak.
- Dziękuję panie doktorze - powiedziałam i przetarłam twarz dłońmi. - Mogę do niego wejść? - zapytałam.
- Tak oczywiście, tylko prosiłbym aby ojciec dziecka poszedł ze mną. Muszę sprawdzić pana książeczkę i przebyte choroby - lekarz przez cały czas patrzył na Harry'ego, a gdy Zayn zawiadomił go, że to on jest ojcem mężczyzna trochę się zmieszał, ale odszedł z Zayn'em już nic więcej nie mówiąc. 
Wraz z Harrym, skierowałam się do sali, w której znajdował się mój synek. Musiałam go zobaczyć, przytulić i przekonać się, że wszystko z nim w porządku. 
W pokoju znajdowały się trzy pielęgniarki, które najwyraźniej skończyły nakładać Jensenowi maskę ponieważ sprzątały jakieś papierki starając się nie hałasować.
- Malutki właśnie usnął - poinformowała nas prawdopodobnie najstarsza z całej trójki. Każda z nich uśmiechnęła się przyjaźnie w naszą stronę. 
- Mogę go wziąć na ręce z tym czymś? - zapytałam i wskazałam na maskę, z której wychodziła długa rura, która była przyczepiona do jakiejś małej maszyny, która nie wydobywała z siebie żadnego dźwięku. 
- Oczywiście, że tak - odpowiedziała mi ta sama kobieta i poklepała mnie po ramieniu. - Macie pięknego i silnego synka. Wszystko będzie z nim w porządku - dodała jeszcze i wyszła z sali wraz ze swoimi koleżankami.
Ja natomiast podeszłam niepewnie do łóżeczka i zagryzłam wargę gdy zobaczyłam malutką twarzyczkę Jena w masce, która pomagała mu prawidłowo oddychać. Delikatnie wsunęłam dłonie pod jego plecki i uniosłam go od góry siadając na krześle po czym ułożyłam Jena w swoich ramionach tak aby nadal mógł spokojnie spać. 
- Mój malutki... - wyszeptałam i pocałowałam go w czoło znów płacząc. Nie potrafiłam powstrzymać emocji buzujących we mnie. Byłam strasznie szczęśliwa, że z moim synkiem wszystko w porządku, ale mimo wszystko nadal trochę się bałam bo co jeżeli te bezdechy nie ustąpią? Czeka go jakaś operacja? Będzie musiał żyć z tą protezą powietrza do końca życia? 
- Lottie, skarbie proszę nie płacz. Słyszałaś lekarza. Z małym wszystko dobrze. Nic mu nie będzie - Harry ukucnął przede mną i otarł łzy z moich policzków. 
- Harry, a co jeżeli to nie ustąpi? Co wtedy? - zapytałam cichym głosem. Miałam wrażenie, że Harry również rozmyślał nad tym co stanie się dalej. Co jeżeli mój synek jest poważnie chory?
- Jeżeli tak się stanie to wtedy znajdę najlepszych lekarzy aby wyleczyli naszego synka - Harry dotknął mojej dłoni i pocałował czoło Jena. Naszego synka. 
Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się do niego lekko. Bacznie obserwowałam jak poszedł na drugą stronę sali, wziął sobie krzesło i przystawił je tuż obok mojego.
- Daj mi go - powiedział, a ja posłusznie oddałam mu małego poprawiając koszulkę, która podwinęła się mu do góry. - Spróbuj się przespać - westchnęłam cicho i oparłam głowę na ramieniu Harry'ego cały czas obserwując jak porusza się klatka piersiowa Jena.
- Boje się - wyznałam po kilku minutach ciszy. Nie widziałam sensu aby ukrywać przed Harrym to co czuję ponieważ od i tak odkryłby co tak naprawdę czuję.
- Ja też skarbie, ale damy sobie radę - poczułam jak Harry jedną ręką oplata moje ciało. - Kocham cię Lottie.
***
Było coś około godziny dziesiątej gdy wraz z Harrym i Jensenem opuściliśmy szpital wyjściem dla służby. Nie chcieliśmy aby te wszystkie krzyki różnych ludzi obudziły małego, a na pewno tak by się stało. Oboje z Harrym przeszliśmy szybki kurs zakładania maski do oddychania w razie kolejnego ataku Jena, który mam nadzieje nie nastąpi.
Koło domu było pełno fanek, które gdy tylko zobaczyły Harry'ego wychodzącego z samochodu wraz z nosidełkiem zaczęły krzyczeć jeszcze głośniej niż wcześniej. Szybko pokonaliśmy z Harrym dystans do domu po czym odgrodziliśmy się od krzyczących fanek.
- Och już jesteście. Zrobiliśmy wam śniadanie zaraz przyniesiemy - Niall i Liam powitali nas już w korytarzu od razu powiadamiając nas o swoich planach. Spojrzałam zdziwiona na bruneta, a on tylko wzruszył ramionami i uśmiechnął się lekko.
- Pójdę rozebrać Jena i zaraz przyjdę - powiedział Harry po czym pocałował mnie w czoło i odszedł mówiąc coś do mojego synka, który cały czas był przypięty do nosidełka.
Nie widząc innego wyjścia skierowałam się do jadali, w której każdy z chłopaków coś robił. Stanęłam zdziwiona w drzwiach i przyglądałam się Louis'owi, który nakrywał do stołu starając się poukładać równo łyżeczki do herbaty.
- Pomóc ci? - zapytałam i najwyraźniej mój głos go przestraszył ponieważ podskoczył nieznacznie i przeklną pod nosem 
- Nie, nie trzeba. Usiądź sobie - odparł i wskazał głową na krzesło, obok którego stało siodełko dla małego dziecka. Nie miałam takiego. Całkiem zbita z tropu usiadłam na krześle i przyglądałam się jak chłopcy ze zdenerwowaniem przynoszą wszystko co zrobili.
- Lottie jeśli chcesz to ja mogę... - do jadalni wszedł Harry z Jenem na rękach. Przystanął zdziwiony widokiem, który przed sobą zastał. - Co tu się do kurwy dzieje? - zapytał.
- Nie przeklinaj - powiedziałam i wstałam odbierając od niego chłopca. Posadziłam go na siodełku i od razu przypięłam pasami aby czasem nie wypadł. - Gdzie jest butelka? - zapytałam, a Styles podał mi butelkę i usiadł obok Jena nic więcej nie mówiąc.
W nocy Jen obudził się i był wyraźnie głodny, i gdy chciałam go nakarmić pielęgniarki poradziły mi abym zaczęła karmić go butelką ponieważ przy bezdechu mleko z witaminami jest lepsze dla takiego maluszka.
- Emm kupiliście to mleko, o które prosił Harry? - zapytałam gdy weszłam do kuchni. Nie uzyskałam odpowiedzi po prostu Liam podał mi już gotową butelkę wypełnioną białą cieczą.
- Nie wiem czy takie może być. Znaczy czy nie jest za gorące - brunet podrapał się po głowie i uśmiechnął  do mnie niezręcznie. Odstawiłam pustą butelkę na blat i podeszłam do zlewu podwijając rękaw bluzki po czym wylałam trochę mleka na nadgarstek.
- Jest idealne. Dziękuję - odparłam i z uśmiechem na ustach wyszłam z kuchni kierując się do jadalni, gdzie Harry i Lou robili jakieś głupie miny do Jena, który przyglądał się im z obojętnością.
- Mogę go nakarmić? - zapytał Harry i wyciągnął rękę po butelkę. Podałam mu ją i obserwowałam jak ostrożnie wyciąga Jena z siodełka, układa go sobie na rękach po czym wkłada mu do buźki smoczek. - Jakie to fajne - odparł po chwili i zaczął się śmiać. 
- Brzmisz jak psychopata.
Jak Harry już nakarmił Jena oddał go chłopakom, którzy zaoferowali, że zaopiekują się nim w czasie gdy my zjemy śniadanie. Oni siedzieli z małym w salonie, a my siedzieliśmy w jadalni przy stole jedząc śniadanie w formie kanapek z szynką i papryką, która starannie była ułożona na chlebie z masłem. 
Chłopcy się postarali. Dostałam czkawki i Harry miał naprawdę niezły ubaw. Ja nie widziałam w tym nic śmiesznego. Gdy już skończyłam jeść i wypiłam herbatę, zrobiłam się strasznie zmęczona. 
Naprawdę bałam się o Jensena i, że coś mu się stanie. Choć wszyscy zapewniali, że to nie groźne i, że wszystko będzie dobrze to jednak nadal istniała możliwość, że coś pójdzie nie tak, prawda? A ja tak cholernie bałam się tej możliwości.
- O czym myślisz kochanie? - zapytał brunet patrząc na mnie ze ściągniętymi brwiami. Kochaniekochaniekochanie.
- Och, o tym, że coś może pójść nie tak - wyznałam i skrzywiłam się.
- Spokojnie Lottie, lekarze zapewniali, że wyzdrowieje to znaczy, że wyzdrowieje - powiedział, ale widać było, że sam nie jest pewien tego co mówi. Widać, że mu też zależy na Jensenie. Traktuje go jak swoje dziecko. Powinnam się cieszyć, ale nie w takiej chwili. - Proszę uśmiechnij się, dla mnie.
Westchnęłam podnosząc nasze kubki i talerze po czym poszłam do kuchni i włożyłam je do zlewu. Puściłam wodę i wzięłam gąbkę, na której był płyn. Zaczęłam myć naczynia. Gdy już były czyste włożyłam je do suszarki. Czyjeś ręce oplotły mnie w talii, a czyjaś głowa spoczęła na moim ramieniu. Wiedziałam, że to Harry. Jego usta zaczęły wędrować po mojej szyjii.
- Harry naprawdę nie jestem w nastroju - szepnęłam do niego próbując wydostać się z uścisku.
- Chcę żebyś się tylko uśmiechnęła - powiedział. Odwróciłam się i zrobiłam co chciał. Również się uśmiechnął, i połączył nasze usta, oddałam krótki pocałunek. Przytuliłam się do niego i poczułam się bezpieczna. 

Odsunęliśmy się od siebie i poszliśmy do salonu gdzie siedział Niall z Liam'em opiekując się moim dzieckiem. Spojrzeli się na nas i wrócili do zabawy z Jenem. Usiedliśmy na kanapie. Zaczęliśmy rozmawiać. Podczas tego ziewnęłam parę razy więc Harry zaproponował, żebym poszła spać. Po upewnieniu się, że Jen będzie miał zapewnioną opiekę skorzystałam z jego rady i poszłam do pokoju. 
Harry
Udało mi się znieść na dół kilka zabawek Jena jak i kocyk nim Lottie zasnęła. Nie chciałem jej budzić, a wiedziałem, że pewnie tak się stanie gdy coś przez przypadek mi spadnie. 
Rozłożyłem na kanapie koc, na którym położyłem Jensena i zacząłem machać grzechotką przez co mały zaczął podnosić rączki do góry i co jakiś czas się uśmiechał.
- Dobrze sobie radzisz. Jako ojciec - spojrzałem zdezorientowany na chłopaków, całkowicie zapominając o ich obecności. Louis przysiadł się tuż obok Jena i wziął go na ręce. 
- Nie żartuj sobie ze mnie. Jestem cholernie przerażony za każdym razem gdy muszę go wziąć na ręce - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Starałem się być pewny siebie i cały czas pamiętać o słowach mamy, gdy pytałem się jej jak mam postępować z tak małym dzieckiem. 
- Nie widać tego po tobie - tym razem Niall postanowił wygłosić swoje zdanie. 
- I dobrze. Nie chcę aby Lottie zaczęła przejmować się tym, że nie wiem jak mam poradzić sobie z naszym dzieckiem - powiedziałem i zamarłem gdy doszło do mnie to co powiedziałem. Znowu.
- Wow stary nieźle cię wzięło - Louis poklepał mnie po ramieniu i starał się ukryć swój uśmiech. Moje dziecko.
----------------------------------------------------------------------------------------
Hej :D Jezu jaka jestem najarana. Niby coraz bliżej końca bo tylko 3 rozdziały i epilog, ale potem nowy blog i NOUGPNDSPIDBNPDS. Gdy dzisiaj zobaczyłam szablon myślałam, że umrę. Jest G-E-N-I-A-L-N-Y. 
Dobra a co do rozdziału to mam nadzieję, że wam się spodoba bo tak fajnie mi się go pisało :) To chyba all... ACH dziękuję za wszystkie komentarze :* Kocham was! 
Kamila♥

Hej jak wam mijają wakacje :)
Irish Cat♥ 

wtorek, 5 sierpnia 2014

Rozdział 46

~Muzyka~
Czułam jego usta na mojej szyi, dłonie na talii i ten magnetyczny dotyk, który wyzwalał we mnie wszystko co najgorsze i najlepsze zarazem. Nie mogłam zbytnio skupić swoich rozbieganych myśli przez to jak delikatnie się ze mną obchodził. Nie potrafiłam skupić swojej egzystencji aby oprzeć się temu magnetycznemu uczuciu. Chciałam, aczkolwiek nie mogłam.
Jego palce wślizgnęły się pod moją koszulkę wywołując u mnie gęsią skórkę, a usta starannie zassały skórę tuż obok obojczyka, tworząc małą malinkę. Nie potrafiłam powstrzymać miękkiego jęknięcia, które wydostało się z moich rozchylonych ust. Oczywistym faktem było, że to wszystko co się w tej chwili między nami dzieje zajdzie na jeszcze dalszy tor, niż w tej chwili i z jednej strony wcale tego, nie chciałam, a z drugiej pragnęłam jak niczego innego.
Zaplątałam palce w jego włosy i odciągnęłam jego głowę od mojej skóry chcąc spojrzeć na jego twarz. W jego magiczne oczy. Nadal zadziwiała mnie ich nieopisana głębia. 
Widziałam, że chciał coś powiedzieć dlatego przyłożyłam palec do jego rozchylonych ust nakazując mu tym samym zachowanie ciszy. Nie chciałam aby którekolwiek z nas, się w tej chwili odzywało. Dobrze było tak jak jest. Nie potrzebne były żadne słowa, które mogłyby zniszczyć coś co zbudowało się między nami.
Przyłożyłam dłoń do jego rozgrzanego policzka i uśmiechnęłam się delikatnie gdy jego wzrok spoczął na moich ustach, które odebrały dzisiaj od niego tak wiele pocałunków świadczących o naszej wzajemnej słabości jak i oddaniu.
Nie mogłam się powstrzymać od spojrzenia na jego rozchylone wargi. Jego usta uformowały się w uśmiech, a potem wyszeptał do mnie bezgłośnie: Kocham cię. Odpowiedziałam mu tym samym i wtedy go pocałowałam. Pozwoliłam mu aby zrobił ze mną to co chciał i wcale nie miałam zamiaru tego żałować. Nie miałam zamiaru żałować już żadnej z podejmowanych przeze mnie decyzji.
- Tak bardzo...

Płacz dziecka wyrwał mnie ze snu gwałtownie i bezlitośnie. Zdezorientowana podniosłam się z łóżka i po zapaleniu małej lampki stojącej na etażerce, wstałam i podeszłam do łóżeczka, w którym znajdował się mój synek. Chłopiec musiał płakać już jakiś czas ponieważ jego malutka twarzyczka była cała czerwona, a łezki wsiąkały w poduszeczkę. 
- Hej maluszku nie płacz - powiedziałam i wzięłam Jena na ręce po czym zaczęłam go kołysać i chodzić po pokoju starając się go uspokoić. Mój wzrok padł na łóżko, w którym nie widziałam Harry'ego. Pamiętam, że kładłam się spać sama ponieważ Harry postanowił porozmawiać z chłopakami. Tak znów mieszkałam z prawie całym One Direction. 
Spojrzałam na chłopca, na moich rękach, który zaczął się już uspokajać przez co moje bicie serca również zaczęło wracać do normy. Nie lubiłam tego uczucia gdy moje własne dziecko płakało, a ja nie mogłam zrobić nic więcej oprócz kołysania go na rękach.
Gdy wreszcie Jensen znów usnął odłożyłam go delikatnie do łóżeczka i wyszłam z pokoju pozostawiając drzwi otwarte w razie gdyby maluch znów zaczął płakać. 
Zeszłam po cichu po schodach nie zapalając nawet światła i od razu skierowałam się do kuchni w celu napicia się wody. Dopiero tam zapaliłam światło i przetarłam zmęczone oczy po czym wyciągnęłam butelkę wody z lodówki oraz szklankę z szafki. Zimna ciecz rozlała się po całym przedmiocie od razu tworząc malutkie kropelki rosy po zewnętrznej stronie szklanki. 
Zmęczona usiadła na krześle przystawionym do blatu i upiłam zimnej wody. Miałam wrażenie, że lot do Londynu zmęczył mnie bardziej niż wszystko przez co przeszłam w domu. 
- Jezu Lottie - podniosłam głowę do góry i ujrzałam Liam'a stojącego w progu kuchni. Chłopak chwycił się za serce i odetchnął głęboko. - Wystraszyłaś mnie - dodał po chwili i usiadł na przeciwko mnie nalewając sobie wody. 
- Sorki - powiedziałam cicho i westchnęłam. - Wiesz może gdzie jest Harry? Nie ma go u mnie w pokoju - zapytałam i spojrzałam na bruneta, który był wyraźnie zmęczony. 
- Śpi w salonie. Zresztą jak reszta. Gadaliśmy trochę wieczorem, potem włączyliśmy sobie mecz i jakoś każdy zasnął - wytłumaczył mi i nie zaprzestał wpatrywania się we mnie. - Pewnie powinienem zaczekać z tym aż będziemy wszyscy razem, ale... Przepraszam Lottie. Za swoje zachowanie, za zachowanie chłopaków. Oceniliśmy cię z góry i... To nie było miłe - byłam na tyle zszokowana jego słowami, że nie potrafiłam wydusić z siebie żadnego słowa.
- To... Em... Ja... Przeprosiny przyjęte - wydusiłam wreszcie i wtedy do moich uszu dobiegł płacz Jena. Westchnęłam pod nosem i wstałam z krzesła.
- Coś mu jest? Znaczy słyszałem wcześniej jak płakał - Liam zatrzymał mnie jeszcze na chwilę. Jego głos brzmiał jakby chłopak się martwił.
- Nie wiem. Wydaje mi się, że to przez lot. Dobranoc Liam - odpowiedziałam i pożegnałam się z chłopakiem udając się na górę.
****
 Leżałam spokojnie na łóżku od paru minut po tym jak się przebudziłam. Mój organizm po prostu sam zdecydował, że pora wstać. Podeszłam do łóżka małego i pogładziłam go po policzku. Jego klatka piersiowa miarowo się poruszała, a usta były lekko rozchylone. Póki nie potrafi mówić jest spokojnym dzieckiem. Nagle usłyszałam krzyki z dołu. Jen powoli otworzył oczy i zaczął płakać. Wzięłam go na ręce i zaczęłam nim kołysać. Powoli się uspokajał, ale nie mogłam go zostawić samego więc poszłam na dół razem z nim.
 - Możecie być ciszej? Obudziliście Jen'a - oznajmiłam schodząc i nie patrząc do kogo mówię. Dopiero gdy podniosłam głowę spostrzegłam kto zaszczycił nas swoją obecnością. W drzwiach stał Zayn, który był wypychany przez Harry'ego.
- Co on tu robi? - zapytałam patrząc na Harry'ego.
- Chciałem zobaczyć swojego syna - powiedział Zayn. Harry spojrzał na niego wrogim wzrokiem.
- Po co? Mówiłam, że nie chcę mieć z tobą nic do czynienia - wymamrotałam nie będąc pewna swoich słów. Nie widziałam już sensu aby znów mówić mu, że to nie jego dziecko. Każdy i tak zna prawdę.
- Chcesz przekonać mnie czy siebie? - zapytał sarkastycznie Zayn. Nic nie odpowiedziałam.
- Możemy po prostu pogadać? - zapytał brunet. Pokiwałam głowa siadając na kanapie. Popatrzyłam na Harry'ego, który ze złością spoglądał na Zayn'a.
- Nie zasługujesz nawet na to by z nią gadać - rzucił w jego stronę. Postanowiłam tego nie komentować.
- Jak ci się wiedzie? - zapytał mnie. Mam odpowiedzieć szczerze?
- Jest dobrze, a tobie?
- Też, Perrie urodziła dziewczynkę Millie - mimowolnie skrzywiłam się kiedy to powiedział.
- Perrie wymyśliła imię? - zapytałam chodź już znałam odpowiedz. Tylko ona mogła tak skrzywdzić dziecko.
- Taaa. Dość oryginalne co nie? - Zayn zaśmiał się cicho pod nosem i podrapał w kark spoglądając na Harry'ego. Od razu zrozumiałam o co mu chodzi.
- Harry weź proszę przebierz Jen'a - powiedziałam i wstałam aby podać Harry'emu dziecko. On natomiast wziął je ode mnie, ale z dość dużą niechęcią opuścił salon mierząc się z Zayn'em spojrzeniem.
- Już myślałem, że nigdy stąd nie wyjdzie - chłopak jakby po odejściu swojego byłego przyjaciela poczuł się swobodniej ponieważ teraz bez obawy spoglądał mi w oczy, uśmiechając się lekko.
- Zayn ja... Posłuchaj wiem, że to wszystko się strasznie pokomplikowało, ale... Po prostu proszę cię nie psuj tego co udało mi się zbudować. Nie psuj moich relacji z Harrym - powiedziałam obawiając się reakcji Zayn'a na moje słowa. Mogłam zabrzmieć strasznie egoistycznie, ale musiałam postawić sprawę jasno, nawet jeżeli moje słowa miałby kogoś skrzywdzić.
- A więc... Wybrałaś jego? - zapytał cicho pochylając się w moją stronę. Wstrzymałam na chwilę oddech po czym westchnęłam przeciągle.
- Nie Zayn. Po prostu to od samego początku był Harry - odparłam i spuściłam na dół głowę. Mimo mojej przygody z Zayn'em, tak naprawdę to Harry'ego kochałam od samego początku. Od jego głupiego zakładu, od tych wszystkich kłamstw. Po prostu... Był tylko on.
- Harry jest wielkim szczęściarzem mając ciebie - spojrzałam na niego i miałam ochotę się rozpłakać. Nie dlatego, że on miał odejść. Tylko dlatego, że go skrzywdziłam, i to nie raz.
- Kiedyś to ktoś powie tak o tobie - uśmiechnęłam się lekko w jego stronę, a on nachylił się ku mnie jeszcze bardziej.
Byłam pewna tego, że chce mnie pocałować dlatego przekręciłam głowę tak, że jego usta wylądowały na moim policzku.
- Żegnaj Lottie - powiedział lekko speszony po czym wstał i udał się do wyjścia. Zacisnęłam mocno powieki i również wstałam.
- Zayn poczekaj - powiedziałam, a chłopak zatrzymał się w korytarzu. - Chcę... Proszę cię abyś postarał się naprawić swoje relację z Harrym. W końcu jesteście... Byliście przyjaciółmi - wytłumaczyłam, a on uśmiechnął się lekko.
- Postaram się to naprawić - odparł i wyszedł, a ja nie zamierzałam go zatrzymywać bo niby po co.
***
Posprzątałam po kolacji i ruszyłam w stronę schodów. Dzisiaj zjedliśmy wszyscy razem posiłek i było naprawdę miło mimo kilku wrednych komentarzy Lou. Cieszyłam się, że sytuacja między mną, a chłopakami poprawia się ponieważ wiązałam dość poważne plany z Harrym.
Drzwi od mojego pokoju były otwarte dlatego z lekkim zdziwieniem zajrzałam do środka. Nad łóżeczkiem Jen'a stała czwórka dorosłych facetów i każdy z nich miał ogromny uśmiech na twarzy.
- Zobaczycie nauczę go tak grać w piłkę, że nikt go nie pokona - powiedział Lou i zaczął machać misiem przed twarzą chłopca. 
- Najpierw trzeba nauczyć go chodzić - odezwałam się i weszłam do pokoju. Miałam wrażenie, że wystraszyłam każdego po kolei.
- Sam się nauczy - odparł Niall i zaczął robić jakieś głupie miny. Spojrzałam na niego i sama się uśmiechnęłam po czym przeciągle ziewnęłam.
- Co jest skarbie? Jesteś zmęczona? - Harry objął mnie ramieniem, a ja wtuliłam się w jego ciało zamykając oczy i uśmiechając się pod nosem.
- Taa to był długi dzień - odpowiedziałam i mimo zmęczenia nie chciałam aby ten dzień się kończył. Czułam się niesamowicie bezpieczna i szczęśliwa.
- Dobra wynocha, jutro sobie na niego popatrzycie - Harry wygonił swoich przyjaciół z pokoju zamykając za nimi drzwi na klucz.
Uśmiechnęłam się do niego wdzięczna po czym podeszłam do komody w celu wyszukania jakieś czystej bielizny.
- Lottie? - zapytał cicho Harry.
- Hmm?
- Skarbie z Jensenem jest coś nie tak - powiedział, a ja odwróciłam się w jego stronę, a moje serce zaczęło bić szybciej na widok przerażonej twarzy Harry'ego.  
---------------------------
Heeeeej :D A więc no. Jest rozdział, który mi się podoba. Mam wiadomości dla was:
1. DO KOŃCA TEGO BLOGA ZOSTAŁO NAM ZALEDWIE 4 ROZDZIAŁY + EPILOG.
2. NA 10000000% BĘDZIEMY PISAŁY NASTĘPNE OPOWIADANIE, KTÓRE MOIM ZDANIEM BĘDZIE GENIALNE I JUŻ NIE MOGĘ SIĘ GO DOCZEKAĆ WIĘC JEŻELI JEST KTOŚ CHĘTNY CZYTAĆ NASZE INNE WYPOCINY CAŁKIEM RÓŻNIĄCE SIĘ DO TEGO BLOGA TO... BARDZO SIĘ Z TEGO CIESZĘ. 
P.S. DZIĘKUJEMY ZA WASZE WSZYSTKIE KOMENTARZE- ONE BARDZO NAM POMOGŁY SIĘ ZEBRAĆ :*
 Kamila♥ 

Hej, nie chce mi się nic pisać więc tylko zapytam sie jak mijają wakacje i czy rozdział się podoba? :) 
Irish Cat♥