niedziela, 13 kwietnia 2014

Rozdział 37

Babcia z ciekawością dopytywała się o różne aspekty mojego życia w Londynie, a ja na każde jej pytanie odpowiadałam szybko wymyślonym kłamstwem. Wiem, że to nie było w porządku, ale przecież nie mogłam powiedzieć jej prawdy. 'Tak babciu rozwaliłam związek Perrie, przeze mnie chciał się zabić niewinny chłopak, a na dodatek jestem w ciąży. A co u ciebie?'
Doskonale wiedziałam, że mama domyśla się iż moje wyimaginowane odpowiedzi są najlepszymi kłamstwami jakie kiedykolwiek mogłam wymyślić. Byłam pewna, że gdy tylko dziadkowie pojadą mama zasypie mnie tysiącem pytań, ale teraz nie miałam czasu się tym przejmować. Musiałam udawać, że jestem szczęśliwa i wcale nie chce się zamknąć w pokoju i przepłakać całego dnia.
Gdy babcia zajęła się rozmową z mamą moja ręka automatycznie znalazła się na naszyjniku, który delikatnie ochładzał moją skórę. 
Może nie powinnam go zakładać. Może w ogóle powinnam go odesłać z powrotem, ale nie mogłam tego zrobić. Miałam jakieś głupie złudzenie, że ten prezent to niema obietnica.
W nocy wiele o tym myślałam. Prawdopodobnie Zayn kupił go już wcześniej ponieważ myślał, że te święta spędzimy razem. Nie miał co z nim zrobić więc mi go wysłał.
Albo chciał pokazać mi, że nadal o mnie pamięta i chce abym ja pamiętała o nim choć to mało prawdopodobne. Skrzywdziłam go jak nikt inny i mogę się założyć, że to pozostanie w jego pamięci na zawsze. Nigdy już nie odzyskam Zayn'a i tylko dziecko, które noszę pod sercem będzie moim szarym wspomnieniem tego wszystkiego przez co przeszłam.
- Lottie? - zdezorientowana rozejrzałam się po wszystkich zgromadzonych przy stole i starałam się jakoś przywrócić jasność myślenia, ale niestety moje starania szły na marne.
- Przepraszam zamyśliłam się - powiedziałam i miałam nadzieję, że osoba, która coś ode mnie chciała powtórzy swoje pytanie.
- Dziadek pytał się czy pójdziesz z nim na spacer - mama poratowała mnie przed całkowitą kompromitacją i z uśmiechem wpatrywała się we mnie. Wiem, że za tym malutkim uśmiechem kryła się troska i strach.
-Um tak, tak tylko pójdę na górę po telefon - wstałam niezgrabnie od stołu i podreptałam po schodach. Wiedziałam, że czeka mnie teraz dość poważna rozmowa ponieważ mój dziadek nie należał do osób, które szybko odpuszczają.
Kiedyś wydawało mi się, że jestem do niego bardzo podobna. Dążyłam do postawionego sobie celu, starałam się przeskoczyć wszystkie przeszkody i spełniać marzenia. Tak się właśnie działo gdy chciałam wyjechać do Londynu. Robiłam wszystko aby tylko wydostać się stąd i zacząć inne życie. Udało mi się aczkolwiek skutek jest jak widać na załączonym obrazku opłakany.
Chwyciłam telefon z łóżka i znów zeszłam na dół napotykając w korytarzu na gotowego do wyjścia dziadka. Jak najszybciej potrafiłam ubrałam swoje ciepłe kozaki, płaszcz z wysokim kołnierzem oraz czapkę, którą od razu naciągnęłam na uszy.
Na początku naszej podróży dziadek tak samo jak ja wpatrywał się w swoje buty i nic odzywał się wcale, ale potem gdy doszliśmy do małego parku, w którym kilka rodzin spacerowało ze swoimi dziećmi coś się zmieniło w jego postawie. Już nie szedł zgarbiony, tylko wyprostowany.
- Wiesz jesteśmy do siebie bardzo podobni - dziadek westchnął gdy tuż obok nas przeleciała kulka ze śniegu.
- Taaa obydwoje lubimy suszone morele - odpowiedziałam siląc się na lekki  ton głosu. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że dziadek kieruję naszą rozmowę na całkiem inny tor.
- Wiesz, że nie o to mi chodzi Żabko. Nie uwierzyłem w żadne twoje dzisiejsze słowo. No może oprócz tego, że za nami tęskniłaś. To akurat jest prawdą - uśmiechnęłam się lekko na jego słowa. Nie wiem jakim cudem, ale dziadek zawsze wiedział kiedy kłamię, a kiedy nie. Nawet mama nieraz nie potrafiła odróżnić co jest kłamstwem, a co nie, ale dziadek miał dar.
- Wiem po prostu... Nie chcę o tym rozmawiać. To wszystko jest dla mnie za trudne - odparłam i spuściłam głowę.
- Lottie dla kogoś takiego jak ty nic nie jest za trudne.
- Dziadku ty nie wiesz co zrobiłam. Nie masz nawet pojęcia jak bardzo namieszałam w życiu niewinny ludzi - nie chciałam naskoczyć na dziadka, ale nie potrafiłam też inaczej pokazać, że nie chcę rozmawiać na temat swojego pobytu w Londynie.
- Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. Prędzej czy później prawda wyjdzie na jaw Lottie, a ty już nic nie będziesz mogła zrobić. Nie będziesz mogła naprawić to co zniszczyłaś.

Harry

Brzuch po woli zaczynał mnie boleć z powodu śmiechu, ale mimo wszystko nie zamierzałem się opamiętać. Pierwszy raz od bardzo dawna byłem szczęśliwy i chciałem czerpać z tego czasu jak najwięcej przyjemności. Nawet jeżeli miałoby to potem zostać tylko w mojej głowie.
- Prze... Przestań... Wreszcie - Gemma z ledwością mogła powiedzieć cokolwiek, a gdy wreszcie wydusiła z siebie kilka słów każdy zaczął się jeszcze bardziej śmiać.
- Dość! - krzyknąłem, ale mimo wszystko nadal śmiałem się prawdopodobnie najgłośniej z wszystkich zebranych.
Zerknąłem na moją mamę i zauważyłem jak ociera z policzków łzy. Nie byłem tylko pewien czy są one spowodowane śmiechem czy może tym, że wreszcie wróciłem do dawnego mnie.
- O Boże... Mój brzuch - wysapałem po czym oparłem się o kanapę i chwyciłem ręką za wcześniej wymieniony mięsień. Nadal chichotałem pod nosem, ale teraz zdecydowanie byliśmy opanowani.
- Nigdy więcej cię nie zaprosimy - Gemma oparła się o mnie i bez problemu słyszałem jej szybki i głęboki oddech.
- Sam się zaproszę - Ashton wzruszył ramionami i napił się soku.
Nim zdążyłem się obejrzeć mama wyszła z salonu ciągnąc za sobą Ashton'a, a ja zostałem sam na sam z Gemmą. Zdawałem sobie sprawę z tego, że moja siostra tylko na to czekała. Wczoraj gdy przyjechałem do domu od razu mama zaciągnęła mnie do pomocy w kuchni, a potem ubierałem choinkę więc Gem nie miała czasu do przesłuchania mnie, ale teraz miała do tego idealną okazję i po jej cichym westchnieniu sądzę, że właśnie się do tego zabierała.
- Pytaj o co chcesz - powiedziałem i zamknąłem oczy opierając głowę o miękką poduszkę. Czułem się jakbym znów miał te głupie szesnaście lat.
- Myślisz o niej? - wypuściłem po woli powietrze i uśmiechnąłem lekko.
- Czy myślę? Nie można wyrzucić z głowy osoby, którą się kocha Gemma.

Lottie

Siedziałam sama w salonie tuż obok okna i wpatrywałam się w płatki śniegu spadające z nieba. Chciałabym być jednym z nich. Chciałabym być lekka, ważna i przede wszystkim jedyna w swoim rodzaju. Chciałabym nie musieć przejmować się tym co zrobię w swoim życiu. Chciałabym spać i pozostać niewidzialna na tle tysiąca innych płatków.
Taka nie jestem. I nigdy nie będę. Nikt nie będzie.
Nawet gdy rodzice i dziadkowie dołączyli do mnie w salonie nie oderwałam wzroku od okna. Czułam się wolna wpatrując w śnieg nawet jeżeli to dziwnie brzmi.
Pewnie gdyby nie telefon wibrujący tuż obok mnie nadal byłabym zatopiona w swoim świecie marzeń.
Nie sprawdzając kto dzwoni po prostu odblokowałam urządzenie i czekałam aż osoba dzwoniąca powie o co chodzi.
- Lottie! Boże jak ciężko się do ciebie dodzwonić - gdy usłyszałam głos po drugiej stronie od razu wstałam z parapetu i zerknęłam na rodziców.
- Niall? Po co dzwonisz? - nie widziałam sensu aby chłopak miał po coś do mnie dzwonić. Spójrzmy prawdzie w oczy. Nie miałam powodu do utrzymywania kontaktu z żadnym z chłopaków.
- Nie wiem czy ktoś już ci powiedział czy nie, ale Perrie jest w szpitalu. Przed chwilą dzwonił do mnie Zayn.
- W szpitalu? Dlaczego? Coś z dzieckiem? - po wypowiedzeniu słów od razu poczułam wzrok rodziców jak i dziadków na swojej osobie.
- Nie wiem. Zayn prosił mnie tylko abym przyleciał do Londynu. Mimo tego, że nie masz teraz najlepszych relacji z Perrie pomyślałem, że chciałabyś wiedzieć - jego głos nie był już pewny na końcu zdania.
- Tak, tak masz rację. Dziękuję. Postaram się przylecieć najszybciej jak się da. W końcu... W końcu to moja kuzynka.
----------------------------------------------------
Hahahahah ten rozdział jest tak badziewny, że aż śmieszny. Nie mogłam w ogóle się skupić i napisać czegokolwiek. Udało mi się wszystko zdać, ale przez to mam jeszcze większe nerwy i stres mnie po woli zżera. Mamo ja chce do przedszkola :(  Lol fajnie by było. Aaaaaaaaaaaaaaaa. Dowiedziałam się dzisiaj od mojej siostry, że prawdopodobnie pojadę w październiku na wymianę do Londynu. Kurwa, kurwa, kurwa! Ale się cieszę :D To tyle, nie zanudzam.
Przepraszam za to dziadostwo :)
Branoc!
Kamila ♥
Irish Cat ♥

7 komentarzy:

  1. Świetny :) Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału <3

    OdpowiedzUsuń
  2. oby sie zeszli w końcu Zayn i Lottie!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. nie dam rady proszę dajcie następny i nie przejmujcie się komentarzami ja mg wam dodać 20 jeśli chcecie tylko błagam dajcie już naexta :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie no rozdział nie jest zły.. :) hahahaha : Nie no mnie się osobiście podobał, choć może trochę krótki :))
    Nadal jestem za tym aby Lottie była z Zaynem i zdania nie zmienię :))

    Aaaaaaaa! Jedziesz na wymianę? I to do Londynu?! U mnie w szkole nie ma czegoś takiego :( Szkoda : Też bym sobie pojechała :D

    Mam nadzieję, że rozdział pojawi się szybko, bo tak bardzo nie mogę eis doczekać tego wyjazdu do Londynu Lottie, że ojeju :)
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  5. o jeju jak się pokręciło.
    Dzieje się ,dzieje

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie jest tak źle xD ,krótko napewno,ale możesz się zrehabilitować w następnym xd , Błagam niech Lottie będzie z Zaynem i niech jak najszybciej się dowie o tym dziecku,wtedy chyba będzie działo się jeszcze więcej,a tak tkwią w stanie zawieszenia xd.Czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń