niedziela, 22 czerwca 2014

Rozdział 43

Już od ośmiu godzin leżę w sali szpitalnej podłączona do kilku maszyn, które monitorują to jak bije serduszko mojego dziecka, lub mierzą mi ciśnienie. Chciałabym aby to już się skończyło. Dobra może i porób to ważne przeżycie dla matki, ale te ciągłe skurcze zaczynały się robić nie do zniesienia. 
Lekarz przychodził co dziesięć minut aby sprawdzać jakieś pomiary, a gdy pytałam się go czy to jeszcze długo potrwa mówił, że muszę być silna. 
Wiem, że na korytarzu siedzi Daniel z moimi rodzicami jak i dziadkami. Nie chcę aby tutaj wchodzili ponieważ nie wiem dlaczego, ale ta cała sytuacja jest dla mnie bardzo trudna do zniesienia i bardzo emocjonalna. Wolę zostać sama. 
W moich najskrytszych marzeniach życzyłabym sobie aby Zayn był tutaj ze mną. Chciałabym aby trzymał mnie za rękę i starał się odwrócić moją uwagę od ciągłych skurczy. Pocałowałby mnie w czoło mówiąc, że jestem bardzo silna i sobie poradzę. Właśnie tak wyobrażałam sobie ten dzień. 
- Muszę do niej wejść! - przestałam na chwilę oddychać gdy usłyszałam jego głos na korytarzu. Mówił coś jeszcze tak samo jak Daniel, ale ja już tego nie słyszałam.  Wpatrywałam się w drzwi nie mrugając. Bałam się, że przegapię moment gdy drzwi się otworzą.
Gdy wreszcie to się stało wypuściłam głośno powietrze dostrzegając przerażoną twarz Harry'ego. To nie Zayn. Brunet spojrzał na te wszystkie maszyny, a potem przeniósł swój wzrok na mnie. Pewnie wyglądałam dość niedorzecznie na ogromnym łóżku a uniesionymi do góry nogami i zielonym kocem, którym okryłam się aż pod szyję. 
- Myślałem... Myślałem, że już po wszystkim - powiedział cicho i odchrząknął gdy usłyszał swój głos, który był zachrypnięty bardziej niż zawsze.
- Mam nadzieję, że to chociaż połowa - odpowiedziałam i położyłam głowę na poduszkę czując jak łzy zbierają się w kącikach oczu. Czułam się taka słaba i bezużyteczna chociaż nie miałam powodu do takich uczuć.
- Ile już tutaj leżysz? - zapytał i podszedł do mnie łapiąc mnie za rękę. Spojrzałam na niego, a on uśmiechnął się do mnie lekko widocznie przerażony i przytłoczony tym wszystkim. 
- Z osiem godzin - odparłam i ścisnęłam mocno dłoń Harry'ego gdy następny skurcz, tym razem silniejszy niż poprzednie przeszedł przez moje ciało.

Harry

Nie zbyt wiedziałem co mam robić dlatego po prostu stałem obok niej i pozwalałem aby łamała mi palce. Nie moglem zrozumieć jakim cudem ona leż tutaj już ósmą godzinę i ci pieprzeni lekarze nie zrobili nic aby jej pomóc. Przecież istnieją jakieś znieczulenia prawda? Mogliby jej podać jakieś gówno aby tak nie cierpiała. Albo mogliby zrobić jej cesarskie cięcie. Tak byłoby o wiele łatwiej.
Najwyraźniej skurcz, który zaczął się chwilę temu był na tyle mocny, że do sali wszedł lekarz wraz z trzema pielęgniarkami. Młody mężczyzna zaczął coś sprawdzać, zapisał coś na jakiejś kartce i powiedział słowa, które sprawiły, że moje serce na chwilę stanęło, a potem zaczęło bić dwa razy szybciej. Zabieramy panią na porodówkę. Już czas. 
Cały czas trzymałem dłoń Lottie podczas gdy pielęgniarki zaczęły odpinać od jej skóry jakieś dziwne kabelki. Dziewczyna zaczęła szybciej oddychać, a potem krzyknęła, a ja wraz z nią ponieważ ścisnęła moje palce z taką siłą, o jaką nigdy bym jej nie posądzał.
- Jeżeli pan chce może pan iść ze swoją żoną. Pana obecność na pewno jej pomoże - jedna z pielęgniarek uśmiechnęła się do mnie pocieszająco i popchnęła lekko w stronę drzwi.
Szedłem wyprostowany i nie mogłem nawet mrugnąć z powodu zaskoczenia jak i strachu. Miałem być świadkiem narodzin dziecka, które nie jest moje, ale kocham je całym sercem ponieważ jest ono kobiety, która jest dla mnie całym życiem.
- Harry! Co się dzieje? - tuż przede mną wyrósł Daniel, który potrząsnął moim ciałem wybudzając mnie z jakiegoś pieprzonego transu.
- Idziemy rodzić - odparłem i wtedy to do mnie dotarło. Poczułem się szczęśliwy i nie mogłem przestać się uśmiechać.
Szybko pocałowałem Daniela w policzek mając nadzieję, że odbierze to jako podziękowanie za to, że do mnie zadzwonił i pobiegłem w stronę pielęgniarki, która cierpliwie na mnie czekała tuż obok wielkich drzwi z napisem: PORODÓWKA.
Nim wszedłem na salę gdzie była Lottie musiałem ubrać jakiś dziwny zielony fartuch oraz czepek. Dopiero potem pielęgniarka otwarła mi drzwi i pozwoliła wejść do środka.
Od razu podszedłem do Lottie, która była cała czerwona, a na jej policzkach dostrzegłem świeże łzy.
- Harry ja już nie mogę - wyszeptała i zamknęła oczy. Była widocznie zmęczona, i ku mojemu zdziwieniu się poddawała. - Nie dam rady - dodała i pokręciła głową zrezygnowana.
- Oczywiście, że dasz. Lottie uwierz w siebie tak jak ja wierzę w ciebie - powiedziałem i ścisnąłem jej dłoń. Spodziewałem się, że odda uścisk, ale ona nie miała już siły.
- To tak boli... Nie mogę - zaczęła płakać, a mi serce zaczęło pękać na ten widok. Spojrzałem spanikowany na lekarza, który wyglądał na wystraszonego brakiem zaangażowania ze strony Lottie.
- Kurwa mać Charlotte! Musisz dać radę! - krzyknąłem, a ona zdziwiona otwarła oczy uśmiechnęła się zmęczona. - Jestem tutaj z tobą - dodałem już normalnym tonem głosu.
- Ze mną - wyszeptała i krzyknęła z bólu. Przestałem się już martwić ponieważ wiedziałem, że da radę. Przecież musimy kogoś powitać na tym świecie.

Lottie

 ~Muzyka~
Gdy otworzyłam oczy poraziło mnie ostre światło. Rozejrzałam się i przypomniałam sobie wszystkie rzeczy. Rozmowa z Harrym. Szpital. Poród. Cholernie bolały mnie dolne części ciała. 
- Lottie? - usłyszałam głos Harry'ego. Spojrzałam w bok i ujrzałam chyba najpiękniejszy widok świata. Harry'ego trzymającego na rękach moje dzieciątko. Moje kąciki podniosły się w górę formując uśmiech. 
- Mogę? - zapytałam wyciągając ręce w jego stronę. Oddał mi dzieciątko, a ja ułożyłam je na moich rękach. - To chłopiec - uświadomił mnie brunet. Był zawinięty w biały kocyk w biedronki. Miał duże czekoladowe oczy, które z fascynacją badały wszystko co go otacza. Zupełnie jak u Zayn'a. Jego króciutkie włosy były jednak koloru blondu, dokładnie jak moje. W głębi serca miałam nadzieję jednak, że dzieciątko będzie podobne bardziej do mnie niż do niego. 
Lecz nie zmieniało to faktu, że było piękne. Patrzyłam na niego jak wesoło macha rączkami. Wystawiłam palec w jego stronę, a on go złapał i zacisnął formując piąstkę. To było naprawdę urocze. Nagle przypomniał mi się cały ból związany z porodem. Było warto. Pamiętam jak Harry mnie wspierał. To było cudowne uczucie, kiedy ktoś cię wspiera. 
- Już wstała? - usłyszałam jeszcze jeden głos. Do sali wszedł Daniel z wodą. - Sądziłem, że woda się przyda. - Dobrze sadziłeś - odpowiedziałam mu wyciągając rękę w jego stronę. Chłopak odkręcił korek i podał mi napój. Odebrałam od niego butelkę po czym się napiłam nadal obejmując małego. Gdy już znikliwość pragnienia oddałam mu butelkę. 
- Jesteś taki piękny - szepnęłam do malucha. - Trzeba cię jakoś nazwać... Jensen! - powiedziałam po chwili namysłu. - Jensen świetnie do ciebie pasuje.
- Serio Lottie? Jensen? W szkole będą na niego wołać Jen - Daniel przysunął sobie krzesełko do mojego łóżka i z ciekawością spoglądał na Jensena. 
- Mi się podoba. A po za tym spójrz na niego. Lottie ma rację, że pasuję mu te imię - Harry stanął po drugiej stronie łóżka i położył dłoń na moim ramieniu. 
- Niech wam będzie. Mały Jensen - Daniel przewrócił oczami, ale mimo wszystko uśmiechał się do małego. - Ej chwila! - wykrzyknął, a Jen zaczął płakać. Spojrzałam przerażona na chłopca kompletnie nie wiedząc co mam zrobić. 
Przywróciłam w pamięci obraz mojej mamy, która uspokajała moją malutką kuzynkę. Zawsze do niej mówiła albo śpiewała lekko nią kołysząc. 
-   You and I
We don't wanna be like them
We can make it 'till the end
Nothing can come between
You and I
Not even the Gods above
Can seperate the two of us
No, nothing can come between
You and I
Oh, You and I
Chłopiec zaczął się uspokajać dzięki czemu i ja od razu poczułam się spokojniej. Nie potrafiłam jeszcze wykonywać prostych czynności związanych z dzieckiem, a to nie było dobre zważywszy na to, że mój syn jest już ze mną.
- O kurwa - spojrzałam na Daniela i zauważyłam, że wpatruję się on w Harry'ego. Ja sama nie miałam w sobie tyle odwagi aby na niego spojrzeć.
Najwyraźniej mój przyjaciel chciał coś dodać, ale do sali weszła pielęgniarka ciągnąc za sobą coś co przypominało inkubator na kółkach, a tuż za nią szli moi rodzice jak i dziadkowie.
Mama od razu do mnie podeszła i po wypytaniu się o moje samopoczucie zaczęła płakać gdy wzięła w swoje ramiona swojego wnuka, który swoją drogą już zasypiał.
- Jak państwo nazwali synka? - pielęgniarka stała przed tym dziwnym wózkiem z czarnym markerem czekając aż podam imię mojego syna.
- Jensen - odpowiedziałam po czym uśmiechnęłam się do moich rodziców.
***
Leżałam sama w sali nie mogąc zasnąć mimo późnej pory. Mój synek już dawno został zabrany na oddzielną salę i zobaczę go dopiero rano gdy przyjdzie pora karmienia.
Nim wszyscy mnie zostawili Harry dostał SMS-a od Zayn'a, że Perrie urodziła córeczkę i w ciągu najbliższych dni zostaną wykonane badania DNA. Od razu gdy się o tym dowiedziałam pomyślałam, że jeżeli dziecko Perrie jest Zayn'a to będzie on miał syna i córkę, a jeżeli nie to i tak został ojcem nawet jeżeli on sam myśli, że byłam na tyle głupia aby puścić się z pierwszym lepszym. 
Wychyliłam się lekko i zapaliłam lampkę stojącą na szafce oświetlając salę słabym światłem żarówki. Ku mojemu całkowitemu zdziwieniu drzwi od sali szpitalnej zaczęły się po woli otwierać, a gdy osoba, która do mnie przyszła zobaczyła delikatne światło otwarła szeroko drzwi ukazując mi swoją twarz.
- Co ty tu robisz? - zapytałam cicho i usiadłam na łóżku starając się zignorować dyskomfort i lekkie pieczenie, które towarzyszyło mojemu nawet najmniejszemu ruchowi.
- Nie mogłem spać więc wyszedłem się przejść i jakimś cudem trafiłem tutaj - Harry wszedł do środka po czym zamknął za sobą cicho drzwi i podszedł do łóżka siadając na jego brzegu.
- Wiesz, że już jest po godzinach odwiedzin prawda? Jak cię ktoś tutaj zobaczy to dostaniemy niezłą zrypkę - powiedziałam, ale mimo wszystko uśmiechnęłam się ponieważ cieszyłam się z powodu jego obecności tutaj.
- Wiem tylko, że... Mam do ciebie pytanie, ale nie wiem jak bardzo się zdenerwujesz gdy ci je zadam - odparł i poprawił swoje włosy, które opadały mu na twarz.
- Sprawdź mnie.
- Dlaczego gdy Jensen zaczął płakać zaśpiewałaś mu refren 'You & I'? - zapytał, a ja westchnęłam cicho.
- Dlatego, że gdy byłam w ciąży to on strasznie kopał i wtedy puszczałam mu tą piosenkę albo śpiewałam aby się uspokoił - odparłam zgodnie z prawdą i spojrzałam w jego błyszczące oczy.
- Kochasz mnie Charlotte? - jego pytanie spowodowało, że przestałam na chwilę oddychać, ale płuca na szczęście o sobie przypomniały.
- A ty Harry? Pokochasz tak naprawdę kogoś tak porąbanego jak ja? - dotknęłam dłonią jego policzka i nie mogłam się nie uśmiechnąć na widok jego bezbronnej miny.
- Już cię taką pokochałem - wyszeptał, a ja zrobiłam coś niespodziewanego i spontanicznego. To nie jest Zayn! No właśnie. 
-------------------------------------------------------------
Doberek! A więc na wstępie muszę wam coś powiedzieć bo potem zapomnę. ZA TYDZIEŃ NIE BĘDZIE ROZDZIAŁU PONIEWAŻ JADĘ NA WESELE PRZEZ CO NIE BĘDĘ MIAŁA CZASU NIC NAPISAĆ, A NIE CHCĘ ABY JULKA MĘCZYŁA SIĘ SAMA.  No, a teraz krótko. Mam nadzieję, że rozdział się podoba, BARDZO DZIĘKUJĘ ZA KAŻDY JEDEN KOMENTARZ POD OSTATNIM ROZDZIAŁEM Nie spodziewałam się ich aż tylu. To kochane :*
Do zobaczenia za dwa tygodnie! :*
Kamila♥

Cześć, Lottie urodziła chłopczyka Jensena. Według mnie to imię jest śliczne! :) Pisząc dzisiejszy rozdział jarałam się jakbym to ja urodziła dziecko xD Mam nadzieję, że podobał się rozdział i mamy informację, ale raczej Kami to napisze :D Już tylko 4/5 dni nauki! Ja we wtorek mam wycieczkę więc mam tylko 4 dni :D Miłych wakacji kochani, no chwalić się - kto będzie miał czerwony pasek? Gdzie jedziecie na wakacje? :) <3
Irish Cat♥

sobota, 14 czerwca 2014

Rozdział 42

Lipiec

Z zazdrością spoglądałam na moich rówieśników, którzy bez żadnego skrępowania wskakiwali do ciepłej wody. Każda dziewczyna miała cholernie idealną figurę przez co moja irytacja wzrastała jeszcze bardziej. Trudno było mi znieść to, że ja musiałam siedzieć na głupim leżaku, z którego swoją drogą sama nie potrafiłam wstać.
Już nie długo. Jeszcze trochę i urodzę swoje pierwsze dziecko, które prawdopodobnie będzie mi przez całe życie przypominało o tym, że zaprzepaściłam szansę na szczęśliwą przyszłość z kimś kto mnie kocha.
Niespodziewanie poczułam delikatny ruch dziecka co oznaczało, że powinnam się uspokoić. Nie zbyt jeszcze rozumiałam to jak istotka wewnątrz mnie reaguje na moje nastroje. To było dość niesamowite ponieważ nigdy nie sądziłam, że coś takiego może mieć miejsce.
- Lottie? - zamrugałam kilak razy i zmrużyłam oczy przed słońcem. Tuż obok mnie usiadł Daniel i podał mi butelkę zimnej wody, o którą go prosiłam.
- Dzięki - odpowiedziałam i odkręciłam butelkę po czym wzięłam jednego łyka.
Wiem, że Daniel coś do mnie mówił, ale znów odpłynęłam daleko w swoje skryte myśli. Cieszyłam się, że chłopak tutaj ze mną jest i mi pomaga. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że gdy tylko skończą się wakacje Daniel będzie musiał wrócić do Londynu. Do więzienia. W styczniu odbył się proces przeciwko niemu za posiadanie i handlowanie narkotykami. Dzięki temu, że było mało dowodów obciążających go Daniel dostał rok więzienia w zwieszeniu na trzy lata. Nie wiem jakim cudem udało mu się wynegocjować przepustkę na dwa miesiące aby pomóc mi w ostatnich tygodniach ciąży. Wydawało mi się, że coś takiego jest niemożliwe, a jednak.
Cieszyłam się, że nikt nie wywlókł na wierzch sprawy z nielegalnymi wyścigami, w których Daniel również brał udział. Zresztą nie tylko on. Louis również maczał w tym palce i jestem prawie pewna, że to dzięki niemu i jego pieniądzom nikt nie pamiętał o tej sprawie.
Powinnam mu chyba podziękować za to co zrobił, ale z drugiej strony co on ma mnie obchodzić. Nie chcę mieć z nim kontakt już nigdy więcej. Zresztą nie tylko z nim. Nie chcę widzieć już żadnego z chłopaków, ponieważ gdy tylko oni się pojawiają, nagle mam pełno problemów, których nie potrafię rozwiązać. Wolę żyć samotnie niż z masą fałszywych ludzi obok mnie.
 ***
- Lottiee.. - mruknął Daniel.
- Co? - zapytałam zdekoncentrowana, na co chłopak tylko westchnął.
- Zacznij mnie wreszcie słuchać, powtarzam się już czwarty raz - burknął. Patrzyłam przed siebie tępym wzrokiem.
- Przepraszam, powtórz proszę.
- Pytałem się co zrobisz jak dziecko się już urodzi.
Na jego pytanie sama zaczęłam się zastanawiać jak to będzie. Wiecznie nie będę mogła mieszkać u rodziców. Nie chcę być dla nich ciężarem, wiem, że oni zaprzeczają, ale widzę to w ich oczach.
- Jakoś to będzie, chcę pójść do pracy. Trochę zarobić i kupić lub wynająć własne mieszkanie - powiedziałam.
- Możesz mieszkać ze mną - zaproponował Dan, na co posłałam mu leniwy uśmiech. - Zrobilibyśmy ładny pokoik dla chłopca, niebieskie ściany...
- Hej! - przerwałam mu. - Kto powiedział, że to będzie chłopiec, hę?
- No błagam cię Lottie, od razu wiadomo, że to będzie chłopiec!
Popatrzyłam na niego dziwnym wzrokiem, po czym wybuchłam śmiechem.
- No niech ci będzie, a jak byś zareagował gdybym zaczęła rodzić?
- Spakowałbym cię i pojechał z tobą do szpitala - posłał dumny uśmiech.
- Taa.. już to wi.. - przerwałam łapiąc się za brzuch. Daniel od razu podniósł się i spojrzał na mnie. - Ja chyba rodzę!
Krzyknęłam zginając się w pół. Chłopak wstał i nerwowo biegał po całym domu.
- Boże Lottie wytrzymaj! - krzyknął, a ja zaczęłam się śmiać. Chłopak stanął na środku i się na mnie popatrzył.
- Oaza spokoju! - krzyknęłam między urywanymi oddechami. To było zabawne widząc jak panikował.
- Bardzo śmieszne - burknął wywracając oczami i karcąc mnie wzrokiem. Jednak długo nie wytrzymał i też zaczął się śmiać.
- Musisz poćwiczyć - puściłam mu oczko.
Mam nadzieję, że ktoś bardziej opanowany będzie przy moim porodzie, bo coś czuję, że z nim nie było by tak łatwo. Jak z dzieckiem, albo i gorzej. Naprawdę nie wiem jak to będzie kiedy urodzę to dziecko. Wiem tyle, że będę je kochać i chcę mu dać wszystko co najlepsze, bez wyjątku. Zrobię wszystko by miało lepsze życie niż ja.
- Chyba nie jest aż tak źle co? - zapytał.
- Szczerze? Nie chciałabym byś był przy mnie gdybym zaczęła rodzić - zaśmiałam się na co chłopak odwrócił się zadzierając głowę do góry.
- No przepraszam ciebie bardzo, ale to moje pierwsze dziecko - nie mogłam powstrzymać uśmiechu cisnącego się na moją twarz. Zresztą Daniel też się śmiał.
- Daniel czy... Jak wyjdziesz z więzienia odwiedzisz mnie? - jego uśmiech od razu zniknął z twarz tak samo jak i mój.
- Charlotte oczywiście, że cię odwiedzę. Ba! Nawet z tobą zamieszkam i z twoim synkiem - chłopak przyłożył dłoń do mojego brzucha, a wtedy dziecko pod lekkim dotykiem poruszyło się i kopnęło. - Widzisz? Często kopie więc to chłopczyk i na dodatek będzie piłkarzem.
- A coś ty nagle taki znawca? A po za tym to równie dobrze może być dziewczynka, która też będzie grała w piłkę - zaczęłam bronić mojego jeszcze nie urodzonego dziecka.
Sama nie chciałam poznawać płci dziecka, ponieważ nie ważne czy byłby to chłopiec czy dziewczynka będę je kochać tak samo.
- Moja mama mówiła, że ja też strasznie kopałem - wytłumaczył mi i usiadł obok po czym zaczął zmieniać kanały w telewizorze.
- Ale ty nie jesteś piłkarzem - odparłam i spojrzałam na niego podejrzanym wzrokiem.
- No to co? Liczą się chęci - Daniel wzruszył ramionami i rozciągnął się wygodnie na kanapie. Pokręciłam lekko głową i westchnęłam próbując wstać. - Pomóc ci? - zapytał chłopak gdy zauważył, że dość ciężko idzie mi wstanie z kanapy.
- Nie, nie. Poradzę sobie sama - wreszcie gdy udało mi się wstać bardzo po woli zaczęłam iść w stronę schodów.
Dostanie się do mojego pokoju zajęło mi wystarczająco dużo czasu aby się zmęczyć. Chodzenie w ciąży jest naprawdę bardzo trudne, a tym bardziej gdy do rozwiązania zostały zaledwie dwa tygodnie. To dość przerażające jak ten czas szybko zleciał.
Jeszcze dokładnie pamiętam jak wylatywałam z Londynu i jak płakałam w samolocie. Pamiętam jak ignorowałam telefony Zayn'a, aż wreszcie odebrałam i postanowiłam, że będę się z nim kontaktować raz na dwa dni. On chciał utrzymywać ze mną kontakt, a ja musiałam usłyszeć jego głos chociażby na krótką chwilę.
Zamiast usiąść na łóżku podeszłam do lustra wiszącego na ścianie tuż obok łóżeczka dla mojego dzidziusia. Od trzech miesięcy moim ulubionym zajęciem gdy byłam sama było przyglądanie się mojemu brzuchowi. Obserwowałam jak rośnie z tygodnia na tydzień. Byłam szczęśliwa, że wszystko szło według planów mojego lekarza prowadzącego. Dziecko jest zdrowe, ja też. Niczego więcej nie potrzebuję.
Podwinęłam koszulkę do góry i dotknęłam dłonią brzucha gładząc go lekko. Miałam jakieś przeczucie, że dziecku się to podoba, dlatego bardzo często powtarzałam ten gest. Zresztą nie tylko ja.
Co wieczór od przyjazdu Daniela gdy kładliśmy się spać, ja leżałam na plechach, a on gładził mój brzuch. Nie raz coś do niego mówił, albo śpiewał. Wiem, że to dość dziwne, ale dla nas wydawało się to normalne.
- Mamusia cię kocha wiesz? - powiedziałam cicho i uśmiechnęłam się leciutko gdy już któryś raz z rzędu poczułam dzisiaj ruch dziecka. To było uczucie, które ciężko opisać. - Nie pozwolę aby ktokolwiek nas skrzywdził. Już nigdy więcej nie będziemy cierpieć - zamknęłam na chwilę oczy i westchnęłam gdy po moim pokoju rozniósł się dźwięk wydobywający się z mojego telefonu. 
Podeszłam do stolika, na którym leżało urządzenie i zaczęłam się śmiać gdy zobaczył kto do mnie dzwoni.
- Ty jesteś poważny? - zapytałam i usłyszałam śmiech po drugiej stronie.
- Jak najbardziej. Chcesz truskawki ze śmietaną? Twoi rodzice przywieźli - sądząc po dość niewyraźnym głosie Daniela, jestem pewna, że on już je, je.
- Chce, ale mi je przynieś - odparłam i przerwałam połączenie kręcąc głową na jego poziom inteligencji.
Podeszłam do okna czekając na Daniela, który wyjątkowo długo szedł do mnie. Leń jeden.
- Jesteem! - usłyszałam krzyk przy uchu na co podskoczyłam. Przyłożyłam rękę do klatki piersiowej starając się uspokoić szybko bijące serce.
- A tobie gorzej? Przestraszyłeś mnie - mruknęłam, po czym poczułam kopnięcie. - Ją też.
- Nadal uważam, że to chłopiec - burknął podając mi jedną z dwóch misek z truskawkami z bitą śmietaną. Popatrzyłam na nie i na chłopaka. Na mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech. - Nawet o tym nie myśl, Lottie przyrzekam ci, że ..
Nie skończył, ponieważ rzuciłam w jego twarz truskawką czego nie do końca się spodziewał. No może nie w tym momencie.
- Gorzko tego pożałujesz - burknął sięgając po truskawkę z miski i wsmarowując mi ją w twarz. - Smacznego.
Uśmiechnął się sztucznie, a ja przestałam się śmiać. Złapałam kolejną truskawkę i rzuciłam w niego, lecz zrobił unik. Chyba właśnie rozpoczęłam trzecią wojnę światową. 

Harry


Minęło tyle miesięcy odkąd nie ma Lottie. Wyjechała i nie daje oznak życia. Tęsknię za jej głosem. Za jej zapachem. Za jej oczami. Za jej uśmiechem. Tęsknię za nią. Zastanawialiście się kiedyś jak to jest kiedy jedyna osoba, która coś dla was znaczy odchodzi? To ona utrzymywała mnie przy życiu. To ona była moim powietrzem. Pragnę tylko trzymać ją w moich ramionach. Wieczorami leżeć razem na łóżku i rozmawiać o błahych sprawach, jak i tych o przyszłości. Chciałbym wychować z nią to dziecko, nie ważne, że nie moje. Louis mówi, że wyglądam jak gówno i stara się mnie pocieszyć mówiąc, żebym się nie przejmował, że na świecie jest wiele innych kobiet. Lecz ja nie chce nikogo innego niż ona.Chcę tylko jej.
Poszedłem do kuchni i sięgnąłem pod ladę. Wyciągnąłem jedną wódkę i poszedłem do salonu. Otworzyłem ją i przechyliłem pozwalając wypalać jej moje gardło. W moich oczach mignęła postać Lottie i myśl, że nigdy nie była i nie będzie moja, bo na nią nie zasługuję. Zepsułem jej życie. Kolejny raz gorzki napój przepłynął przez moje gardło. Opróżniłem całą buteleczkę patrząc się tępo na ścianę. Moje policzki już dawno zalały łzy. Popatrzyłem na butelkę i z całej siły rzuciłem nią po to by rozbiła się z hukiem na ścianie. Wyciągnąłem telefon i pod wpływem chwili wybrałem numer Lottie.

Lottie

Schyliłam się po kolejną truskawkę, która leżała na ziemi. Dzięki tej bitwie, którą przegrałam zdążyłam zjeść zaledwie 3 truskawki. Bardzo dużo, prawda? Usłyszałam dźwięk dzwonka mojego telefonu.
- Daniel podasz mi proszę mój telefon? Leży na stoliku - poprosiłam chłopaka. Kiwnął głową i wykonał moją prośbę. Nie patrzyłam kto dzwoni tylko przejechałam palcem po ekranie.
- Halo?
- Lottie? - usłyszałam załamany głos Harry'ego. Zagryzłam wargę i zaczęłam mrugać czując szczypanie kącików oczu. - Proszę wróć, kocham cię. Tak bardzo cię kocham.
- Harry - wyszeptałam cicho i spojrzałam przerażona na Daniela. Spoglądał on na mnie z wyraźnym niepokojem na twarzy. - Harry czy... - nie mogłam dokończyć mojego pytania ponieważ brunet zakończył połączenie. Mogłam do niego oddzwonić. Mogłam powiedzieć mu to co chciał usłyszeć, ale przyrzekłam sobie, że zostawię chłopaków daleko za sobą.
- Wszystko w porządku? - zapytał Daniel i podszedł do mnie.
- Tak. Po prostu... Tak, wszystko w porządku - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się niepewnie. - Czego ci ludzie dzisiaj ode mnie chcą? - zapytałam retorycznie gdy telefon w mojej dłoni znów zaczął dzwonić. Tym razem spojrzałam na imię wyświetlone na ekranie.
- Jak rozumiem wieczorna sesja z Malikiem. Jak coś to krzycz - Daniel zabrał dwie miski wypełnione zmiażdżonymi truskawkami i wyszedł z pokoju podczas gdy ja odebrałam telefon.
- Cześć Zayn - powiedziałam cicho i podeszłam do okna otwierając je na oścież. Nie lubiłam siedzieć w jakimś pomieszczeniu gdzie było duszno.
- Hej Lottie. Jak się czujesz? - może i byłam przewrażliwiona, albo tylko mi się wydawało, że Zayn jest zdenerwowany.
- Dobrze. Coś się stało? Brzmisz na zdenerwowanego - odparłam cicho i dość niepewnym głosem. Nie chciałam być dociekliwa.
- Ja... Właśnie przywiozłem Perrie do szpitala. Chyba zaczęła rodzić - moje serce zaczęło bić dwa razy szybciej gdy usłyszałam jego słowa.
- O wow. Nie powinieneś teraz u niej być? - zapytałam, wysilając się na naturalny ton głosu.
- Powinienem
- To dlaczego ugh... - poczułam jak silny skurcz przeszywa moje ciało. Mój oddech momentalnie przyspieszył.
- Lottie? Lottie co się dzieje? - z telefonu, który mocno ściskałam w dłoni wydobył się zdenerwowany głos Zayn'a.
- Zayn... Ja chyba rodzę - wyszeptałam po czym głośno krzyknęłam z powodu dość silnego bólu.

---------------------------------------------------------------------------------------
Doberek! Rozdział o dziwo dziś, ale jutro (nie wiem jakim cudem) mam bierzmowanie i ogólnie nie będę miała czasu na nic oprócz prasowania różnych dupereli. Mam nadzieję, że rozdział się wam spodobał i długością nie zasmucił. Sądzę, że jest długi, ale co ja tam wiem :)
Kamila♥

 Hej robaczki :D (hahah nie no omg XD) Sezon rodzenia się zaczyna! :D Wiadomo, że każdy blog się kiedyś kończy i tak pomyślałyśmy z Kami, żeby po tym blogu pisać kolejny. Czytałby ktoś? Jeszcze nie wiemy o czym, ale na pewno będzie super :D Harry pijak upił się i zadzwonił do Lottie, to było nawet urocze. Chyba. XD To chyba tyle od mnie, nie wiem co jeszcze napisać. Aha! Co tak mało komentarzy? ;c
Irish Cat♥

niedziela, 8 czerwca 2014

Rozdział 41

Starałam się zachowywać w miarę normalnie aby nie wzbudzać niepotrzebnych trosk u Harry'ego. Nikt nie wie po co wczoraj wieczorem odwiedził mnie Zayn i prawdopodobnie nikt się o tym nie dowie. Nie mam zamiaru spowiadać się piątce - jakby nie patrzeć- obcych dla mnie chłopaków. Może i byłam w pewnym stopniu związana emocjonalnie z Harry, ale to wcale nie oznacza, że mam mu cokolwiek powiedzieć.
A co do Harry'ego... Wiem, że powinnam z nim porozmawiać na temat tego co nieświadomie mi powiedział. Kocha mnie. Nadal, a podobno to było tylko jakieś chwilowe zauroczenie bądź złudzenie. Zmyśliłaś to sobie. Może i tak, ale przecież ktoś taki jak Harry, nie może pokochać kogoś mojego pokroju.
A do tego wszystkiego dochodzi jeszcze fakt, że jestem w ciąży. Z jego przyjacielem. Nie wiem co mam zrobić w związku z żądaniem Zayn'a. Przecież gdy zgodzę się na te badania to wyda się fakt iż Zayn naprawdę jest ojcem. Wtedy uświadomi sobie, że będzie miał dwójkę dzieci i będzie mógł utworzyć szczęśliwą rodzinę. Z Perrie. A nawet jeżeli chciałabym sama mu powiedzieć jaka jest prawda to on zrobi wszystko aby odebrać mi to dziecko. Zrobi wszystko abym była sama. Już do końca.
- Lottie chodź na śniadanie - Niall stał pod drzwiami i po trzykrotnym zapukaniu otwarł drzwi i zajrzał do środka.
- Nie jestem głodna. Dziękuję - odmówiłam grzecznie nie przerywając gapienia się na ścianę, jakby to właśnie na niej jakimś magicznym sposobem miałyby się znaleźć odpowiedzi na pytania, które mnie zadręczają.
- Harry uprzedził mnie, że możesz tak powiedzieć i kazał zastosować potrzebne środki i przytargać cię na dół - Horan stanął nad moim łóżkiem i założył ręce na biodra.
- Możesz dać mi spokój? Proszę? - spojrzałam na niego zaledwie na dwie sekundy, a uśmiech z jego twarzy zniknął w rekordowym czasie.
- Ej Lottie co ci jest? Mam zadzwonić po lekarza? Albo pójść po Harry'ego? - pokręciłam głową znów chowając twarz w poduszce.
- Możesz mnie przytulić? - zapytałam cicho. Z jednej strony liczyłam na to, że może mnie nie usłyszał i sobie pójdzie, ale z drugiej chciałam, albo może i pragnęłam aby ktoś mnie przytulił. Ktoś, kto mnie nie zna na tyle dobrze, aby wiedzieć jaka jestem naprawdę.
Niall bez żadnego słowa usiadł obok mnie na łóżku, a gdy i ja usiadłam od razu objął mnie swoimi rękami i przyciągnął do siebie. Mimowolnie zaczęłam płakać, a dreszcze zaczęły rozchodzić się po moim ciele.
Było mi naprawdę bardzo źle i chciałam stąd zniknąć. Nie z tego pokoju, czy domu. Chciałam zniknąć z tego świata.
To było dość dziwne ponieważ jeszcze przed wczoraj gdy w nocy jechałam do Zayn'a, byłam nastawiona bojowo i nie liczyło się nic innego jak przeżycie. Chciałam żyć ponieważ wiedziałam, że istotka, którą noszę w sobie nie poradzi sobie sama.
- Nie wiem co się dzieje Lottie, ale na pewno sobie poradzisz. Jesteś bardzo silna, pamiętaj o tym - Niall pogłaskał mnie po plechach i puścił po czym wyszedł z pokoju.

Zayn

Nie mogłem zebrać wszystkich myśli razem przez co nie mogłem się również skupić. Nie potrafiłem znaleźć żadnego sensownego wyjścia z te całej jebniętej sytuacji.
Ja wiedziałem. Ja kurwa mać wiedziałem, że to dziecko jest moje. Nie było innego wyjścia. Przecież Lottie nie jest aż tak głupia, żeby puścić się z pierwszym lepszym.
- Cześć. Przepraszam za spóźnienie - przy stoliku, po drugiej stronie usiadła Eleanor. Była widocznie zmęczona zapewne swoim szybkim marszem tutaj.
- Hej. Nic się nie stało. Tak w ogóle to sorry za ten telefon - czułem się źle, że wyrwałem ją ze spotkania z Louisem, ale musiałem porozmawiać z kimś, kto będzie wiedział jak mi pomóc.
- Jeżeli postawisz Lou kolejkę, to ci wybaczy. Dobra, a teraz mów o co chodzi - dziewczyna rozsiadła się na krześle i założyła ręce na piersi. 
- Lottie jest w ciąży. Wmawia mi, że to nie jest moje dziecko, ale ja wiem, że jest inaczej. Czuję, że to ja jestem ojcem. Oczywiście musiałem coś spieprzyć i wczoraj pojechałem do niej i powiedziałem jej, że chcę testów na ojcostwo.
Oczy El zrobiły się o wiele większe na te słowa.
- S-słucham? Co zrobiłeś? 
- To co słyszałaś.
Skarcila mnie wzrokiem. 
- Błagam powiedz, że nie jesteś aż tak głupi - pokręciła głową.
- Wiem to było... Głupie. Najpierw zrobiłem, a potem myślałem, ale musisz mi pomóc to odkręcić - wybłagałem. Musiałem to naprawić.
- A jak twój związek z Perrie? - zapytała nagle. Jej pytanie mnie zdziwiło.
- A co to ma do rzeczy? 
- Kochasz ją? - nie rozumiałem czemu zadaje mi takie pytania. Po chwili pokiwałem głową. - A mi się wydaje, że to tylko pocieszenie. Boisz się być sam po stracie Lottie.
- Nie prawda! Zależy mi na Perrie - zacząłem się bronić.
- Może i zależy, ale nie tak jak na Lottie. Gdybyś szczerze kochał Pers to nie zakochałbyś się w jej kuzynce. Chcesz mojej rady? Zastanów się czy nie jesteś z Perrie tylko dlatego by dopiec Lottie. Do zobaczenia, Zayn. 
Skończyla swój monolog i wyszła zostawiając mnie w oslupieniu. Teraz już wiedziałem co zrobić.

Lottie

Prawdopodobnie byłam sama w domu dlatego odważyłam się wyjść z pokoju i zejść na dół po szklankę wody. Nie chciałam z nikim rozmawiać i oczywiście dałam im to jasno do zrozumienia, a szczególnie Harry'emu, ale przecież po co dać człowiekowi spokój. Lepiej się do niego dobijać i psuć chwilę ciszy jak i samotności, która co poniektórych przerażała.
Nie rozumiałam tego. Dobra zgadzam się, że człowiek samotny nie jest szczęśliwy, ale czy człowiek otoczony mnóstwem ludzi jest szczęśliwy? Co z tego, że mamy w okół siebie ludzi, którzy nas nie rozumieją. Co z tego, że obok nas jest ktoś kto podobno jest dla nas ważny. Tak naprawdę każdy z nas jest samotny tylko boi się do tego przyznać. Przecież nikt nie powie, że jest szczęśliwy tak w stu procentach. Nawet ci 'najlepsi' mają swoje problemy, które zamykają im prawo do całkowitego szczęścia.
Niektórzy się o nie modlą. Czy to coś daje? Czy modlitwa pomaga? Nie mnie to oceniać. Ja niestety porzuciłam swoją wiarę już dawno temu i nie sądzę, aby tam u góry ktoś był i nas słuchał. A jeżeli jednak Bóg istnieje to nie jest taki dobry jak wszyscy mówią. Jeżeli byłby taką wspaniałą istotą to nie pozwoliłby aby ludzie cierpieli. Aby umierali, chorowali. Nie dopuściłby do tych wszystkich wojen na świecie, gdzie ginie kilka tysięcy całkowicie niewinnych ludzi. Bóg nie istnieje. Nie dla mnie.
Gdy miałam wchodzić z powrotem na górę krzyki na dworze stały się głośne oraz wyraźne, a po chwili drzwi od domu otwarły się i z wielkim hukiem odbiły się od ściany. W korytarzu pojawił się wyraźnie zdyszany Zayn, a tuż za nim Adam- który zamknął drzwi odgradzając nas od rozwrzeszczanych fanek i ich aparatów.
Chłopak podszedł do mnie i chwycił moją twarz w swoje ciepło dłonie po czym bez żadnego widocznego zawahania pocałował mnie. Szklanka, którą trzymałam w dłoni wyślizgnęła się z moich palców i uderzyła o drewnianą podłogę roztrzaskując się na malutkie kawałeczki. Chłodna ciecz opryskała moje nogi, a Zayn nadal całował mnie jakby to miał być nasz ostatni pocałunek. Taki jest. 
Nie mogłam się powstrzymać od położenia jednej dłoni na jego policzku, a drugiej ręki na jego karku. Nie mogłam się powstrzymać od całowania go. 
- Zayn... Nie... - udało mi się wyszeptać gdy Malik zaczął całować moją szyję. Sama nie potrafiłam go odepchnąć dlatego miałam nadzieję, że to on przerwie to co zaczął.
- Przepraszam Lottie, za wszystko - Zayn spojrzał mi w oczy, a moje serce zaczęło bić dwa razy szybciej. Jeżeli teraz powiem to co on oczekuję wszystko wróci do normy.
- Wyjeżdżam Zayn. Już nigdy tutaj nie wrócę - ból w jego oczach spowodowany moimi słowami rozrywał mnie od środka, ale mimo to nie potrafiłam się przełamać i powiedzieć mu prawdy. Pieprzona masochistka.
-----------------------------------------------------------------------------------
Hej. Przepraszam za takie opóźnienie ale koniec roku szkolnego i sami wiecie. Rozdział jest staaasznie krótki, ale za to następny będzie długi, zaskakujący i przebojowy. To wszystko ode mnie.
Kamila♥ 

Czeeeeeść. Tęskniliście? Przepraszamy za tak długa przerwę, ale rozumiecie - oceny, testy, kartkówki. Masa tego pod koniec roku. Chociaż ja to mam łatwo bo dopiero 1 klasa, a Kami już 3. Współczuję jej :c No cóż.. Japierdoleczywytezsiecieszyciezezajanpocalowallottie? Ja tak, Jezuu to było takie awwwwww i takie mrmrmrm bierz mnie(Lottie) tygrysie! XD Jezu dobra do następnego xD <3
Irish Cat♥