On sobie żartuje prawda? To taki cholernie głupi żart? On nie może mi odebrać dziecka, prawda? Te pytania od paru minut krzątają mi się po głowie. Moja głowa zawirowała. Nie może mi tego zrobić, nie może zrobić to temu dziecku.
Przygryzłam wargę czując uporczywe szczypanie w kącikach oczu. Załkałam żałośnie, przecież ma dziecko z Perrie, po co mu moje? Dlaczego on aż tak bardzo chce mnie skrzywdzić...
Wydawało mi się, że dobrze znam chłopaka, którego kochałam. Wydawało mi się, że potrafiłam przewidzieć jego działania w każdej, sprawie, ale tym razem nie miałam pojęcia co nim kieruję i czy naprawdę Zayn odważy się odebrać mi moje dziecko. Nasze dziecko.
Nie wiem co mną kierowało, ale zaczęłam szybko wspinać się po schodach aby jak najszybciej dostać się do mojego pokoju. Gdy tam dotarłam szybko zrzuciłam z siebie swoją piżamę i ubrałam czarne spodnie oraz szarą bluzę. Do kieszeni spodni schowałam telefon i klucze. Zwariowałam.
Złapanie taksówki o tej porze dziedziczyło niemal z cudem, ale na szczęście udało mi się złapać jedną gdy odjeżdżała z pod domu kawałek dalej. Bez zastanowienia podałam adres i zaczęłam przygryzać wnętrze policzka. Dopiero teraz, gdy byłam już w drodze zaczęło do mnie dochodzić to co chcę zrobić.
Mimowolnie moja ręka powędrowała do brzucha i wiem, że zabrzmi to szalenie, ale chyba zaczęłam wtedy pojmować co to znaczy być matką. Ta troska o swoje dziecko, nawet jeżeli jeszcze nie jest ze mną na świecie była rozpraszająca. Budowała we mnie swoje gniazdo i byłam pewna, że nie mogę pozwolić aby ktokolwiek skrzywdził moje dziecko. Mogłam być suką dla chłopaków. Mogłam ich bardzo skrzywdzić, ale przecież noszę pod sercem cud. Nie mogę pozwolić aby moje idiotyczne zachowanie kilkanaście tygodni temu zniszczyło całe życie tej malutkiej istotce.
- Dojechaliśmy - zamrugałam kilka razy aż odgoniłam wszystkie niepotrzebne łzy. Spojrzałam na kierowcę i podałam mu pieniądze gdy ten uprzednio powiedział mi ile mam zapłacić za przejazd.
Zimny wiatr targał moimi rozpuszczonymi włosami, a mróz szczypał mnie w policzki i noc. Marzłam chociaż od środka byłam rozgrzana przez gniew.
Gdy spojrzałam w górę zauważyłam, jak w mieszkaniu, w którym kiedyś mieszkałam ktoś chodzi w kółko, a potem zasłania ogromne okno z widokiem na miasto. Nie zastanawiając się więcej skierowałam się szybkim krokiem w stronę wejścia i po wystukaniu odpowiedniego kodu otwarłam drzwi wślizgując się do ciepłej klatki schodowej.
Zważywszy na to, że nie miałam już kluczy do mieszkania zapukałam dwa razy do drzwi i grzecznie poczekałam aż ktoś mi otworzy. Wcale się nie zdziwiłam jak drzwi otworzył mi Adam.
- Lottie? - zapytał jakby nie dowierzał, że to naprawdę ja. Przepchnęłam się obok niego i weszłam do jasno oświetlonego korytarza. Do moich uszu dobiegł śmiech Perrie i szczekanie psa. Nie kłamał. Ona naprawdę z nim jest.
Wkroczyłam dość dumnie do salonu i od razu zwróciłam na siebie wzrok blondynki. Zauważyłam, że w kuchni świeci się światło więc nim Perrie zdążyła cokolwiek powiedzieć przeszłam do pomieszczenia gdzie go znalazłam.
- Lottie? Co ty tutaj robisz o tej porze? - Zayn odstawił kubek na blat i zaczął się mi przypatrywać. Czułam jak moja twarz robi się czerwona i nie do końca byłam pewna czy to z powodu gorąca jakiego panowało w mieszkaniu, czy z powodu złości.
- Co ma oznaczać ten twój głupi SMS? - zapytałam od razu przechodząc do sedna sprawy. Nie miałam ochoty, ani czasu grać w jakieś głupie gierki.
- Jak to co? Odbiorę ci nasze dziecko Lottie. Nie pozwolę aby wychowywało się z kimś takim jak ty - prawdopodobnie gdyby uderzył mnie w twarz zabolałoby mnie to mniej.
- To nie jest twoje dziecko. Już ci to tłumaczyłam - odparłam i zaczesałam palcami włosy do tyłu aby nie spadały mi na twarz.
- Nie wierzę ci. Wiem, że kłamiesz - wysyczał i zacisnął dłonie w pięści chcąc mi tym samym pokazać, że jest zły. No to świetnie. Jest nas dwoje.
- Och to już nie mój problem Zayn. To dziecko nie jest twoje - powiedziałam i bez żadnego strachu spojrzałam mu prosto w oczy.
- Odbiorę ci je - powiedział gdy chciałam stamtąd wyjść.
- Nie masz kurwa prawa tego zrobić! - krzyknęłam i podeszłam do niego popychając go na blat. Naprawdę miałam ochotę go zabić. Chociażby gołymi rękoma. - To dziecko NIE jest twoje Zayn - wyszeptałam i odsunęłam się od niego wychodząc z kuchni. Minęłam zdziwionego Adama i niezadowoloną Perrie. Wybiegłam przez drzwi. Byłam dumna z siebie, że się przy nim nie rozpłakałam. Lecz po wyjściu już tak. Niestety tym razem nie miałam takiego farta i nie błąkała się tu żadna taksówka. Czyli wracam na pieszo, cudownie. Zawsze marzyłam o tym by wracać późnym wieczorem do domu. Otarłam ręką łzy.
Mijałam domy, a samochody mnie mijały. Skręciłam w prawo i skierowałam się na drugą stronę jezdni. Z boku wydobyło się trąbienie i pisk opon.
- Uważaj jak chodzisz! - usłyszałam krzyk z samochodu. Chłopak przyjrzał mi się. - Lottie?
To był Niall. Blondyn wysiadł z samochodu.
- Co się stało? Płaczesz? - zapytał lecz nie z sarkazmem tylko z niespotykaną u niego czułością.
- Nic mi się nie stało, ale mam prośbę. Mógłbyś mnie odwieść? Proszę.
- A co za to dostanę?
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Wzruszyłam ramionami a chłopak westchnął.
- Wchodź - mruknął siadając za kierownicą. Stałam chwilę i się patrzyłam przed siebie. - No wchodź!
Na jego głos szybko ruszyłam w stronę samochodu i usiadłam obok niego.Ledwo zamknęłam drzwiczki i się zapięłam a on już odjechał. Nie odzywałam się cala drogę. Podziękowałam tylko jak już wysiadałam. Weszłam do domu i usłyszałam czyjeś kroki.
- Lottie! Gdzie ty byłaś? Wiesz jak się martwiłem? Nie odbierałaś telefonu. Jak można być tak nieodpowiedzialnym! - Harry od razu na mnie okrzyczał.
Przygryzłam wargę czując uporczywe szczypanie w kącikach oczu. Załkałam żałośnie, przecież ma dziecko z Perrie, po co mu moje? Dlaczego on aż tak bardzo chce mnie skrzywdzić...
Wydawało mi się, że dobrze znam chłopaka, którego kochałam. Wydawało mi się, że potrafiłam przewidzieć jego działania w każdej, sprawie, ale tym razem nie miałam pojęcia co nim kieruję i czy naprawdę Zayn odważy się odebrać mi moje dziecko. Nasze dziecko.
Nie wiem co mną kierowało, ale zaczęłam szybko wspinać się po schodach aby jak najszybciej dostać się do mojego pokoju. Gdy tam dotarłam szybko zrzuciłam z siebie swoją piżamę i ubrałam czarne spodnie oraz szarą bluzę. Do kieszeni spodni schowałam telefon i klucze. Zwariowałam.
Złapanie taksówki o tej porze dziedziczyło niemal z cudem, ale na szczęście udało mi się złapać jedną gdy odjeżdżała z pod domu kawałek dalej. Bez zastanowienia podałam adres i zaczęłam przygryzać wnętrze policzka. Dopiero teraz, gdy byłam już w drodze zaczęło do mnie dochodzić to co chcę zrobić.
Mimowolnie moja ręka powędrowała do brzucha i wiem, że zabrzmi to szalenie, ale chyba zaczęłam wtedy pojmować co to znaczy być matką. Ta troska o swoje dziecko, nawet jeżeli jeszcze nie jest ze mną na świecie była rozpraszająca. Budowała we mnie swoje gniazdo i byłam pewna, że nie mogę pozwolić aby ktokolwiek skrzywdził moje dziecko. Mogłam być suką dla chłopaków. Mogłam ich bardzo skrzywdzić, ale przecież noszę pod sercem cud. Nie mogę pozwolić aby moje idiotyczne zachowanie kilkanaście tygodni temu zniszczyło całe życie tej malutkiej istotce.
- Dojechaliśmy - zamrugałam kilka razy aż odgoniłam wszystkie niepotrzebne łzy. Spojrzałam na kierowcę i podałam mu pieniądze gdy ten uprzednio powiedział mi ile mam zapłacić za przejazd.
Zimny wiatr targał moimi rozpuszczonymi włosami, a mróz szczypał mnie w policzki i noc. Marzłam chociaż od środka byłam rozgrzana przez gniew.
Gdy spojrzałam w górę zauważyłam, jak w mieszkaniu, w którym kiedyś mieszkałam ktoś chodzi w kółko, a potem zasłania ogromne okno z widokiem na miasto. Nie zastanawiając się więcej skierowałam się szybkim krokiem w stronę wejścia i po wystukaniu odpowiedniego kodu otwarłam drzwi wślizgując się do ciepłej klatki schodowej.
Zważywszy na to, że nie miałam już kluczy do mieszkania zapukałam dwa razy do drzwi i grzecznie poczekałam aż ktoś mi otworzy. Wcale się nie zdziwiłam jak drzwi otworzył mi Adam.
- Lottie? - zapytał jakby nie dowierzał, że to naprawdę ja. Przepchnęłam się obok niego i weszłam do jasno oświetlonego korytarza. Do moich uszu dobiegł śmiech Perrie i szczekanie psa. Nie kłamał. Ona naprawdę z nim jest.
Wkroczyłam dość dumnie do salonu i od razu zwróciłam na siebie wzrok blondynki. Zauważyłam, że w kuchni świeci się światło więc nim Perrie zdążyła cokolwiek powiedzieć przeszłam do pomieszczenia gdzie go znalazłam.
- Lottie? Co ty tutaj robisz o tej porze? - Zayn odstawił kubek na blat i zaczął się mi przypatrywać. Czułam jak moja twarz robi się czerwona i nie do końca byłam pewna czy to z powodu gorąca jakiego panowało w mieszkaniu, czy z powodu złości.
- Co ma oznaczać ten twój głupi SMS? - zapytałam od razu przechodząc do sedna sprawy. Nie miałam ochoty, ani czasu grać w jakieś głupie gierki.
- Jak to co? Odbiorę ci nasze dziecko Lottie. Nie pozwolę aby wychowywało się z kimś takim jak ty - prawdopodobnie gdyby uderzył mnie w twarz zabolałoby mnie to mniej.
- To nie jest twoje dziecko. Już ci to tłumaczyłam - odparłam i zaczesałam palcami włosy do tyłu aby nie spadały mi na twarz.
- Nie wierzę ci. Wiem, że kłamiesz - wysyczał i zacisnął dłonie w pięści chcąc mi tym samym pokazać, że jest zły. No to świetnie. Jest nas dwoje.
- Och to już nie mój problem Zayn. To dziecko nie jest twoje - powiedziałam i bez żadnego strachu spojrzałam mu prosto w oczy.
- Odbiorę ci je - powiedział gdy chciałam stamtąd wyjść.
- Nie masz kurwa prawa tego zrobić! - krzyknęłam i podeszłam do niego popychając go na blat. Naprawdę miałam ochotę go zabić. Chociażby gołymi rękoma. - To dziecko NIE jest twoje Zayn - wyszeptałam i odsunęłam się od niego wychodząc z kuchni. Minęłam zdziwionego Adama i niezadowoloną Perrie. Wybiegłam przez drzwi. Byłam dumna z siebie, że się przy nim nie rozpłakałam. Lecz po wyjściu już tak. Niestety tym razem nie miałam takiego farta i nie błąkała się tu żadna taksówka. Czyli wracam na pieszo, cudownie. Zawsze marzyłam o tym by wracać późnym wieczorem do domu. Otarłam ręką łzy.
Mijałam domy, a samochody mnie mijały. Skręciłam w prawo i skierowałam się na drugą stronę jezdni. Z boku wydobyło się trąbienie i pisk opon.
- Uważaj jak chodzisz! - usłyszałam krzyk z samochodu. Chłopak przyjrzał mi się. - Lottie?
To był Niall. Blondyn wysiadł z samochodu.
- Co się stało? Płaczesz? - zapytał lecz nie z sarkazmem tylko z niespotykaną u niego czułością.
- Nic mi się nie stało, ale mam prośbę. Mógłbyś mnie odwieść? Proszę.
- A co za to dostanę?
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Wzruszyłam ramionami a chłopak westchnął.
- Wchodź - mruknął siadając za kierownicą. Stałam chwilę i się patrzyłam przed siebie. - No wchodź!
Na jego głos szybko ruszyłam w stronę samochodu i usiadłam obok niego.Ledwo zamknęłam drzwiczki i się zapięłam a on już odjechał. Nie odzywałam się cala drogę. Podziękowałam tylko jak już wysiadałam. Weszłam do domu i usłyszałam czyjeś kroki.
- Lottie! Gdzie ty byłaś? Wiesz jak się martwiłem? Nie odbierałaś telefonu. Jak można być tak nieodpowiedzialnym! - Harry od razu na mnie okrzyczał.
- Bardzo łatwo Harry. Wystarczy zrobić coś bardzo głupiego i już jesteś nieodpowiedzialny - powiedziałam i otarłam łzy z policzków.
- Co się stało? Dlaczego płaczesz? - chłopak od razu zmienił ton swojego głosu na spokojniejszy i troskliwy. Wzruszyłam ramionami i zaczęłam się śmiać.
- Co się stało? Och cóż pokochałam dwóch facetów jednocześnie, zniszczyłam sobie życie, jestem w ciąży i na dodatek nie wiem czy kiedykolwiek będę miała jakiekolwiek prawo do mojego dziecka. To tak w skrócie - spuściłam głowę na dół i potarłam czoło dłonią. Byłam strasznie zmęczona, ale to nie było zmęczenie fizyczne. Psychiczne. Miałam już dość. Chciałam umrzeć i pogrzebać ze sobą wszystko co kiedykolwiek uczyniłam.
- Jesteś w ciąży? - na schodach stał Liam, który przyglądał się mi i Harry'emu z dziwnym wyrazem twarzy. - Najświeższe wiadomości Liam - odparłam z ironią w głosie i westchnęłam zamykając oczy. Nagle zaczęło mi się robić strasznie duszno, a głowa zaczęła boleć jakby miała zaraz mi się rozpaść.
- Lottie dobrze się czujesz? - Harry złapał mnie za rękę, a ja otwarłam oczy i pokręciłam lekko głową doskonale wiedząc, że nie będę wstanie powiedzieć czegokolwiek.
Harry
Głaskałem Lottie po głowie cały czas cicho śpiewając piosenki, które znałem najlepiej. Wiedziałem, że dziewczyna zasnęła już dawno temu, ale bałem się, że jeżeli przestanę to ona się obudzi i znów zacznie płakać. Nie chciałem aby płakała. Nie zasłużyła sobie, na nic przez co teraz musi przechodzić. Szkoda, że ona tego nie rozumie.
Gdybym mógł zabrał bym to wszystko od niej. Nie pozwoliłbym aby cierpiała. Ja bym sobie poradził, o wiele lepiej niż ona. Poszedłbym do Louisa powiedziałbym mu o wszystkim co mnie dręczy, a on by mi doradził i wszystko było by dobrze. Lottie nie ma do kogo pójść. Jest tutaj całkiem sama, a mi nie chce nic powiedzieć. Nie wiem dlaczego. Może się wstydzi, a może nie ufa mi wystarczająco. Chciałabym to zmienić. Chciałbym aby zaufała mi i pokochała mnie tak bardzo jak ja pokochałem ją. Gdyby to jedno moje życzenie się spełniło byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Miałbym wszystko czego człowiek może zapragnąć. Mógłbym być wtedy naprawdę szczęśliwy.
Lottie jęknęła cicho i przewróciła się na bok kładąc swoją głowę na moją klatkę piersiową. Wydawała się niespokojna dopóki nie chwyciłem jej dłoni i nie potarłem kostek palców.
- Śpij spokojnie moja piękna. Wszystko jest dobrze - wyszeptałem i pocałowałem ją w czubek głowy. Boże gdyby tak mogłoby być już na zawsze. Gdyby ona była moja na zawsze...
Lottie
Obudziłam się leżąc na czyimś bezpiecznym i ciepłym ciele. Dopóki nie poczułam przyjemnego zapachu dobrze znanych mi perfum czułam się lekko wystraszona, ale strach szybko odszedł w zapomnienie u stępiając miejsce poczucia bezpieczeństwa.
Jego duża dłoń trzymała moją, a druga ręka spoczywała na moich plechach. Czułam się szczęśliwa choć wiedziałam, że to tyko złudzenie. Za chwilę pewnie się obudzi i zostawi mnie samą, a ja znów poczuję nagły przypływ tych wszystkich problemów.
- Tak bardzo cię kocham - usłyszałam jego cichy szept. Zamknęłam momentalnie oczy gdy poczułam jak Harry delikatnie odsuwa mnie od siebie. Od razu zrobiło mi się zimno, a smutek zalał całe moje ciało. A więc to już.
Harry nakrył mnie kołdrą, pocałował w czoło i wyszedł po cichu z pokoju starając się narobić jak najmniej hałasu. Westchnęłam i otwarłam oczy. Chciało mi się płakać, choć prawie całą noc ryczałam przytulona do Harry'ego. Pamiętam, że po jakimś czasie zaczął mi śpiewać, a ja zaczęłam się uspokajać. Wtedy wszystko stawało się takie idealne. My byliśmy idealni, a kłopotów nie było. Nie istniał żaden Zayn z manią zemsty, nie było moich błędów czy kłamstw. Było po prostu idealnie, do czasu.
Do moich myśli znów przywędrował SMS od Zayn. Czy on naprawdę jest wstanie zrobić mi coś takiego? Gdy go zobaczyłam nie rozpoznawałam w nim tego samego chłopaka, którego pokochałam. Ja już go nie znałam.
Mocne walenie w drzwi wyrwalo mnie z zamyśleń. Mozolnie wstałam odciągając kołdrę od ciała. Przetarłam oczy i powoli kroczyłam ku drzwiom. Walenie zamiast ustać, nasiliło się.
- Już idę - mruknęłam. Otworzyłam drzwi, a moim oczom ukazał się Zayn. Wściekły Zayn.
- Chce testów na ojcostwo.
-------------------------------------------------------------------------Tadam! Mam nadzieję, że was nie zawiodłyśmy i wybaczycie te tygodniowe opóźnienie, ale po prostu nie mogłam nic napisać z powodu mojego paluszka. Jeszcze tydzień muszę chodzić z opatrunkiem. Rozumiecie?! Cały tydzień to jakaś męczarnia. Mam nadzieję, że nigdy sobie nie wybijecie palca bo nie dość, że cholerstwo boli to jeszcze wsadzą wam w bandaż jakiś kijek, który będzie was uciskał, ale oczywiście nic nie można z tym zrobić. Ech... Łorewer.
Dziękujemy za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem. Kochamy was!
Kamila♥
Czeeeeść. Tęskniliście? Ja tak, przepraszamy za opóźnienie :c Komentujcie :)
Irish Cat♥