niedziela, 17 sierpnia 2014

Rozdział 47

Chodziłam zdenerwowana w te i z powrotem czekając aż wreszcie lekarz, którzy zajmował się moim synkiem przyjdzie powiadomić mnie o wynikach badań, które Jensen ma robione już od dobrej godziny. Gdy Harry powiedział mi, że z Jenem jest coś nie tak od razu podeszłam do łóżeczka małego i nie mogłam uwierzyć w to co widzę. 
Mały zaczął robić się siny, a jego klata piersiowa nie poruszała się wcale. Przestał oddychać, a ja razem z nim. Na szczęście Harry był na tyle trzeźwy, że od razu udzielił małemu pierwszej pomocy, a mi nakazał zadzwonić po karetkę. Oczywiście wzbudziliśmy wielkie zainteresowanie, przecież nie codziennie do domu One Direction przyjeżdża pogotowie, ale w tej chwili plotki wcale mnie nie obchodziły. 
- Ugh ledwo co można tam przejść - powiedział Harry i podał mi kubek z wodą. W szpitalu pojawiło się mnóstwo paparazzi, którzy nie szczędzili sobie krzyków, a niektórzy z nich byli na tyle bezczelni aby wkradać się do budynku i nachodzić pacjentów wypytując ich o nas. 
Dlatego prawie cała ochrona szpitala została poproszona o pomoc w powstrzymaniu natrętnych ludzi, a ochroniarze chłopaków są już w drodze do szpitala wraz z Zayn'em. Prawdopodobnie nie zawiadamiałabym Zayn'a o stanie Jena, ale lekarz prosił aby ojciec dziecka zjawił się w szpitalu wraz ze swoją książeczką zdrowia. Byłam przerażona ponieważ nie miałam pojęcia co się dzieje z moim dzieckiem. 
- Dlaczego to tak długo trwa? - zapytałam, ale nikt nie udzielił mi odpowiedzi. Byłam zdziwiona gdy chłopcy przyjechali do szpitala chwilę po nas. Naprawdę nie sądziłam, że zrobią coś takiego, i jeszcze teraz siedzą tutaj ze mną i Harry'm i widać, że martwią się równie mocno co ja i on. 
- Spokojnie Lottie. Na pewno wszystko będzie dobrze - brunet przyciągnął mnie do siebie w mocnym uścisku i zaczął pocierać moje plecy podczas gdy ja oparłam się czołem  o jego klatkę piersiową i zamknęłam oczy.
- On nie oddychał Harry. Gdyby nie ty... - zamilkłam i pokręciłam głową nie mogąc sobie wyobrazić jak wielką stratę poniosłabym jeżeli Jensen by umarł. Nie poradziłabym sobie z tym uczuciem pustki i rozdarcia. Umarłabym wtedy wraz z nim.
- Przestań. Nawet tak nie mów. Jensen'owi nic nie będzie, zobaczysz. W końcu ma najsilniejszą mamę na świecie - Harry odsunął mnie od siebie na długość rąk i spojrzał mi w oczy będąc pewnym swoich słów.
- Tak bardzo się boję - wyszeptałam i poczułam jak łzy zbierają się w moich oczach i po chwili niebezpiecznie balansują na moich rzęsach, aby po chwili spłynąć po moich bladych i zmarzniętych policzkach. 
- Wiem kochanie. Wiem - powiedział i znów mnie przytulił. Gdzieś za sobą słyszałam jak ktoś biegnie w naszą stronę, a potem głos Zayn'a witającego się z chłopakami. Nadal stałam wtulona w Harry'ego chcąc choć przez chwilę zapomnieć gdzie tak naprawdę się znajduję. 
- Co mu się stało? Co jest mojemu synowi? - wiem, ze Zayn pytał o to mnie, ale mimo wszystko nie potrafiłam puścić Harry'ego i wyjaśnić wszystko Zayn'owi.
- Jen przestał na chwilę oddychać - wyjaśnił brunet i mocniej objął mnie rękoma, zapewne czując jak przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz wywołany jego słowami. 
- Ale... Jak to oddychać? - w głosie Zayn słyszałam takie samo niedowierzanie jak w głosach wszystkich osób, jakie musieliśmy poinformować dlaczego mój synek się tutaj znajduje. 
- A skąd my to możemy wiedzieć? Chciałem go... 
- Pani Smith? - Harry'emu przerwał lekarz, który od razu swoim jednym pytaniem zmusił mnie do odsunięcia się od bruneta i stanięcia tuż przed niego z nadzieją, iż powie mi, że z moim dzieckiem jest wszystko w porządku. 
- Co z moim synkiem? - zapytałam i westchnęłam gdy starszy mężczyzna z okularami na nosie zaczął przeglądać jakieś kartki, aby potem znów spojrzeć na mnie i Harry'ego trzymającego mocno moją dłoń. 
- Pani syn miał tak zwany bezdech senny. Objawia się on chwilowym zanikiem oddychania przez spadek ciśnienia w górnych drogach oddechowych, mięśnie gardła stają się wiotkie przez co zapada się podniebienie - po wyjaśnieniu lekarza moje serce zaczęło bić kilka razy szybciej, a nowe łzy zgromadziły się w kącikach oczu.
- O mój Boże - wyszeptałam i znów przytuliłam się do Harry'ego nie mogąc znieść myśli, że mój malutki synek może cierpieć na coś tak poważnego. Przecież on jest jeszcze na to za mały. 
- A jak to się leczy? No bo da się to wyleczyć prawda? - znów zdrowy rozsądek poprowadził Harry'ego do zadania mądrego pytania, które krążyło gdzieś po moich myślach, ale nie byłam wstanie go zadać. 
- Oczywiście, że da. W niektórych przypadkach, bezdechów można pozbyć się obniżając masę ciała, zaprzestając palenia papierosów i pica alkoholu, oraz odstawiając niektóre leki, co w tym przypadku jest niemożliwe ponieważ dziecko ma zaledwie miesiąc. Możemy poddać pani synka zabiegom laryngologicznym, aczkolwiek najpierw proponowałbym leczenie protezą powietrza. Nie sądzę aby chciała pani tak bardzo stresować dziecko wizytami w szpitalu i mnóstwem zastrzyków, które niestety musiałby przyjąć - odsunęłam się od Harry'ego i otarłam policzki spoglądając na lekarza. 
- Na czym ma polegać to leczenie tą protezą powietrza? Czy to ma być jakaś operacja? - zapytałam i poczułam jak Harry głaszcze moje plecy w pocieszającym geście. 
- Nie, nie. Proteza powietrza to taka maska, która zakłada się na twarz i przez rurkę zamieszczoną w maszynie przepływa powietrze pod właściwym ciśnieniem przez co ciśnienie w drogach oddechowych nie spada - pokiwałam mechanicznie głową niezawile z tego rozumiejąc.
- Jak długo on będzie musiał mieć tą protezę? - tym razem to Zayn zadał pytanie i stanął z mojej prawej strony łapiąc mnie za rękę. On był najwyraźniej tak samo zdenerwowany jak ja. 
- Na razie założymy mu ją na dzisiejszą noc i będziemy go obserwować. Sądzę, że jutro zostanie wypisany do domu i oczywiście damy państwu jeden z aparatu i gdybym w razie następnego bezdechu założą mu ją państwo co od razu przywróci normalny oddech. Aczkolwiek istnieje również taka możliwość iż atak był jednorazowy i więcej już taka sytuacja nie będzie miała miejsca dlatego nie radziłbym od razu zakładać maski. Już nie raz miałem takie przypadki, że dziecko przechodziło przez jeden atak, a potem już nigdy taka sytuacja nie miała miejsca - lekarz uśmiechnął się do nas pocieszająco. - Proszę się nie martwić, z małym wszystko będzie w porządku, to silny chłopak.
- Dziękuję panie doktorze - powiedziałam i przetarłam twarz dłońmi. - Mogę do niego wejść? - zapytałam.
- Tak oczywiście, tylko prosiłbym aby ojciec dziecka poszedł ze mną. Muszę sprawdzić pana książeczkę i przebyte choroby - lekarz przez cały czas patrzył na Harry'ego, a gdy Zayn zawiadomił go, że to on jest ojcem mężczyzna trochę się zmieszał, ale odszedł z Zayn'em już nic więcej nie mówiąc. 
Wraz z Harrym, skierowałam się do sali, w której znajdował się mój synek. Musiałam go zobaczyć, przytulić i przekonać się, że wszystko z nim w porządku. 
W pokoju znajdowały się trzy pielęgniarki, które najwyraźniej skończyły nakładać Jensenowi maskę ponieważ sprzątały jakieś papierki starając się nie hałasować.
- Malutki właśnie usnął - poinformowała nas prawdopodobnie najstarsza z całej trójki. Każda z nich uśmiechnęła się przyjaźnie w naszą stronę. 
- Mogę go wziąć na ręce z tym czymś? - zapytałam i wskazałam na maskę, z której wychodziła długa rura, która była przyczepiona do jakiejś małej maszyny, która nie wydobywała z siebie żadnego dźwięku. 
- Oczywiście, że tak - odpowiedziała mi ta sama kobieta i poklepała mnie po ramieniu. - Macie pięknego i silnego synka. Wszystko będzie z nim w porządku - dodała jeszcze i wyszła z sali wraz ze swoimi koleżankami.
Ja natomiast podeszłam niepewnie do łóżeczka i zagryzłam wargę gdy zobaczyłam malutką twarzyczkę Jena w masce, która pomagała mu prawidłowo oddychać. Delikatnie wsunęłam dłonie pod jego plecki i uniosłam go od góry siadając na krześle po czym ułożyłam Jena w swoich ramionach tak aby nadal mógł spokojnie spać. 
- Mój malutki... - wyszeptałam i pocałowałam go w czoło znów płacząc. Nie potrafiłam powstrzymać emocji buzujących we mnie. Byłam strasznie szczęśliwa, że z moim synkiem wszystko w porządku, ale mimo wszystko nadal trochę się bałam bo co jeżeli te bezdechy nie ustąpią? Czeka go jakaś operacja? Będzie musiał żyć z tą protezą powietrza do końca życia? 
- Lottie, skarbie proszę nie płacz. Słyszałaś lekarza. Z małym wszystko dobrze. Nic mu nie będzie - Harry ukucnął przede mną i otarł łzy z moich policzków. 
- Harry, a co jeżeli to nie ustąpi? Co wtedy? - zapytałam cichym głosem. Miałam wrażenie, że Harry również rozmyślał nad tym co stanie się dalej. Co jeżeli mój synek jest poważnie chory?
- Jeżeli tak się stanie to wtedy znajdę najlepszych lekarzy aby wyleczyli naszego synka - Harry dotknął mojej dłoni i pocałował czoło Jena. Naszego synka. 
Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się do niego lekko. Bacznie obserwowałam jak poszedł na drugą stronę sali, wziął sobie krzesło i przystawił je tuż obok mojego.
- Daj mi go - powiedział, a ja posłusznie oddałam mu małego poprawiając koszulkę, która podwinęła się mu do góry. - Spróbuj się przespać - westchnęłam cicho i oparłam głowę na ramieniu Harry'ego cały czas obserwując jak porusza się klatka piersiowa Jena.
- Boje się - wyznałam po kilku minutach ciszy. Nie widziałam sensu aby ukrywać przed Harrym to co czuję ponieważ od i tak odkryłby co tak naprawdę czuję.
- Ja też skarbie, ale damy sobie radę - poczułam jak Harry jedną ręką oplata moje ciało. - Kocham cię Lottie.
***
Było coś około godziny dziesiątej gdy wraz z Harrym i Jensenem opuściliśmy szpital wyjściem dla służby. Nie chcieliśmy aby te wszystkie krzyki różnych ludzi obudziły małego, a na pewno tak by się stało. Oboje z Harrym przeszliśmy szybki kurs zakładania maski do oddychania w razie kolejnego ataku Jena, który mam nadzieje nie nastąpi.
Koło domu było pełno fanek, które gdy tylko zobaczyły Harry'ego wychodzącego z samochodu wraz z nosidełkiem zaczęły krzyczeć jeszcze głośniej niż wcześniej. Szybko pokonaliśmy z Harrym dystans do domu po czym odgrodziliśmy się od krzyczących fanek.
- Och już jesteście. Zrobiliśmy wam śniadanie zaraz przyniesiemy - Niall i Liam powitali nas już w korytarzu od razu powiadamiając nas o swoich planach. Spojrzałam zdziwiona na bruneta, a on tylko wzruszył ramionami i uśmiechnął się lekko.
- Pójdę rozebrać Jena i zaraz przyjdę - powiedział Harry po czym pocałował mnie w czoło i odszedł mówiąc coś do mojego synka, który cały czas był przypięty do nosidełka.
Nie widząc innego wyjścia skierowałam się do jadali, w której każdy z chłopaków coś robił. Stanęłam zdziwiona w drzwiach i przyglądałam się Louis'owi, który nakrywał do stołu starając się poukładać równo łyżeczki do herbaty.
- Pomóc ci? - zapytałam i najwyraźniej mój głos go przestraszył ponieważ podskoczył nieznacznie i przeklną pod nosem 
- Nie, nie trzeba. Usiądź sobie - odparł i wskazał głową na krzesło, obok którego stało siodełko dla małego dziecka. Nie miałam takiego. Całkiem zbita z tropu usiadłam na krześle i przyglądałam się jak chłopcy ze zdenerwowaniem przynoszą wszystko co zrobili.
- Lottie jeśli chcesz to ja mogę... - do jadalni wszedł Harry z Jenem na rękach. Przystanął zdziwiony widokiem, który przed sobą zastał. - Co tu się do kurwy dzieje? - zapytał.
- Nie przeklinaj - powiedziałam i wstałam odbierając od niego chłopca. Posadziłam go na siodełku i od razu przypięłam pasami aby czasem nie wypadł. - Gdzie jest butelka? - zapytałam, a Styles podał mi butelkę i usiadł obok Jena nic więcej nie mówiąc.
W nocy Jen obudził się i był wyraźnie głodny, i gdy chciałam go nakarmić pielęgniarki poradziły mi abym zaczęła karmić go butelką ponieważ przy bezdechu mleko z witaminami jest lepsze dla takiego maluszka.
- Emm kupiliście to mleko, o które prosił Harry? - zapytałam gdy weszłam do kuchni. Nie uzyskałam odpowiedzi po prostu Liam podał mi już gotową butelkę wypełnioną białą cieczą.
- Nie wiem czy takie może być. Znaczy czy nie jest za gorące - brunet podrapał się po głowie i uśmiechnął  do mnie niezręcznie. Odstawiłam pustą butelkę na blat i podeszłam do zlewu podwijając rękaw bluzki po czym wylałam trochę mleka na nadgarstek.
- Jest idealne. Dziękuję - odparłam i z uśmiechem na ustach wyszłam z kuchni kierując się do jadalni, gdzie Harry i Lou robili jakieś głupie miny do Jena, który przyglądał się im z obojętnością.
- Mogę go nakarmić? - zapytał Harry i wyciągnął rękę po butelkę. Podałam mu ją i obserwowałam jak ostrożnie wyciąga Jena z siodełka, układa go sobie na rękach po czym wkłada mu do buźki smoczek. - Jakie to fajne - odparł po chwili i zaczął się śmiać. 
- Brzmisz jak psychopata.
Jak Harry już nakarmił Jena oddał go chłopakom, którzy zaoferowali, że zaopiekują się nim w czasie gdy my zjemy śniadanie. Oni siedzieli z małym w salonie, a my siedzieliśmy w jadalni przy stole jedząc śniadanie w formie kanapek z szynką i papryką, która starannie była ułożona na chlebie z masłem. 
Chłopcy się postarali. Dostałam czkawki i Harry miał naprawdę niezły ubaw. Ja nie widziałam w tym nic śmiesznego. Gdy już skończyłam jeść i wypiłam herbatę, zrobiłam się strasznie zmęczona. 
Naprawdę bałam się o Jensena i, że coś mu się stanie. Choć wszyscy zapewniali, że to nie groźne i, że wszystko będzie dobrze to jednak nadal istniała możliwość, że coś pójdzie nie tak, prawda? A ja tak cholernie bałam się tej możliwości.
- O czym myślisz kochanie? - zapytał brunet patrząc na mnie ze ściągniętymi brwiami. Kochaniekochaniekochanie.
- Och, o tym, że coś może pójść nie tak - wyznałam i skrzywiłam się.
- Spokojnie Lottie, lekarze zapewniali, że wyzdrowieje to znaczy, że wyzdrowieje - powiedział, ale widać było, że sam nie jest pewien tego co mówi. Widać, że mu też zależy na Jensenie. Traktuje go jak swoje dziecko. Powinnam się cieszyć, ale nie w takiej chwili. - Proszę uśmiechnij się, dla mnie.
Westchnęłam podnosząc nasze kubki i talerze po czym poszłam do kuchni i włożyłam je do zlewu. Puściłam wodę i wzięłam gąbkę, na której był płyn. Zaczęłam myć naczynia. Gdy już były czyste włożyłam je do suszarki. Czyjeś ręce oplotły mnie w talii, a czyjaś głowa spoczęła na moim ramieniu. Wiedziałam, że to Harry. Jego usta zaczęły wędrować po mojej szyjii.
- Harry naprawdę nie jestem w nastroju - szepnęłam do niego próbując wydostać się z uścisku.
- Chcę żebyś się tylko uśmiechnęła - powiedział. Odwróciłam się i zrobiłam co chciał. Również się uśmiechnął, i połączył nasze usta, oddałam krótki pocałunek. Przytuliłam się do niego i poczułam się bezpieczna. 

Odsunęliśmy się od siebie i poszliśmy do salonu gdzie siedział Niall z Liam'em opiekując się moim dzieckiem. Spojrzeli się na nas i wrócili do zabawy z Jenem. Usiedliśmy na kanapie. Zaczęliśmy rozmawiać. Podczas tego ziewnęłam parę razy więc Harry zaproponował, żebym poszła spać. Po upewnieniu się, że Jen będzie miał zapewnioną opiekę skorzystałam z jego rady i poszłam do pokoju. 
Harry
Udało mi się znieść na dół kilka zabawek Jena jak i kocyk nim Lottie zasnęła. Nie chciałem jej budzić, a wiedziałem, że pewnie tak się stanie gdy coś przez przypadek mi spadnie. 
Rozłożyłem na kanapie koc, na którym położyłem Jensena i zacząłem machać grzechotką przez co mały zaczął podnosić rączki do góry i co jakiś czas się uśmiechał.
- Dobrze sobie radzisz. Jako ojciec - spojrzałem zdezorientowany na chłopaków, całkowicie zapominając o ich obecności. Louis przysiadł się tuż obok Jena i wziął go na ręce. 
- Nie żartuj sobie ze mnie. Jestem cholernie przerażony za każdym razem gdy muszę go wziąć na ręce - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Starałem się być pewny siebie i cały czas pamiętać o słowach mamy, gdy pytałem się jej jak mam postępować z tak małym dzieckiem. 
- Nie widać tego po tobie - tym razem Niall postanowił wygłosić swoje zdanie. 
- I dobrze. Nie chcę aby Lottie zaczęła przejmować się tym, że nie wiem jak mam poradzić sobie z naszym dzieckiem - powiedziałem i zamarłem gdy doszło do mnie to co powiedziałem. Znowu.
- Wow stary nieźle cię wzięło - Louis poklepał mnie po ramieniu i starał się ukryć swój uśmiech. Moje dziecko.
----------------------------------------------------------------------------------------
Hej :D Jezu jaka jestem najarana. Niby coraz bliżej końca bo tylko 3 rozdziały i epilog, ale potem nowy blog i NOUGPNDSPIDBNPDS. Gdy dzisiaj zobaczyłam szablon myślałam, że umrę. Jest G-E-N-I-A-L-N-Y. 
Dobra a co do rozdziału to mam nadzieję, że wam się spodoba bo tak fajnie mi się go pisało :) To chyba all... ACH dziękuję za wszystkie komentarze :* Kocham was! 
Kamila♥

Hej jak wam mijają wakacje :)
Irish Cat♥ 

8 komentarzy:

  1. Super rozdział, a dzięki tobie Kamila to ja też jestem podjarana i nie mogę się doczekać nowego opowiadania! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Biedny Jen. Mimo, że uwielbiam Harrego jako tatę to i tak wolałam Zayna!

    OdpowiedzUsuń
  3. A mnie się wydaje,że z kim by nie była to i tak będzie mi zawsze szkoda tego drugiego i żałuje wtedy,że nie jest z tym drugim :D

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja się zastanawiam czemu na taki blogu z tak fajną historią jest tak mało komentarzy..Wakacje,czy może jakiś inny powód? Mnie osobiście baardzo się podoba i mam nadzieje,że nie będziecie się łamać i dokończycie opowiadanie dla tych ''najwierniejszych'' :)

    OdpowiedzUsuń
  5. ZAYN TEAM FOREVER-NADAL PAMIĘTAM! !
    NIE ZROBICIE MI TEGO? :C BĘDZIE Z ZAYNEM?
    :(((
    Rozdział zajebisty *-*

    OdpowiedzUsuń